Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Beata Krowicka 11.01.2014

Ariel Szaron nie żyje. Palestyna i Liban świętują

Wśród reakcji palestyńskich przywódców na śmierć byłego premiera Izraela Ariela Szarona przeważa pogląd, że zmarł człowiek, który wobec Palestyńczyków dopuścił się zbrodni wojennych, i żal, że nie został za nie osądzony.

W sobotę w wieku 85 lat zmarł były premier Izraela Ariel Szaron. Światowi przywódcy w sobotę składali kondolencję jego rodzinie i narodowi Izraela. Podkreślali też ogromną rolę, jaką odegrał w historii tego kraju.

Zupełnie inaczej na śmierć Szarona zareagowali palestyńscy politycy. Wielu z nich nazwało go "zbrodniarzem wojennym", przypominając masakrę palestyńskich uchodźców w Libanie z 1982 roku, za którą miał być współodpowiedzialny Szaron. W internecie pojawiło się wiele niewybrednych komentarzy na temat zmarłego polityka, a w Strefie Gazy grupa Palestyńczyków spaliła zdjęcia Szarona.

- Chciał usunąć Palestyńczyków z mapy świata. Chciał nas zabić. Ale gdy nadszedł kres dnia, to Szaron jest martwy, a naród palestyński żyje - powiedział Tawfik Tirawi, który w czasach, gdy Ariel Szaron był premierem, kierował palestyńskim wywiadem.
- Był kryminalistą, odpowiedzialnym za zabójstwo Arafata i wolelibyśmy zobaczyć go przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym - tak z kolei mówił na wieść o śmierci Szarona Dżibril Radżub z palestyńskiego Fatahu.

Sami Abu Zuri, rzecznik radykalnego Hamasu, który nie uznaje Izraela przypomniał, że kilku przywódców Hamasu zginęło w wymierzonych w nich zamachach w czasie, gdy Szaron był premierem.

- Nasza pewność zwycięstwa wzrosła po śmierci tego tyrana. Palestyńczycy są dziś bardzo szczęśliwi z powodu śmierci przestępcy, którego ręce splamione są krwią naszego narodu oraz naszych przywódców tu i za granicą - oświadczył Sami Abu Zuri.

IL CHANNEL 2/x-news

Były sekretarz generalny Fatahu i ważny przedstawiciel ruchu, Marwan Barguti, zaznaczył, że choć nikt nie powinien "napawać się" śmiercią Szarona, to izraelski polityk "obrał drogę wojny i agresji", nie zostawiając Palestyńczykom "żadnych dobrych wspomnień".
- Palestyńczycy pamiętają, co Szaron zrobił i próbował zrobić naszemu narodowi i marzeniu o stworzeniu własnego państwa - powiedział przedstawiciel Organizacji Wyzwolenia Palestyny (OWP) Abu Juself.

Masakra w Bejrucie
Krytycznie o Szaronie jako polityku wypowiedziała się także organizacja praw człowieka Human Rights Watch. Przedstawicielka HRW na Bliski Wschód Sarah Leah Whitson zauważyła, że Szaron nie stanął przed sądem za swoją działalność polityczną, zwłaszcza za rolę, jaką odegrał w masakrze w obozach palestyńskich w Bejrucie.
We wrześniu 1982 r., w trzy miesiące po wejściu armii izraelskiej do Libanu, jej żołnierze pozwolili miejscowej chrześcijańskiej milicji wkroczyć na teren obozów palestyńskich Sabra i Szatila oraz dokonać tam masakry setek ludzi. Szarona, który jako ówczesny minister obrony miał być głównym inicjatorem inwazji na Liban, część Arabów do dziś nazywa "rzeźnikiem z Bejrutu". Specjalna komisja izraelskiego parlamentu uznała później, że Szaron pośrednio ponosił odpowiedzialność za rzeź w obozach palestyńskich.
- Śmierć Szarona to kolejne ponure przypomnienie, że lata bezkarności mimo naruszania praw człowieka ani trochę nie przybliżyły perspektywy pokoju między Izraelczykami i Palestyńczykami. Dla tysięcy ofiar tych naruszeń śmierć Szarona, który nie zdążył stanąć przed sądem, tylko pogłębia ich tragedię - podkreśliła Whitson w oświadczeniu.
W obozie dla uchodźców Kan Junis w Strefie Gazy zwolennicy dwóch radykalnych grup, Islamski Dżihad i Ludowe Komitety Oporu, zebrali się na głównej ulicy, skandując "Szaron, idź do diabła", paląc wizerunki polityka i depcząc po nich.

Mieszkańcy obozu dla palestyńskich uchodźców Ein Al helweh w pobliżu libańskiego miasta Sidon, wylegli w sobotę na ulice, gdzie tańczyli z flagami Palestyny, śpiewali i wznosili okrzyki radości.

''

IAR, PAP, bk