Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Paweł Majewski 09.04.2018

Ekstraklasa: do trzech razy sztuka? Czy Jagiellonia jest gotowa na mistrzostwo?

Trzecie miejsce w Ekstraklasie 2014/2015, wicemistrzostwo Polski dwa lata później - Jagiellonia Białystok dawno już dołączyła do ścisłej czołówki piłkarskiej Ekstraklasy. Czy zajmujący po rundzie zasadniczej drugie miejsce w ligowej tabeli podopieczni Ireneusza Mamrota będą w stanie pobić  dotychczasowe klubowe osiągnięcia i zdobędą upragniony na Podlasiu tytuł mistrzowski?

Jagiellonia jest Dumą Podlasia. Tak mówią o niej rozsiani po niemal wszystkich podlaskich miastach, miasteczkach i wsiach fani, tak jednak przestawia się też tamtejsza rzeczywistość. Region z północnego wschodu naszego kraju jest zakochany w białostockim klubie. Dyskusje o tym, co się dzieje, działo lub dziać będzie przy Słonecznej wykraczają daleko poza bramy stadionu. 

Podlascy kibice w ostatnich latach dwukrotnie mieli okazję obserwować swoich ulubieńców walczących do ostatnich kolejek o mistrzostwo Polski. Zarówno w sezonie 2014/15, jak i 2016/17 walka została jednak przegrana. Czego zabrakło? 

Przed trzema laty białostoczanie ukończyli rozgrywki na trzecim miejscu w tabeli. Po zakończeniu zmagań w grupie mistrzowskiej mieli na swoim koncie 41 punktów, o dwa mniej od mistrzowskiego Lecha oraz o jeden od Legii. Podopieczni trenera Michała Probierza spisywali się świetnie zwłaszcza w dodatkowych siedmiu kolejkach, potrafili nawet pokonać na wyjeździe przyszłego mistrza (3:1). Białostoczanie nie cieszyli się jednak "sympatią" arbitrów, którzy kilkukrotnie mylili się na ich niekorzyść podczas ligowych starć. Wielkie kontrowersje wzbudził zwłaszcza mecz w Warszawie, gdy rozpędzona Jagiellonia przegrała z Legią 0:1 po bramce w ...97 minucie z bardzo dyskusyjnego rzutu karnego. 

Mimo tego niepowodzenia, tamte rozgrywki okazały się dla Jagi najlepsze w historii klubu. W pamięci fanów na długo zostały takie wyniki, jak 5:0 z Pogonią Szczecin na otwarcie odnowionego stadionu, wyjazdowe 3:1 z Legią w rundzie zasadniczej, wspomniane zwycięstwo w Poznaniu czy 4:2 z Lechią Gdańsk w meczu kończącym rozgrywki, gdy na kwadrans przed końcem to rywale prowadzili dwoma bramkami. Białostoczan doceniali także rywale oraz dziennikarze. Na dorocznej gali kończącej sezon, Probierza uznano najlepszym trenerem rozgrywek, Michała Pazdana - najlepszym obrońcą, natomiast dwie statuetki zgarnął młodziutki, 18-letni wówczas Bartłomiej Drągowski, obwołany najlepszym bramkarzem i odkryciem sezonu. 

Trzeciemu miejscu towarzyszył niedosyt, ale nie zmieniało to ogromu sukcesu klubu, który wcześniej uchodził za ligowego średniaka, skupionego przede wszystkim na promocji i sprzedawaniu swoich najlepszych zawodników. Działacze Jagi słyną z tego, że potrafią wytransferować piłkarzy za duże, jak na polskie warunki, pieniądze. Niestety dla białostockich kibiców, podobna sytuacja miała miejsce latem 2015 roku. Sprzedano tak ważnych piłkarzy, jak Pazdan, Patryk Tuszyński, Nika Dzalamidze oraz Maciej Gajos. Odszedł również najlepszy strzelec ówczesnej rewelacji Ekstraklasy Mateusz Piątkowski, który nie potrafił porozumieć się z klubem w sprawie nowej umowy. 

Po tym swoistym rozbiorze kolejny sezon musiał być słabszy. Jaga broniła się przed spadkiem, utrzymanie zapewniając sobie dopiero na kolejkę przed końcem rozgrywek. Plusem słabszego okresu klubu był jednak fakt, że po sezonie nie doszło do równie znaczących osłabień, jak rok wcześniej. Prezes Cezary Kulesza dotrzymał słowa danego Probierzowi o utrzymaniu trzonu składu i zgodził się jedynie na sprzedaż Drągowskiego do włoskiej Fiorentiny. 

