Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Paweł Słójkowski 12.10.2013

Brazylia 2014: Ukraina - Polska. Fornalik zakończył misję

Waldemar Fornalik ma bardzo niewiele na swoją obronę. Styl piątkowego meczu z Ukrainą nie był tragiczny, ale całości eliminacji w żaden sposób nie można ocenić pozytywnie.
Selekcjoner reprezentacji Polski Waldemar FornalikSelekcjoner reprezentacji Polski Waldemar FornalikPAP/Radek Pietruszka

Brazylia 2014: Ukraina - Polska [RELACJA]

Waldemar Fornalik chce wstrzymać się z oceną swojej pracy do końca eliminacji. Powiedział też, że reprezentacja pozostawiła po sobie dobre wrażenie. Niektóre wypowiedzi selekcjonera jest naprawdę trudno skomentować, ale ta zakrawa o żart.

W tej sytuacji, gdyby jakimś cudem reprezentacji Polski udało się zwyciężyć na Wembley, trener Fornalik prawdopodobnie powiedziałby, że eliminacje do mistrzostw świata w Brazylii zakończyły się sukcesem, a sama kadra ma przed sobą wielką przyszłość.

W piątkowym meczu z Ukrainą Polacy starali się wytrącić przeciwnikom z rąk wszystkie atuty, stąd zagęszczenie środka pola, wyjście z dwoma defensywnymi pomocnikami i nastawienie na kontrę. Mecz, ostatniej szansy, który trzeba było wygrać, zespół Fornalika zagrał tak, żeby nie przegrać. Może przypadkiem udałoby się strzelić bramkę, a potem heroicznie bronić wyniku do ostatniej minuty.

Nie udało się, bo tego rodzaju operacje udają się rzadko. Ukraina nie wyglądała groźnie przez większość spotkania, nie zdominowała Polaków, co można uznać za połowiczny sukces - swoją bramkę strzeliła, nie tracąc żadnej. Oczywiście drużyna Fornalika mogła strzelić bramkę, ale nie byłoby to wynikiem miażdżącej przewagi, świetnych, finezyjnych ataków. Remis wydawał się być sprawiedliwym wynikiem, więc jakim prawem kadrowicze chcieli w Charkowie wygrać, w żaden sposób nie ryzykując?

Brak pomysłu na grę

Nastawienie na kontrę wydawało się mocna bronią Polaków, jednak patrząc na niektóre z szybkich ataków, do których wychodziło trzech zawodników, tylko podkreśla to, że priorytetem była obrona i wybijanie rywala z uderzenia. Atutów po stronie kadry Polski w ofensywie nie było właściwie żadnych, a gra, która wystarcza na strzelenie kilku bramek San Marino, z całą pewnością nie wystarczy na drużyny, które reprezentują wyższy poziom.

Trener Fornalik nie lubi ryzyka, w języku piłkarskim jego zachowanie można by określić "grą na alibi". Oznacza to wybieranie najprostszych, najbardziej bezpiecznych rozwiązań, które nie wzbudzą niczyjego sprzeciwu i nie ściągną krytyki na ich autora. Tymczasem w piłce trzeba w niektórych sytuacjach zaryzykować, czego w meczach eliminacji nie doświadczyliśmy praktycznie ani razu. Choć może powołanie dla Sławomira Peszki rzeczywiście można uznać za ryzyko.

Liczenie na stały fragment gry, na przypadkową akcję, na błysk Roberta Lewandowskiego jest oczywiście jakąś opcją. Tyle tylko, że od trenera piłkarskiej reprezentacji trzeba wymagać czegoś więcej. We współczesnej piłce na wysokim poziomie przypadek jest ograniczany do minimum, a wyniki nie biorą się z lepszej lub gorszej dyspozycji danego dnia, jak to przed którymś z eliminacyjnych meczów powiedział polski selekcjoner.

Krajobraz po Fornaliku

Chyba nikt nie wyobraża sobie, że Waldemar Fornalik pozostanie selekcjonerem reprezentacji Polski. Na Wembley kadra pojedzie bez żadnej presji, która mogłaby spoczywać na barkach zawodników czy selekcjonera.

Co zrobi trener Fornalik? Prawdopodobnie nic. Przed meczem wygłosi kilka zdań o tym, że przeciwnik jest silny, ale reprezentacja będzie walczyć do końca. Nie ma znaczenia, że koniec nastąpił w piątkowy wieczór, w którym piłkarze pogrzebali wszelkie szanse na awans.

Trener Fornalik nie ma charyzmy, ale nie każdy trener musi być Jose Mourinho, ściągać presję z piłkarzy i zrzucać ją na przeciwników, bawić się w psychologiczne gry. Jednak każdy szkoleniowiec musi mieć wizję zespołu, a tej wizji w kadrze nigdy nie było. Przypadkowe powołania, często będące skutkiem sugestii mediów, zapraszanie na kadrę zawodników, którzy nie są na to gotowi, złe wybory personalne - za takie decyzje trzeba ponosić konsekwencje.

Piłkarzom potrzeba wstrząsu, selekcjonera, który wzbudzi ich szacunek dokonaniami i doświadczeniem. Może czas przyznać, że kadra nie ma potencjału na bycie czarnym koniem najważniejszych imprez, jednak na pewno ma potencjał potrzebny do tego, żeby nie grać tak jak teraz. Pozostaje wierzyć w to, że odpowiedniego człowieka będzie w stanie znaleźć Zbigniew Boniek. Na razie prezes PZPN prosi o czas. Do następnych eliminacji i meczów o punkty zostało go jeszcze dużo.

ps