Eksperci uważają, że nad przewodnictwem Rygi będzie unosić się cień Kremla. Rosyjska agresja na Ukrainę sprawiła, że Łotwa, boi się o swoje bezpieczeństwo, podobnie jak pozostałe kraje bałtyckie - byłe postsowieckie republiki.
Władze w Rydze, kierujące pracami Unii, chcą jednak uniknąć zarzutów o forsowanie interesów narodowych, czy wprost - o antyrosyjskie nastawienie. - Oczywiście kluczowe będą relacje z Rosją, ale na problemy trzeba spojrzeć szerzej - mówi ambasador Łotwy przy Unii Europejskiej Ilze Juhansone. Jednakże to sprawy dotyczące Rosji zdominują półroczne przewodnictwo. Unia będzie musiała zdecydować co dalej z sankcjami wobec Moskwy.
W tym roku Łotwa zorganizuje też szczyt Partnerstwa Wschodniego poświęcony bliższym relacjom Unii z krajami położonymi za jej wschodnią granicą, na co podejrzliwie patrzy Kreml.
Ryga niewątpliwie będzie bacznie obserwowana przez tak zwaną starą Europę, która nie do końca wierzy w skuteczność państw nowej Unii. - Przygotowywaliśmy się jak szaleni - przyznaje łotewska korespondentka w Brukseli Ina Strazdina. - Wszyscy mają nadzieję, że nam się uda - dodaje.
Łotwa będzie szóstym krajem przewodniczącym Unii z grupy państw, które weszły do Wspólnoty w 2004 roku.
IAR/iz