Okazało się, że postawienie na zgrywanie dotychczasowej kadry, zamiast rewolucji kadrowej przyniosło nadspodziewany efekt. Sezon 2016/17 zakończył się dla klubu ze stolicy Podlasia jeszcze lepiej, niż ten dwa lata wcześniej. Białostoczanie znowu byli postrachem ligi, kończąc ją na drugim miejscu. 42 punkty na koniec rozgrywek (należy pamiętać o podziale punktów zdobytych w fazie zasadniczej, jaki funkcjonował do zakończenia poprzedniego sezonu) nie pozwoliły jednak na mistrzostwo, które padło łupem Legii (44 pkt).

Czego brakowało białostoczanom w 2015 i 2017 roku i czy piłkarze prowadzeni obecnie przez nowego trenera - Ireneusza Mamrota są w stanie spełnić marzenia całego niemal województwa i sięgnąć po wymarzone mistrzostwo?

Białystok jest miastem rozkochanym w klubie. Jest także miastem szybko się rozwijającym, które łaknie ogromnych sukcesów, takich jak mistrzostwo Polski w piłce nożnej. Miasto i szereg lokalnych sponsorów regularnie wspierają Jagiellonię. Sytuacja finansowa klubu jest stabilna, niedugo ruszy budowa klubowej akademii z prawdziwego zdarzenia, która ma sprawić, że białostocki klub, niegdyś brylujący w młodzieżowych rozgrywkach, znowu zacznie wychowywać graczy pokroju Tomasza Frankowskiego, Marka Citki czy Radosława Sobolewskiego. 

Jagiellonia w ostatnich latach ma także szczęście do trenerów. Michał Probierz już podczas swojej pierwszej przygody z podlaskim zespołem (2008-2011) osiągnął w mieście status wręcz lokalnego idola. Gdy objął drużynę po raz drugi, w kwietniu 2014 roku po kompromitującej przegranej w Poznaniu (1:6), z miejsca wziął się do pracy.

Charyzmatyczny szkoleniowiec był z zespołem na dobre i złe. Wspólnie świętował kolejne zwycięstwa, ale także jak lew bronił piłkarzy po porażkach. W kwietniu 2016 roku po przegranym w kiepskim stylu domowym meczu z Podbeskidziem Bielsko-Biała (0:3) wdał się nawet w sprzeczkę z grupą fanów domagających się od zawodników wyjaśnień wyjątkowo słabej wówczas dyspozycji. 

Źródło: YouTube.com/Thomas KO

Nikogo nie dziwiło więc, że gdy wiosną ubiegłego roku kolejne media zaczęły podawać jako pewnik odejście trenera będącego już symbolem klubu, jego piłkarze zaczęli grać jeszcze lepiej, niż wcześniej. Wygrali rundę zasadniczą, jednak na koniec sezonu zostali wyprzedzeni przez Legię. Późnym wieczorem 4 czerwca 2017 roku podczas wielkiej fety z okazji pierwszego w historii klubu wicemistrzostwa Polski, w której uczestniczyło kilkadziesiąt tysięcy białostoczan, Probierz oficjalnie zakomunikował swoje odejście. Wielu zrozpaczonych fanów kreśliło już katastroficzne wizje, w których jego ewentualny następca nie będzie w stanie utrzymać drużyny na dotychczasowym poziomie. 

Grono malkontentow poszerzyło się, gdy prezes Kulesza ogłosił, że następcą Probierza zostanie Ireneusz Mamrot, w którego CV głównym punktem było dotąd trenowanie pierwszoligowego Chrobrego Głogów. Kulesza w każdej medialnej wypowiedzi zapowiadał natomiast, że jest pewien powodzenia misji nowego szkoleniowca. Jak pokazał czas, prezes się nie pomylił. Białostoczanie dosyć szybko odpadli z europejskich pucharów (podobnie działo się zresztą także za kadencji Probierza), jednak rozgrywki ligowe zaczęli od trzech zwycięstw i od początku usadowili się w ligowej czołówce. 

Mimo zadyszki w końcówce rundy zasadniczej, jagiellończycy nadal mają wielkie szanse na upragnione mistrzostwo. Na siedem kolejek przed końcem ligi do liderującego Lecha tracą zaledwie jeden punkt. Wydaje się, że dzisiejsza Jagiellonia ma kilka cech, ktorej brakowało jej w 2017 i, przede wszystkim, w 2015 roku. Te cechy mogą pozwolić jej piłkarzom urzeczywistnić odwieczne marzenie białostockiej społeczności piłkarskiej. 

