Około pięciu tysięcy uchodźców zostało przetransportowanych do specjalnych ośrodków w północnej Grecji, cztery tysiące opuściły obozowisko na własną rękę.
Ewakuacja trwała trzy dni i przebiegała spokojnie, mimo że greckie władze zakładały, iż może przeciągnąć się do ponad tygodnia. Prawie połowa migrantów sama wyjechała jednak z obozu, kiedy zaczęła się jego likwidacja. Tłumaczyli, że nie chcą, aby narzucać im miejsce pobytu.
Źródło: RUPTLY/x-news
Grecki minister bezpieczeństwa publicznego, który po południu kontrolował sytuację w Idomeni, oświadczył, że władze tego kraju nie będą powstrzymywać uchodźców przed udaniem się tam, dokąd chcą. Podkreślił, że Grecja nie jest krajem, który wznosi ogrodzenia.
Dziś na teren byłego obozowiska wpuszczono też dziennikarzy, którzy na czas ewakuacji odsunięci zostali na odległość ponad pięciu kilometrów. Torami kolejowymi w Idomeni przejechał też próbnie pociąg - pierwszy po ponad dwóch miesiącach blokowania trasy przez migrantów.
Kryzys migracyjny
Po zamknięciu granic na tzw. szlaku bałkańskim w Idomeni koczowało w tragicznych warunkach ponad dziesięć tysięcy migrantów.
Minister ds. polityki imigracyjnej Grecji Jannis Muzalas powiedział, że po zakończeniu operacji w Idomeni władze zajmą się obozem w Pireusie, gdzie w namiotach i w starym hangarze przebywa blisko 1,5 tys. osób oraz ośrodkiem zorganizowanym na dawnym lotnisku Hellenikon pod Atenami, w którym przebywa ponad 3,6 tys. migrantów.
IAR/PAP, to