Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 19.06.2014

"Wprost" odpowiada prokuratorowi. "To kłamstwa"!

Zastępca redaktora naczelnego tygodnika "Wprost" Marcin Dzierżanowski twierdzi, że wbrew stwierdzeniom Andrzeja Seremeta, ABW chciała wydania nie tylko jednego, lecz wszystkich nośników, na których znajdowały się nagrania rozmów polityków.
Zastępca redaktora naczelnego Wprost Marcin DzierżanowskiZastępca redaktora naczelnego "Wprost" Marcin Dzierżanowski PAP/Jakub Kamiński

- Sugerowanie, że były jakieś konsultacje z zespołem redakcyjnym jest kłamstwem albo nieświadomym mijaniem się z prawdą. Być może ktoś wprowadził pana prokuratora generalnego w błąd. Żadnych konsultacji nie było. Nie było żadnych warunków i możliwości zwołania jakiegokolwiek kolegium redakcyjnego - dodał Dzierżanowski.
Dziennikarz zaapelował do prokuratury o ujawnienie wszystkich protokołów z czynności ABW w redakcji tygodnika. - Ze strony redakcji "Wprost" nic się nie zmieniło. Nadal nie jesteśmy gotowi wydać tych materiałów - zadeklarował.
Dodał, że śledczy domagali się wydania wszystkich nośników na jakich znajdowały się taśmy. - Oznacza to w sposób oczywisty, że redakcja nie miała prawa, wypełniając literalnie żądanie dobrowolnego wydania, nie mielibyśmy prawa posiadać żadnych nagrań ani żadnych dokumentów dotyczących tych nagrań - mówił.
(źródło: TVN24/x-news)

Jego zdaniem wypowiedzi prokuratora generalnego z konferencji prasowej zawierały liczne sprzeczności. - Jedna z nich polegała na tym, że prokurator generalny powiedział, że w pewnym momencie była zgoda na sobotnie dostarczenie materiałów. Później natomiast, jak wiadomo, prokuratorzy sami usiłowali odebrać laptop - powiedział Dzierżanowski.

Seremet broni prokuratorów>>>

Według Seremeta, jeden z prokuratorów wydał polecenie odebrania laptopa redaktorowi naczelnemu "Wprost". Pytany o wykręcanie rąk Sylwestrowi Latkowskiemu przez funkcjonariuszy ABW podczas tej próby powiedział, że nie widział takiego zdarzenia. Zaznaczył, że przekonamy się o tym, gdy będziemy dysponować taśmą dokumentującą zdarzenia we "Wprost".
- Ja polegam na informacji, którą uzyskałem od jednego z prokuratorów, że dotąd był obserwatorem zdarzenia - powiedział. Przypomniał, że prawo dopuszcza użycie siły, jeśli odmawia się wydania rzeczy - dowodu w śledztwie.

Adwokat: działania prokuratury w sprawie "Wprost" były przedwczesne>>>
Pytany, czy nie ocenia, że działania prokuratury prowadziły wprost do złamania tajemnicy dziennikarskiej przez ujawnienie źródła informacji powiedział, że oceni to sąd. - Państwo zakładacie, że ten sam człowiek zakłada podsłuch i ten sam człowiek idzie z materiałem do redakcji. Jeżeli będzie, to rzeczywiście taki zbieg, o jakim państwo mówią, to sąd po prostu się na to ujawnienie tajemnicy dziennikarskiej przez wydanie dowodów prokuraturze nie zgodzi - powiedział Seremet.
Przypomniał, że prokuraturę interesuje sprawca nielegalnych podsłuchów niezależnie od tego, czy jest źródłem dziennikarskich informacji, czy nie jest. - My nie możemy o tym ani przesądzić, ani decydować - dodał.

AFERA TAŚMOWA W POLSKIM RZĄDZIE - czytaj więcej >>>

Kilka dni temu "Wprost" ujawnił nagranie rozmowy, na którym słychać, jak szef MSW Bartłomiej Sienkiewicz rozmawia z prezesem Narodowego Banku Polskiego Markiem Belką i byłym ministrem Sławomirem Cytryckim o hipotetycznym wsparciu przez NBP budżetu państwa kilka miesięcy przed wyborami, które może wygrać PiS. Belka stawia dwa warunki: domaga się dymisji ówczesnego ministra finansów Jacka Rostowskiego oraz nowelizacji ustawy o banku centralnym. Tygodnik twierdzi, że do rozmowy doszło w lipcu 2013 r. W listopadzie Rostowski został zdymisjonowany, pod koniec maja 2014 roku do Rady Ministrów wpłynął projekt założeń nowelizacji ustawy o NBP.
W innej nagranej rozmowie b. wiceminister finansów Andrzej Parafianowicz miał mówić Sławomirowi Nowakowi, że użył swych wpływów do zablokowania kontroli skarbowej u żony Nowaka. W sprawie treści tej rozmowy praska prokuratura wszczęła śledztwo w poniedziałek.

IAR/PAP/asop