Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Juliusz Urbanowicz 21.12.2014

Napięta sytuacja w czasie drugiej tury wyborów prezydenckich w Tunezji

Tunezyjska armia zabiła mężczyznę i zatrzymała trzech, gdy zaatakowali oni żołnierzy pilnujących kart wyborczych w szkole w regionie Kairuan w północno-wschodniej Tunezji. Dzihadyści próbują storpedować wybory prezydenckie w kraju, który dał początek tzw. Arabskiej Wiośnie.
Susa, Tunezja. Uzbrojony patrol przed lokalem wyborczym w czasie II tury wyborów prezydenckichSusa, Tunezja. Uzbrojony patrol przed lokalem wyborczym w czasie II tury wyborów prezydenckichSTR/ PAP/EPA.

Ranny został jeden z żołnierzy i jeden z podejrzanych.

Jak poinformowało tunezyjskie ministerstwo obrony, w nocy z soboty na niedzielę "grupa uzbrojonych napastników próbowała zaatakować jeden oddział". - Czujność żołnierzy i szybkość ich reakcji sprawiły, że atak ten nie powiódł się - dodano. Do próby ataku doszło niedaleko miasta Kairuan w regionie o tej samej nazwie, 160 km na południe od stołecznego Tunisu.
Na razie nikt nie przyznał się do próby tego ataku.

W czasie kampanii przedwyborczej dżihadyści wzywali Tunezyjczyków, aby zbojkotowali niedzielne wybory prezydenckie; grozili też aktami przemocy.

Rzecznik ministerstwa obrony Belhassan Oueslati powiedział, że napastnik był uzbrojony w karabin myśliwski. Jego zdaniem, dżihadyści, którzy wzywali do bojkotu wyborów, nie mieli związku z incydentem. Jak wyjaśnił, "terroryści nie używają zwykle broni myśliwskiej".

Islamista kontra zwolennik dawnego porządku

To pierwsze wolne wybory prezydenckie od czasu tzw. Arabskiej Wiosny z 2011 roku. Wówczas obalono wieloletniego, autokratycznego prezydenta kraju, Zine El Abidine Ben Alego. Później Tunezją rządzili umiarkowani islamiści, którzy w walce o władzę zdystansowali zwolenników świeckich porządków. Ci ostatni wzięli górę w wyborach do parlamentu w październiku ubiegłego roku.

Kontrkandydatem obecnego prezydenta Monsifa Marzukiego jest lider partii Wezwanie Tunezji, Bedżi Kaid Essebsi. To on jest faworytem głosowania. Wygrał bowiem pierwszą turę z dorobkiem prawie 39 procent głosów. Nie przeszkodził mu w tym podeszły wiek - kandydat ma 88 lat.

Essebsi to były minister i przewodniczący parlamentu, który karierę polityczną robił przed zmianami z 2011 roku. Jest kandydatem laickiej partii Wezwanie Tunezji (Nida Tunis), która wygrała październikowe wybory parlamentarne; w swym programie wyborczym zapowiadał umocnienie państwa osłabionego przemianami politycznymi. Uzyskał głosy przede wszystkim osób tęskniących za przedrewolucyjną epoką.
Z kolei Marzuki reprezentuje rewolucję, która w 2011 roku obaliła reżim Zina el-Abidina Ben Alego. Zwolenników szuka wśród osób obawiających się powrotu rządów "rodziny", czyli układu opartego na pokrewieństwie i powiązaniach biznesowo-towarzyskich.

Essebsi, chcąc zwyciężyć, musi przekonać Tunezyjczyków, że powrotu do dyktatury nie będzie.

Unia chwali pierwszą turę głosowania

Według oficjalnych wyników pierwszej tury Essebsi zdobył ponad 39 proc. głosów, a Marzuki - ponad 33 proc.
Islamiści wygrali w Tunezji wybory w 2011 roku, po rewolucji arabskiej wiosny; nie sprostali jednak wyzwaniu stabilizacji państwa. W październikowych wyborach do parlamentu zajęli drugą pozycję.
Są to pierwsze w Tunezji wolne wybory prezydenckie od rewolty w 2011 r. Misja obserwacyjna Unii Europejskiej ogłosiła, że pierwsza tura była "pluralistyczna i transparentna".
Do głosowania uprawnionych jest 5,3 mln ludzi na 10,5 mln mieszkańców Tunezji. Lokale wyborcze będą czynne do godziny 18. Wyników należy spodziewać się od poniedziałku. Komisja wyborcza ma czas do 24 grudnia, żeby ogłosić nazwisko zwycięzcy wyborów, który na najbliższe pięć lat będzie sprawował najwyższą władzę w państwie.

JU/PAP