Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Klaudia Hatała 14.09.2014

Referendum w Szkocji. "Chcą, by biedni Szkoci zbiednieli jeszcze bardziej"

Bankierzy, finansiści, ekonomiści i biznesmeni zgodnym chórem ostrzegają, że nie tylko Szkocja, ale cała Wielka Brytania zapłaci wysoką cenę, jeśli 18 września Szkoci zagłosują w referendum za niepodległością. Oznak nerwowości przybywa.
Brytyjski premier David Cameron powiedział, że byłby zrozpaczony, gdyby Szkoci zagłosowali za rozerwaniem rodziny Zjednoczonego KrólestwaBrytyjski premier David Cameron powiedział, że byłby zrozpaczony, gdyby Szkoci zagłosowali za rozerwaniem "rodziny" Zjednoczonego KrólestwaPAP/EPA/ANDY RAIN

Więcej o referendum w Szkocji czytaj tutaj>>>

Zwolennicy i przeciwnicy zerwania unii z Anglią, organizują w ten weekend setki imprez. Ulicami Edynburga przemaszerowało około 15 tysięcy lojalistów ze Szkocji i Irlandii Północnej, żeby powiedzieć "nie" dla niepodległości Szkocji. Marsz zorganizowano pod hasłem "Dumni, że jesteśmy Brytyjczykami". Maszerujący nieśli transparenty namawiające mieszkańców Szkocji do głosowania przeciw secesji w czwartkowym plebiscycie.

RUPTLY/x-news

Przeciwnicy i zwolennicy niepodległości Szkocji idą łeb w łeb

Notowania obu obozów są tak zbliżone, że trudno przewidywać wynik głosowania. Po wykluczeniu niezdecydowanych, średni wynik sześciu sondaży z ostatnich kilku dni daje 51 procent obozowi "Razem Lepiej", a 49 procent kampanii "Tak dla Niepodległości". Jeszcze mniejsza jest różnica w sondażu niedzielnego "Sunday Timesa" - 50,6 do 49,4 procent.

Obie strony rzuciły do kampanii wszystkie siły. Lider szkockich nacjonalistów, premier rządu w Edynburgu Alex Salmond wytyka przeciwnikom niepodległości negatywną kampanię straszącą Szkotów konsekwencjami zerwania unii: - Ludzie chcą słuchać o pozytywnej wizji przyszłości Szkocji. My stoimy na tym gruncie i na tym gruncie wygrywamy - przekonywał Alex Salmond w BBC. Ale liderka szkockich konserwatystów Ruth Davidson mówiła: "Widać, że cicha większość zaczyna znajdować swój głos na tych ostatnich etapach."

Co grozi Szkocji?

O ile wcześniej publiczna debata wokół referendum koncentrowała się na sprawach walutowych, o tyle obecnie akcent kładzie się na skutki możliwego wyjścia Szkocji ze Zjednoczonego Królestwa dla gospodarki, zatrudnienia, handlu i usług.

Prasa omawia raport firmy konsultingowej Cross Border Capital, z którego wynika, że zagraniczny kapitał już zaczął "głosować nogami". W sierpniu z Wielkiej Brytanii wycofano 16,8 mld funtów, co jest najwyższą sumą od kryzysu finansowego z lat 2008-09, który uderzył w największe brytyjskie banki.

Banki ostrzegają

Głośnym echem odbiło się też ostrzeżenie Deutsche Banku. Główny ekonomista DB David Folkerts-Landau, wchodzący w skład komitetu wykonawczego banku, ocenił, że wyjście Szkocji ze Zjednoczonego Królestwa byłoby błędem porównywalnym z decyzją o przywróceniu parytetu złota w 1925 r. Utrzymanie tego standardu okazało się dla brytyjskiej gospodarki zbyt dużym wysiłkiem.

- Choć wyjście z trwającej ponad 300 lat unii Szkocji z Anglią może wydawać się proste i tanie, taki pogląd jest zupełnie nieprawdziwy - powiedział mediom Folkerts-Landau.

Inny bank, UBS, ostrzegł, że szkockie PKB skurczyłoby się o 4-5 proc. w wyniku realokacji szkockiego sektora bankowego do Londynu. Recesję idącą w parze z panicznym wycofywaniem depozytów oszczędnościowych ze szkockich banków przewiduje też bank Credit Suisse.

