Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Aneta Hołówek 30.01.2012

Chcieli podkupić trenera Justyny Kowalczyk

Przed sezonem w moim kierunku padło pytanie od zagranicznej federacji. Nie zaproponowano mi dużych pieniędzy. Zaproponowano mi bardzo, bardzo duże pieniądze - mówi w "Gazecie Wyborczej" Aleksander Wierietielny, trener Justyny Kowalczyk.

Wciąż ma pan zapał do pracy jak kiedyś? Medale i puchary nie stępiły motywacji?

- Dopóki będą wyniki, nie stracę jej. Sukcesy cieszą kibiców. A nas dopinguje do pracy świadomość, że sprawiamy im tyle radości. Nie wiem, co musiałoby się stać, żebyśmy się znudzili albo zniechęcili. Nie wiem, co by we mnie musiało wstąpić, żeby przestało mi się chcieć pracować.

W historii biegów nikt nie wygrał Pucharu Świata cztery razy z rzędu. Wybitni sportowcy potrafili być na szczycie przez trzy kolejne sezony, potem z niego spadali. Najlepsi jeszcze wracali, ale cztery lata z rzędu nikt nie wygrał.

- Każdy jest człowiekiem, a nie maszyną. Widocznie organizm może wytrzymać tylko tyle obciążeń. Byłoby więc cudownie, gdyby Justyna pokonała tę barierę i wygrała po raz czwarty z rzędu.

Igrzyska w Soczi będą dla was metą?

- Odbędą się dopiero za dwa lata. W marcu, od razu po finale PŚ, Justyna będzie miała zabieg kolana. Nie wiem, jak to wpłynie na przygotowania do kolejnego sezonu. Po igrzyskach na pewno będą zmiany. Dziewczyna może biegać do czterdziestki, tylko czy naprawdę jest jej to potrzebne?

Czuje się pan doceniony?

- Po igrzyskach olimpijskich w Turynie przyszedł do nas szwedzki serwismen Ulf Olsson. Przejęliśmy go od Czeszki Neumanovej, która skończyła karierę. Ulf świetnie smarował i dobierał narty do łyżwy. Po MŚ w Libercu w 2009 roku podkupili go Norwegowie. Zaproponowali więcej, niż my mogliśmy dać. Przed tym sezonem i w moim kierunku padło pytanie od zagranicznej federacji. Nie zaproponowano mi dużych pieniędzy. Zaproponowano mi bardzo, bardzo duże pieniądze. Działacze, którzy proponują takie kwoty, wymagają wyniku natychmiast. Odpowiedziałem, że do igrzysk w Soczi zostały dwa lata i niczego nie mogę zagwarantować, bo w ten sposób nie można pracować. Z Tomkiem Sikorą osiągnąłem sukces w biathlonie po wielu latach współpracy. Identycznie jest z Justyną. Żeby doprowadzić zawodnika na szczyt, trzeba pięciu-sześciu lat. Dwa lata to za mało, dlatego grzecznie podziękowałem. Nie warto się szarpać. Wolę jeść łyżeczką, a nie chochlą. Tak jak jest teraz, jest idealnie. Nie chcę być na świeczniku, wolę mieć święty spokój.

ah, Gazeta Wyborcza