Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
migrator migrator 13.06.2007

Wśród pastelowych impresji

Krakowskie Stowarzyszenie Tripanacja wydało właśnie "Hipnokrację", debiutancki tom wierszy Jana Szutkowskiego.

''

Krakowskie Stowarzyszenie Tripanacja wydało właśnie Hipnokrację, debiutancki tom wierszy Jana Szutkowskiego. Książka jest nienagannie opracowana pod względem edytorskim: dobry projekt obwoluty, kremowy papier o delikatnej fakturze, estetyczna czcionka, ciekawe grafiki. Dlaczego o tym mówię? Chyba dlatego, że niewiele więcej dobrego w Hipnokacji znajduję. Obcuję bez wątpienia z poezją nienajwyższych lotów.

Złudzeń pozbawia mnie już pierwszy wiersz z tomu, Homo ledwo sapiens. Przede wszystkim niepokoi zawarta w tytule gra („sapiens” jako „sapiący” oczywiście) – jest bardzo banalna i staje się dla czytelnika sygnałem, że autor będzie z miernym powodzeniem próbował kolejnych słowotwórczych zabaw. Sam wiersz nie broni się zupełnie: brak mu jakiejkolwiek melodii, poeta wydaje się zupełnie nieświadom ważkości rytmicznej i w ogóle brzmieniowej warstwy tekstu; składniowe struktury wiersza bardzo ubogie, jednotorowe, często nieporadne; wersyfikacja automatyczna, pozbawiona choćby jednej przerzutni; kolejne mało zajmujące gry słowne; metaforyka typu „radość rozpierzchnięta / białą pastelą chwili”. Po 32 wersach czytelnik zostaje z niczym i słusznie chyba mniema, że poeta nie ma po prostu nic ciekawego do powiedzenia, uprawia trzeciorzędny, bardzo już przebrzmiały modernizm rodem z Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej czy Tetmajera. Okrasa w postaci neo-neolingwistycznych gier w niczym Szutkowskiemu nie pomaga, jestem skłonny traktować ją jako przejaw zwykłej poetyckiej mody (o której celnie pisał w Dwanaście Marcin Świetlicki; zachęcam do odnalezienia tego fragmentu). W przypadku Jarosława Lipszyca, Joanny Mueller, Marii Cyranowicz czy – niepoczuwającej się do neolingwizmu – Anety Kamińskiej zaawansowany recycling leksyki, gramatyki i struktury tekstu oraz wynikające z tychże problemy nadawcze wiersza coś mi w istocie mówią, budują jakiś metakomunikat, są próbą pewnej skondensowanej, praktycznej filozofii języka, ponadto tworzą, w całym oporze, który stawiają, interesującą jakość estetyczną. W przypadku Szutkowskiego ani o jednym, ani o drugim mowy być nie może.

Kolejne wiersze z tomu utwierdzają mnie w tym przekonaniu. Nawet zgrabna formalnie Informacja (pisana strofą 6+5/5+5/5+6/5, a więc lekko zmodyfikowaną strofą saficką) nie przekracza konwencji słabego, epigońskiego modernizmu, którą mógłbym określić również jako „poetykę pastelowych impresji”, gdzieniegdzie przeplatanych równie słabą ironią (Uduchowiony), pełną ekspresji „wzniosłością” (Kropla szczęścia: „gwiazdozbiór pełen patosu”, a po chwili „rozpostarty w bezdech wszechświata / runę w atomy”; czy znają Państwo takiego pomniejszego modernistę – Eminowicza?) czy pastiszem mitu (kilkustronicowa proza Człowiek z miasta ognia – ten tekst udaje się Szutkowskiemu w tomie chyba najbardziej). Właśnie: nie przekracza konwencji. Może lepiej: nie istnieje w przestrzeni konwencji innej, ciekawszej. Chodzi chyba o to, że Szutkowski po prostu zbyt wielu konwencji nie zna i nie jest świadom tego, jak współcześnie można pisać, nie wspominając nawet o tym, że mógłby próbować zastane dykcje przepracowywać i dążyć ku rzeczywiście oryginalnemu, własnemu językowi (co powinno być chyba ambicją każdego poety). Taka sytuacja jest prawdopodobnie wynikiem tego, że autor niewiele czytał; jeśli czytał wiele, to prawdopodobnie czytał nieuważnie. Jeśli i tu się mylę, tym gorzej dla niego – zwyczajnie nie ma talentu.

Z bardzo debiutanckimi wierszami Szutkowskiego żegnam się szybko i bez żalu, biadoląc tradycyjnie nad tym, że w Polsce wydaje się, według słów Bartosza Konstrata, „katastrofalnie dużo poezji”. Biadolenie moje jest tym większe, że ten słaby literacko tom jest naprawdę piękny edytorsko i wielu wydawców mogłoby stawiać go sobie za wzór. Cóż, niech przynajmniej podziwiają go w jakimś muzeum papiernictwa.

Paweł Uszyński

Jan Szutkowski, Hipnokracja, Kraków 2007.