Zagrożony sektor finansowy?

- Sektor finansowy odgrywa dużą rolę w gospodarce Szkocji. Kryzys z lat 2008-09 pokazał, że kraje, w których ten sektor jest dużo większy od reszty gospodarki, nie są w stanie go wyratować, gdy popadnie w kłopoty. Jeśli Bank Anglii nie pozostanie bankiem centralnym Szkocji, a są co do tego wątpliwości, to szkocki sektor finansowy nie będzie podżyrowany aktywami reszty Zjednoczonego Królestwa. Wówczas pojawi się kwestia jego bezpieczeństwa - powiedział Alan Shipman, ekonomista z Open University.

"Wartość aktywów szkockiego sektora bankowego to 1 254 proc. szkockiego PKB; dla porównania sektor bankowy Islandii przed krachem z 2007 r. wynosił 800 proc. islandzkiego PKB" - pisał ostatnio dziennik "The Scotsman".

Wyższe opłaty za komórki

Do przestróg przyłączyli się ostatnio operatorzy telefonii komórkowej, którzy przygotowali wspólne oświadczenie ostrzegające Szkotów przed perspektywą zwyżki opłat w razie odłączenia się ich kraju od Zjednoczonego Królestwa. Po stronie zwolenników zachowania status quo opowiedzieli się m.in. multimilioner Richard Branson, sieci detaliczne Marks&Spencer i Kingfisher, a także koncerny naftowe BP i Shell.

Szkotów ostrzeżono też, że separacja grozi zwolnieniami w administracji, ponieważ urzędy podatkowe nie będą mogły funkcjonować w dotychczasowej formie - przepisy zabraniają przechowywania danych o brytyjskich podatnikach spoza Zjednoczonego Królestwa, tymczasem po uzyskaniu niepodległości Szkocja stałaby się osobnym państwem. Zagroziłoby to kilku tysiącom miejsc pracy.

Z podobnych powodów ze Szkocji musiałaby się ewakuować firma administrująca pożyczkami studenckimi (Student Loan Company), której właścicielem jest brytyjski rząd. Z powodu utraty brytyjskich subsydiów rządowych Szkoci musieliby też liczyć się z wyższymi opłatami za prąd i telefonię stacjonarną.

"Alarmistyczny przeciek"

Pierwszy minister (premier) nacjonalistycznego rządu Szkocji Alex Salmond zażądał publicznego dochodzenia w związku z ujawnieniem przez pierwszego wiceministra finansów (i przeciwnika secesji) Danny'ego Alexandra, że grupy bankowe RBS i LBG przygotowały awaryjne plany realokacji aktywów na wypadek porażki unionistów w referendum. Salmond twierdzi, że brytyjski rząd celowo zaaranżował alarmistyczny przeciek, ujawniając poufną wiadomość o planach banków, zanim oficjalnie zrobiły to one same.

Były wiceszef rządzącej Szkockiej Partii Narodowej (SNP) Jim Sillars powiedział, że Szkocja "rozliczy się" z bankami i koncernem BP, wydobywającym ropę ze złóż na Morzu Północnym, jeśli Szkoci opowiedzą się za niepodległością.

"Wypaczają rzeczywistość i nie mówią prawdy"

"Szefami tych korporacji są ludzie bogaci, będący w zmowie z równie bogatym angielskim premierem torysowskim (Davidem Cameronem, który jest synem bankiera i absolwentem elitarnej szkoły prywatnej Eton). Wypaczają rzeczywistość i nie mówią prawdy, chcą, by biedni Szkoci zbiednieli jeszcze bardziej. Władza, którą wykorzystują do podkopywania naszej demokracji, skończy się, gdy Szkocja zagłosuje na "tak" dla niepodległości" - cytuje jego wypowiedź "Times".

"W niepodległej Szkocji BP zrozumie, czym jest częściowa lub pełna nacjonalizacja - tak jak zrozumiało to w innych krajach, które były wobec tego koncernu twardsze niż Szkoci, którym na to nie pozwolono" - dodał. Podkreślił, że banki nie będą już mogły prowadzić spekulacji kosztem interesu ogółu i liczyć na to, że ich długi pokryją podatnicy, a zyski zatrzymają dla siebie.

Czytaj też<<<Referendum w Szkocji. Czy to początek dzielenia się Wielkiej Brytanii?>>>

IAR,PAP,kh

''