Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 20.01.2014

Bruksela apeluje do Kijowa o powstrzymanie przemocy

Wszelkie akty przemocy powinny być zbadane, a osoby odpowiedzialne za nie powinny stanąć przed wymiarem sprawiedliwości - głosi komunikat wydany po obradach unijnych ministrów spraw zagranicznych.

Unijnych ministrów niepokoją dwie sprawy. Po pierwsze: ustawy, które ograniczają swobody obywatelskie na Ukrainie a po drugie: zamieszki w Kijowie.

Unia Europejska jest głęboko zaniepokojona wydarzeniami na Ukrainie - brzmi oświadczenie ministrów spraw zagranicznych Wspólnoty, którzy rozmawiali na ten temat w Brukseli.

W miniony czwartek ukraiński parlament przyjął pakiet rozwiązań wprowadzający sankcje wobec demonstrantów. Nie wolno im nosić masek i kasków. Zakazane jest stawianie scen i namiotów. Uczestnicy AutoMajdanów muszą się liczyć z utratą prawa jazdy lub nawet konfiskatą samochodu. Ponadto nawet na pięć lat można trafić do więzienia za blokowanie urzędów państwowych.

- Te ustawy mogą znacząco ograniczyć podstawowe prawa ukraińskich obywateli dotyczące zgromadzeń, mediów i prasy, a także poważnie utrudnić działalność organizacji społeczeństwa obywatelskiego - podkreślono we wnioskach z posiedzenia Rady UE. Unijni dyplomaci wezwali władze Ukrainy do cofnięcia tych zmian i zapewnienia, że prawo krajowe będzie zgodne z międzynarodowymi i europejskimi zobowiązaniami tego państwa.

O protestach na Ukrainie - tu czytaj więcej>>>

Przed obradami ministrów szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski mówił, że ustawy te są "wbrew literze i duchowi umowy stowarzyszeniowej, parafowanej w czasie polskiej prezydencji w UE", w 2011 roku. Podobnego zdania jest też szefowie dyplomacji Szwecji Carl Bildt oraz Litwy Linas Linkeviczius. Dyplomaci nie wykluczyli nawet, że Unia może w przyszłości nałożyć sankcje na władze Ukrainy.

(źródło: TVN24/x-news)

Unijni ministrowie spraw zagranicznych zaapelowali też o powstrzymanie się od przemocy, a władze w Kijowie wezwali do poszanowania prawa Ukraińców do pokojowych demonstracji, swobody wypowiedzi i zrzeszania się.

Oświadczenie kończy się zapewnieniem, że Unia Europejska nadal chce politycznej i gospodarczej integracji z Ukrainą, jeśli kraj ten będzie przestrzegał wspólnych wartości.

W trwających od niedzielnego popołudnia zamieszkach rannych zostało około 200 osób. Władze podają, że połowa z nich to funkcjonariusze milicji i oddziałów specjalnych Berkut.
Liderzy opozycji twierdzą, że zamieszki to prowokacja.

Wszystko zaczęło się od ataku na milicyjne kordony na ulicy Hruszewskiego, gdzie mieści się m.in. siedziba rządu i parlamentu. Do wszczęcia zamieszek przyznała się radykalna organizacja "Prawy sektor", której członkowie ochraniają miasteczko namiotowe na Majdanie Niepodległości. Mówili, że mają dość "sterczenia". Chcą zmusić obecne władze Ukrainy do dymisji. Domagają się przeprowadzenia przyspieszonych wyborów parlamentarnych i prezydenckich.

W trakcie przepychanek zostało podpalonych kilka samochodów służ porządkowych. W kierunku milicjantów poleciały kostki brukowe, pałki i koktajle Mołotowa. W odpowiedzi milicja i oddziały specjalne Berkut zaczęli strzelać do tłumu gumowymi kulami. Użyto armatek wodnych i granatów hukowych.

Milicja strzela do dziennikarzy

IAR/PAP/asop

''