Przede wszystkim, Jagiellonia z sezonu 2017/18 jest zespołem rutynowanym. Zawodnicy bez kompleksów wychodzą na mecze z Legią bądź Lechem (choć o ostatnim meczu w Poznaniu zapewne chętnie by zapomnieli...), mimo że kadrowo wciąż wyglądają słabiej od dwójki bogatszych i bardziej renomowanych rywali. Na rutynę białostockiej drużyny składa się też, a może przede wszystkim, spore doświadczenie jej liderów. 

Przed trzema laty sytuacja, w której ówcześni piłkarze Jagi się znaleźli, była dla nich pewną nowością. Zdecydowana wiekszość nie miała bowiem za sobą walki o największe ligowe laury, doświadczeń z meczów w europejskich pucharach, czy w reprezentacji.

Czytaj dalej:
Romanczuk 1200.jpg
Rosja 2018: obywatelstwo spełnieniem marzeń. Romanczuk reprezentantem po latach starań o paszport

Jak jest dzisiaj? Przemysław Frankowski i Taras Romanczuk stoją przed dużą szansą wyjazdu na mundial jako reprezentanci Polski, również Roman Bezjak, Arvydas Novikovas czy Ivan Runje mają za sobą duże doświadczenie z gier na poziomie międzynarodowym: w niezłych zagranicznych ligach, europejskich rozgrywkach klubowych czy reprezentacjach swoich krajów. Dzisiejsi liderzy Jagiellonii nie są może przykładami rutyniarzy, którzy z wielu pieców jedli chleb, jednak niewątpliwie mają za sobą wystarczający bagaż doświadczeń, by w najważniejszych momentach sezonu nie ulec psychicznej presji. 

Równie ważną kwestią jest także pewna zmiana w strategii prowadzenia klubu. Zmiana, doprecyzujmy, dotycząca głównie polityki kadrowej drużyny. Nadal nie ma piłkarzy nie na sprzedaż, jednak klub dba o szybkie zastępstwo oraz nie dopuszcza do sytuacji takich, jak w 2015 roku, gdy podczas jednego okna odeszło pięciu wyróżniających się graczy. Po ubiegłorocznym wicemistrzostwie kontraktu nie przedłużył lider druzyny - Konstantin Vassiljev, jednak w jego miejsce sprowadzono natychmiast Martina Pospisila. Czech nie zanotował wejścia smoka, długo brakowało mu liczb ale od początku rundy wiosennej gra znakomicie, strzelając dla Jagi już pięć bramek. 

Do bułgarskiego Łudogorca Razgrad sprzedano kolejnego reprezentanta Polski - Jacka Góralskiego, jednak w jego miejsce sprowadzono dwóch kolejnych defensywnych pomocników: Bartosza Kwietnia i Piotra Wlazłę, którzy, z różnym skutkiem, partnerują Romanczukowi w środku pola. Zimą z klubu odeszli  kolejni liderzy: Fiodor Cernych i Piotr Tomasik, ale gra białostoczan w ogóle na tym nie ucierpiała. 

Ireneusz Mamrot ma do dyspozycji naprawdę silną ławkę rezerwowych. W niedawnym meczu z Arką Gdynia (3:2), to właśnie zmiennicy pozwolili odwrócić Jagiellonii losy meczu. Karol Świderski, Jakub Wójcicki i Cilian Sheridan - każdy z tej trójki po wejściu na murawę wpisał się do meczowego protokołu golem, albo asystą. W poprzednich sezonach często narzekano z kolei na zbyt krótką ławkę. Kontuzje lub wykluczenia za kartki zmuszały trenera Probierza do niewymuszonych roszad, na których cierpiała gra druzyny, a na części pozycji (boki obrony czy atak) nie było niemal żadnej rywalizacji.

Dzisiejsza Jagiellonia ma też ważną przewagę nad tą, która przed rokiem mogła świętować wicemistrzostwo. Jej gra nie jest w żaden sposób uzależniona od jednego gracza. W ubiegłym sezonie w białostockiej drugiej linii dzielił i rządził Vassiliev. Estończyk wystąpił w 32 meczach, zaliczając w nich 13 goli i 14 asyst. Piłkarz, który obecnie gra w Piaście Gliwice miał udział przy 42,1 % wszystkich ligowych bramek Jagiellonii (łącznie było ich 64). 

