Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Kamińska 05.03.2014

Polacy na misji OBWE na Krymie. ”Sprawdzą, co się dzieje”

Obserwatorzy wojskowi OBWE jadą na Krym na zaproszenie władz ukraińskich. Mają m.in. ustalić tożsamość tajemniczych wojskowych, otaczających ukraińskie bazy.
Rosyjscy żołnierze pod bazą w SymferopoluRosyjscy żołnierze pod bazą w SymferopoluPAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV
Posłuchaj
  • dr Andrzej Szeptycki z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego nie wierzy w sukces misji OBWE (źr. IAR)

Ukraińscy wojskowi: Putin kłamie, że nie posłał żołnierzy na Krym [relacja] >>>

Protesty na Ukrainie: serwis specjalny  >>>

Członkowie misji OBWE pochodzą z 15 państw, w tym dwaj z Polski. Obserwatorzy mają być nieuzbrojeni, a celem ich misji będzie monitorowanie aktywności militarnej Rosji. Cel wyprawy to sprawdzenie, co dzieje się na Krymie, kim są ludzie w nieoznakowanych mundurach  - powiedział Tomasz Siemoniak. – Nie dadzą się zbyć stwierdzeniem,  że mundury kupiono w sklepie – powiedział.

Tomasz Siemoniak o misji OBWE na Ukrainie (TVN24//x-news)

Ukraina zaprosiła misję OBWE (CNN Newsource/x-news)

Mission impossible?

Misja obserwatorów wojskowych OBWE na Krymie nie przyniesie żadnych realnych rezultatów - uważa dr Andrzej Szeptycki z Instytutu Stosunków Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Obserwatorzy Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie będą monitorować aktywność militarną Rosji na półwyspie.

- Tego typu misje, które mają zbadać problem, sprawdzają się tylko przy dobrej woli obu stron, a Rosja jej nie ma - mówi Informacyjnej Agencji Radiowej dr Andrzej Szeptycki. Politolog dodaje, że obserwatorzy zapewne nie ustalą nic nowego.

Jak podkreśla ekspert, zazwyczaj raporty takich misji mają duże znaczenie przy rozwiązywaniu sporów, ale nie w tym przypadku. - Trudno oczekiwać, że Władimir Putin pod wpływem raportu powie "przepraszam, macie rację, niesłusznie wprowadziłem wojska, już je wycofuję". Takie myślenie byłoby naiwne - mówi dr Andrzej Szeptycki.

Misja fact-finding

Misja będzie wizytą typu fact-finding. Podstawą do takiego wyjazdu jest Dokument Wiedeński OBWE z 2011 r. w sprawie środków budowy zaufania i bezpieczeństwa w Europie. Zgodnie z art. 18 tego dokumentu państwo-gospodarz, w którym występują obawy związane z działalnością wojskową, ma prawo dobrowolnego zaproszenia innych państw uczestniczących w OBWE do rozproszenia takich obaw.  - Wojskowi obserwatorzy mają za zadanie wyruszyć z Odessy i dotrzeć w każde miejsce w celu oceny sytuacji panującej na Krymie oraz identyfikacji sił militarnych zaangażowanych w konflikt - czytamy w komunikacie MON. Jak wyjaśnił rzecznik prasowy MON Jacek Sońta, w przypadku wyjazdu polskich oficerów na Ukrainę nie możemy mówić "o misji OBWE ani też o misji takiej jak na przykład misja OBWE w Gruzji czy innych krajach".  - Przedsięwzięcie to w praktyce będzie miało charakter wizyty ustalania faktów, w zakresie, w jakim będzie można to uczynić, w zależności od sytuacji na miejscu - dodał.

Ze wstępnych planów wynika, że obserwatorzy będą pracować przez tydzień, jednak nie jest wykluczone przedłużenie misji.

MON nie podaje danych oficerów delegowanych do misji na Krymie. - Nadmierne zainteresowanie opinii publicznej mogłoby ograniczać, a wręcz uniemożliwić wykonywanie powierzonych im zadań - powiedział Sońta.

Rosja schowa się przed OBWE?

Sekretarz Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Ukrainy Andrij Parubij informował wcześniej, że misja OBWE pojedzie na Krym w celu monitorowania tam sytuacji. Dodał, że na Krymie sytuacja w sferze bezpieczeństwa jest "skomplikowana, ale stabilna".  W czwartek powiedział, że  Rosja próbuje przemieścić swe wojska na Krymie w taki sposób, by misja Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie (OBWE) nie zauważyła ich obecności.  - (Od) kiedy tej nocy powiadomiono, że na Krym jedzie misja OWBE, (rosyjscy żołnierze) starają się przemieścić, tak żeby siły należące do Floty Czarnomorskiej Federacji Rosyjskiej zostały, a te, które przerzucono z Rosji, przekierować do baz, by OBWE nie mogło zauważyć ich obecności - poinformował Parubij.

Zaznaczył, że "tak zwane oddziały samoobrony" pełniły na Krymie tylko funkcję "przykrywki". - Większość aktywnych działań wykonywały siły specjalne i żołnierze rosyjscy. Nawet tego nie kryli w rozmowach z naszymi żołnierzami - powiedział sekretarz RBNiO.

Rosyjski minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow powiedział środę, że Moskwa nie może nakazać prorosyjskim oddziałom zbrojnym na Krymie powrotu do baz, bo to są oddziały "samoobrony" i nie podlegają one władzom Rosji. Ławrow powtórzył wcześniejsze rosyjskie zapewnienia, że personel wojskowy rosyjskich baz znajduje się w swych zwykłych miejscach.
PAP/IAr/agkm