Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Beata Krowicka 23.11.2014

PKW o zajęciu sali konferencyjnej: nie zapraszaliśmy nikogo z protestujących

Państwowa Komisja Wyborcza zaprzeczyła, by którykolwiek z protestujących, którzy w czwartek zajęli salę konferencyjną w budynku Komisji, został zaproszony do siedziby PKW.
Grupą osób okupujących siedzibę PKW otwiera na siłę drzwi do siedziby komisji, aby umożliwić wtargnięcie kolejnym demonstrantomGrupą osób okupujących siedzibę PKW otwiera na siłę drzwi do siedziby komisji, aby umożliwić wtargnięcie kolejnym demonstrantomPAP/Tomasz Gzell

Podczas konferencji, która odbyła się w sobotę późnym wieczorem, członkowie PKW odnieśli się do czwartkowego protestu pod hasłem "Stop manipulacjom wyborczym" z udziałem m.in działaczy Ruchu Narodowego, Kongresu Nowej Prawicy i stowarzyszenia Solidarni 2010. Demonstracja odbywała się przed siedzibą Komisji, ale część protestujących weszła do budynku, do sali konferencyjnej, domagając się natychmiastowej dymisji członków PKW.

Jeden z organizatorów protestu, Przemysław Wipler z KNP odcinał się później od tego incydentu. Twierdził, że do budynku wszedł później i był tam - jak to ujął - "za przyzwoleniem gospodarzy". Wyjaśnił, że protest przez niego zorganizowany miał charakter pokojowy i zakończył się o 18.30. Poseł zapewniał, że wrócił do siedziby PKW po telefonach, które otrzymał od osób przebywających w sali konferencyjnej Komisji.

Wybory samorządowe 2014. Serwis specjalny >>>
- Zaprzeczam stanowczo, żeby doszło do zaproszenia kogokolwiek z demonstrantów do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej - podkreślił na konferencji członek PKW, sędzia Andrzej Mączyński.

TVP/x-news
Odmówił on komentarza do samego incydentu, przedstawił natomiast swoją wersję wydarzeń. Wyjaśnił, że w dniu, w którym doszło do zajęcia pomieszczeń w PKW przez protestujących, jako członek Komisji miał informację, że budynek będzie zamknięty w związku ze spodziewaną demonstracją. Jak mówił, przed budynkiem stały wozy policji, a w środku było trzech członków PKW oraz jej sekretarz.

"Tłum wchodził do budynku i wznosił okrzyki"
- Dochodziły do nas z zewnątrz okrzyki, coraz mocniejsze, demonstracji. W pewnym momencie otrzymaliśmy od dyrektora informację, że demonstranci wdarli się do budynku. Chwilę później członkowie PKW otrzymali informacje od administratora budynku, który jest w administracji Kancelarii Prezydenta, że ci, którzy weszli do budynku domagają spotkania z komisją - relacjonował Mączyński. - Postanowiliśmy, że zejdziemy wszyscy. Widzieliśmy na parterze tłum, który wchodził do budynku i wznosił okrzyki "Wchodzimy!, Wchodzimy!" oraz ludzi już wbiegających po schodach - mówił.
Sędzia wyjaśnił, że pracownicy obsługi prasowej PKW zaproponowali, członkom PKW przejście do sali konferencyjnej. Komisja zaproponowała spotkanie z 5-6 osobami właśnie w tej sali, ale chwile później członkowie PKW otrzymali informację, że demonstrujący już zajęli tę salę i sami domagają się przyjścia członków Komisji.
Propozycja spotkania z delegacją protestujących w sali, w której pracowali członkowie Komisji, została odrzucona. Podjęto wtedy uchwałę o przerwaniu pracy "w obliczu bezpośredniego zagrożenia dla bezpieczeństwa pracy". - Wiedzieliśmy, że skoro doszło do wdarcia się do budynku, to nie korzystamy tutaj z żadnej ochrony - zakończył Mączyński.

Zatrzymania i procesy
Około północy z czwartku na piątek policja wyprowadziła grupę protestujących osób z siedziby Komisji. Zatrzymanych zostało 12 osób. Wszystkim postawiono zarzuty "naruszenia miru domowego", co wynika z zawiadomienia administratora obiektu. Grozi za to grzywna, kara ograniczenia wolności, albo pozbawienia wolności do roku.
Policja zwolniła pięć osób. Będą one odpowiadać w trybie zwykłym. Wobec reszty skierowała wnioski o ukaranie w trybie przyspieszonym.
Zarzut naruszenia miru postawiono też dwóm dziennikarzom: PAP - Tomaszowi Gzellowi i TV Republika - Janowi Pawlickiemu, zatrzymanym podczas usuwania okupujących. W piątek wieczór Sąd Rejonowy dla Warszawy Śródmieścia - po przesłuchaniu obu dziennikarzy, którzy nie przyznali się do zarzutów - odroczył sprawę. Obaj wyszli na wolność. Zatrzymanie wykonujących swoje obowiązki dziennikarzy wywołało oburzenie w środowisku i liczne manifesty protestu.

Na razie nie ma wyroków w sprawie czwartkowego incydentu.

PAP, IAR, bk