W trwających rozgrywkach białostoczanie trafiali do siatek rywala 45-krotnie. Najlepsi strzelcy? Novikovas - 7 bramek, Pospisil - 5, Romanczuk, Karol Świderski i występujący obecnie w lidze rosyjskiej Łukasz Sekulski - po 4 gole. Asystenci? Po cztery ostatnie podania mają na swoim koncie Romanczuk, Frankowski, Novikovas oraz kolejny były już jagiellończyk Fiodor Cernych. Jak widać, w drużynie trenera Mamrota odpowiedzialność za strzelanie bramek rozkłada się równomiernie na praktycznie wszystkich graczy formacji ofensywnych. Nie do pomyślenia jest natomiast sytuacja podobna do tej z poprzednich rozgrywek, gdy uraz lub słabsza forma Vassilieva wpływała na wyniki podlasian. 

Przy opisywaniu atutów mogących pomóc białostoczanom w walce o pierwszy w historii tytuł nie można też nie wspomnieć o... trenerze. Wiele osób wątpiło w to, czy spokojny szkoleniowiec, który wcześniej nie miał okazji pracy w najwyższej lidze, będzie potrafił zarządzać szatnią wicemistrzów Polski. Obawy okazały się jednak bezpodstawne.

Ireneusz Mamrot musiał zmierzyć się z legendą poprzednika i, niezależnie od tego, jak skończy się ten sezon, należy przyznać: poradził sobie znakomicie. Drużyna pod jego wodzą gra naprawdę dobrą piłkę. W poczynaniach białostoczan widać dobry balast między atakiem, a obroną.  Styl nie jest oparty na ciągłej defensywie. Wprost przeciwnie: białostoczanie znakomicie wykorzystują szybkość skrzydłowych oraz kreatywność Pospisila. Spore rezerwy są natomiast w grze obronnej. W ostatnich czterech meczach rundy zasadniczej rywale trafiali do jagiellońskiej bramki aż jedenaście razy, co nieco psuje noty białostockim defensorom. 

Mamrot nie silił się na ustawianie taktyki, ani składu od nowa. W porównaniu z poprzednim sezonem dokonywał zmian, ale zwykle były one podyktowane transferami, bądź problemami ze zdrowiem (to głównie przez urazy Marian Kelemen usiadł na ławce rezerwowych). Były trener Chrobrego postawił na ewolucję zamiast rewolucji. Okazało się, że białostoczanie potrafią utrzymać się w czołówce dłużej niż przez jeden sezon, co wcześniej wielu poddawalo w wątpliwość. 

Szerszy, bardziej doświadczony skład, dobry trener, który wytrzymuje porównanie ze słynnym poprzednikiem, ładny dla oka, ofensywny styl i brak uzależnienia drużyny od formy pojedynczych piłkarzy - czy to okaże się przepisem na sukces? Sukces, o którym marzą w Białymstoku od lat. Na trybunach przy ulicy Słonecznej niejednokrotnie śpiewano sparafrazowaną wersję kościelnej pieśni "Pójdź do Jezusa". W kibicowskiej wersji wciąż przejawia się wers: "my czekamy już tak wiele lat, a w historii klubu wciąż tytułu brak".

Źródło: YouTube.com/Skalars Official 

Czy piłkarze Ireneusza Mamrota w przeciągu najbliższych kilku tygodni sprawią, że jagiellońscy kibice będą musieli zaktualizować swój repertuar? Wydaje się, że tak wielkiej szansy na mistrzostwo w Białymstoku mogą już nie mieć. Głównymi rywalami: Lech, który przez ponad siedem miesięcy nie mógł wygrać na wyjeździe oraz Legia, która do tej pory przegrała aż jedną trzecią ze swoich ligowych meczów. 

Pytanie o mistrzowskie możliwości białostoczan nadal pozostaje otwarte. Na Podlasiu, mimo dużych nadziei, wciąż daleko też do podnoszenia haseł, typu: "teraz albo nigdy". Wydaje się jednak, że, patrząc na występy Jagi w tym sezonie oraz problemy jej konkurentów, należy zadać sobie jedno pytanie: jeśli nie teraz, to kiedy? Ubiegłoroczne wicemistrzostwo zaostrzyło apetyty - czy piłkarze nie zawiodą oczekiwań? Odpowiedź poznamy już 19 maja, kiedy to zespoły grupy mistrzowskiej rozegrają ostatnią kolejkę...

Paweł Majewski, PolskieRadio.pl