Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Klaudia Hatała 02.12.2014

To będzie skromna Barbórka. "Okoliczności gaszą radość"

- Trudno świętować, kiedy sytuacja w branży jest tak trudna, a w katastrofie w kopalni Mysłowice-Wesoła zginęło pięciu naszych kolegów - mówią górnicy.
KWK Mysłowice - WesołaKWK Mysłowice - WesołaBild: Monisiolek/Wikipedia

Przypadająca 4 grudnia Barbórka, uroczyście fetowane na Śląsku święto, to w górnictwie dzień wolny od pracy. Górnicy uczestniczą we mszach, akademiach barbórkowych, popularne są też biesiady zwane karczmami piwnymi (dla mężczyzn) i babskimi combrami (dla pań). Pierwsze takie imprezy odbywają się z reguły już w listopadzie, ostatnie - w styczniu. W tym roku jednak uroczystości jest wyraźnie mniej, a te, które się odbywają, nie mają rozmachu tych z tłustych lat.

- Organizujemy oficjalne spotkanie barbórkowe, ale ze względu na trudną sytuację firmy zrezygnowaliśmy z reprezentacyjnych wnętrz teatru czy filharmonii. Zarząd spotka się z górnikami i zaproszonymi gośćmi w jednym z naszych oddziałów - kopalni Ziemowit w Lędzinach - powiedział dyrektor biura komunikacji korporacyjnej Kompanii Węglowej Tomasz Zięba. Nad tą największą górniczą spółką w UE od kilku miesięcy wisi widmo upadłości.

W Jastrzębskiej Spółce Węglowej centralnej Barbórki nie organizowano, łączono ją raczej z jubileuszami poszczególnych zakładów. Tak będzie i w tym roku - 40-lecie świętuje właśnie kopalnia Pniówek. Odwołano natomiast barbórkę w należącej do JSW kopalni Knurów-Szczygłowice, gdzie w listopadzie w ciągu 6 dni w dwóch wypadkach zginęło dwóch górników. Nie będzie też barbórkowego spotkania dla dyrektorów firm w grupie kapitałowej JSW. - Powody są oczywiste - oszczędności i niepokój o przyszłość - podkreśliła rzeczniczka JSW Katarzyna Jabłońska-Bajer.

Dla każdego górnika Barbórka to święto

Centralnej Barbórki nie będzie w tym roku wcale w Katowickim Holdingu Węglowym, który często w mijającym roku gościł w ogólnopolskich serwisach informacyjnych. Najpierw za sprawą spółki zależnej - kopalni Kazimierz-Juliusz w Sosnowcu - ostatniej w Zagłębiu Dąbrowskim, przeznaczonej do likwidacji z powodu wyczerpania dostępnych zasobów węgla.

Cała Polska mogła oglądać w telewizji pełne emocji zdjęcia po zakończeniu podziemnego protestu, który zdesperowani górnicy rozpoczęli, bo nie mogli się doczekać wypłaty zaległych wynagrodzeń. Bali się też o los swoich zakładowych mieszkań i chcieli przedłużenia żywotności kopalni. W szczytowym momencie pod ziemią protestowało ich ponad 150.

Ostatecznie, na mocy podpisanego porozumienia i po zmianie przepisów, KHW sprzedał kopalnię Spółce Restrukturyzacji Kopalń za symboliczną złotówkę. Spółka wycofała wniosek o upadłość zakładu i rozpoczęła spłacanie zobowiązań kopalni. W międzyczasie Prokuratura Okręgowa w Katowicach wszczęła śledztwo w sprawie niegospodarności w Kazimierzu-Juliuszu przy zawieraniu umów w latach 2013-2014 przez ówczesny zarząd zakładu.

Dziś w sosnowieckiej kopalni pracuje o połowę mniej ludzi niż jeszcze pół roku temu. To ostatnia Barbórka, kiedy trwa jeszcze wydobycie. Fedrować tu będą tylko do wiosny. - Jest pusto i nie bardzo jest nastrój do świętowania. Nie będzie żadnych karczm czy biesiad, ani nawet akademii. Dla każdego górnika Barbórka to jest święto, ale obchody będą w tym roku bardzo skromne, bo okoliczności gaszą tę radość - mówi rzecznik kopalni Artur Krawiec. Będzie więc msza święta, po której w hali zbornej jubilaci zbliżający się do wieku emerytalnego odbiorą odznaczenia i zjedzą obiad.

"Zostanie tam na dole, jako najlepszy"

To, co w górnictwie najgorsze, zdarzyło się jednak w mijającym roku w należącej do KHW kopalni Mysłowice-Wesoła. Kiedy górnicy szli 6 października do pracy, była jeszcze złota jesień. Teraz za pasem Barbórka, która pewnie będzie "po lodzie", a niektórzy nie byli jeszcze w domu. Po tym, jak na poziomie 665 m zapalił się i wybuchł metan, do szpitali trafiło 31 górników. Pięciu nadal leczy się Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich.

- Ich życiu nie zagraża już niebezpieczeństwo - zapewnia rzeczniczka szpitala dr Justyna Glik. - Biorąc pod uwagę ich stan w chwili przyjęcia i obecną kondycję, to ten pobyt w szpitalu wcale nie jest długi. Cieszymy się, że leczenie przynosi efekty. Pomaga fakt, że to młodzi ludzie - dodała.

Pięciu innych nie wróci do domu nigdy - czterej ciężko poparzeni w wieku 26, 28, 29 i 32 lata zmarli w szpitalu. Najstarszy - 42-letni kombajnista - został na dole. Znaleziono go martwego dopiero po 12 dobach poszukiwań. - Popytajcie się znajomych - najlepszy pracownik na kopalni. I tak zostanie tam na dole, jako najlepszy - mówił po wypadku dziennikarzom jego zrozpaczony ojciec.

"Powierzymy Bożej Opatrzności górnicze sprawy"

- Rozumiemy, jak społecznie skomplikowana i ekonomicznie trudna jest sytuacja górnictwa na Górnym Śląsku. Jesteśmy świadkami wypadków na kopalniach oraz niepokoju społecznego, wyrażającego się w ostatnich miesiącach w protestach związkowców i emerytów. Dlatego kolejny raz za wstawiennictwem św. Barbary powierzymy Bożej Opatrzności górnicze sprawy - napisał w odczytanym w niedzielę w kościołach liście do wiernych metropolita katowicki abp Wiktor Skworc. Zaprosił wszystkich górników na mszę w niedzielę 7 grudnia do katedry Chrystusa Króla w Katowicach.

- W żadne święto kościół nie jest tak pełny ludzi, jak w Barbórkę - uważa lider górniczej "S" Jarosław Grzesik. Bo dla górników to jest przede wszystkim święto rodzinne. Po mszy na stół wjeżdża świąteczny śląski obiad - rosół oraz rolada z kluskami i modrą kapustą.

Grzesik przyznaje, że sam odradzał kolegom organizowanie zabaw. - Odwołana została nawet Barbórka w moim macierzystym zakładzie - na Bobrku, gdzie zawsze świętowano bardzo uroczyście, bywało i tysiąc osób. Widzę, że spółki też świętują w tym roku bez pompy, bez fanfar. Górnictwo nie ma teraz dobrej passy i prasy, ale Barbórkę obchodzimy, bo jest wpisana w nasze życie - powiedział związkowiec.

PAP,kh