Papież udzielił wywiadu stacji radiowej z Bajo Flores, ubogiej dzielnicy Buenos Aires, w której jako metropolita stolicy Argentyny często bywał. W rozmowie, przeprowadzonej w formie przekazu wideo, zwierzchnik Stolicy Apostolskiej przypomniał, że w jego rodzinnym kraju księży nazywano kiedyś "komunistami". Tego typu określenia padały szczególnie w latach 70. pod adresem lewicujących duchownych łączonych często z tzw. teologią wyzwolenia.
Jak podkreślił Franciszek, posługa, którą wykonują księża na peryferiach wśród najuboższych, "nie jest sprawą ideologiczną, ale misją apostolską".
- Nie byli komunistami, ale wielkimi kapłanami, którzy walczyli o życie: pracowali, aby nieść Słowo Boże spychanym na margines. To kapłani, którzy słuchali ludu Bożego i waliczyli o sprawiedliwość - powiedział Franciszek. Jego zdaniem wzajemne wsparcie powinno być podstawą każdego społeczeństwa. - Trzeba pozwolić, by nam pomagali inni, ponieważ potrzebujemy jedni drugich.
"Najtrudniejsza jest praca biurowa"
W tej samej rozmowie Franciszek wyznał, że spośród zadań, które wykonuje na co dzień w Rzymie, najbardziej męczące jest zajmowanie się papierami. - Praca biurowa to coś, co zawsze przychodziło mi z trudem - odpowiedział, zapytany o to, co najmniej podoba mu się w jego posłudze papieskiej.
Wywiad zbiegł się z publikacją raportu na temat poparcia, jakim cieszy się wśród Argentyńczyków papież: aż 93 proc. rodaków Franciszka bardzo dobrze ocenia jego pierwszy rok pontyfikatu, a 63 proc. uważa, że "wnosi on wielkie zmiany" w życie Kościoła. Badani byli zarówno wierzący i niewierzący.
ks
