Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
migrator migrator 13.11.2009

Poziom nienajlepszy, śledczy mało zdecydowany

Zygmunt Kapusta nie pamięta sprawy Krzysztofa Olewnika.

Na poszczególnych etapach prowadzenia sprawy porwania Krzysztofa Olewnika poziom merytoryczny pracy był nienajlepszy, a postępowanie od początku nie trafiło na zdecydowanego prokuratora referenta - ocenił przed sejmową komisją śledczą badającą sprawę Olewnika były warszawski prokurator apelacyjny Zygmunt Kapusta.

Wiceprzewodniczący komisji Zbigniew Wassermann (PiS) replikował, że sprawa na takiego referenta trafiła, tylko "referent nie miał szczęścia do jej kontynuowania". Odniósł się w ten sposób do awansowania jednej z prokurator - Elżbiety Gielo - z warszawskiej prokuratury okręgowej po miesiącu prowadzenia śledztwa.

- Czy ta sprawa rzeczywiście miała takiego pecha, że co decyzja, to fatalna, czy sytuacja jest inna? - pytał poseł. Kapusta odpowiedział, że na sposób prowadzenia postępowania złożyło się kilka czynników i zaznaczył, że "pechem by tego nie nazywał". - Ja też nie, ja bym się tu doszukiwał czegoś więcej - zaznaczył Wassermann.

Moja pamięć tak daleko nie sięga - w ten sposób Zygmunt Kapusta, b. Prokurator Apelacyjny w Warszawie, odpowiedział na pytanie sejmowej komisji śledczej ds. Krzysztofa Olewnika o to, co zrobił, gdy 30 listopada 2001 r., trzy dni po porwaniu, o sprawie powiadomiła go prokuratura z Płocka.

50-letni Zygmunt Kapusta oświadczył, że nie pamięta sprawy Olewnika i w odpowiedzi na szczegółowe pytania odsyłał do akt śledztwa. Dodał, że osobiście nigdy nie czytał akt sprawy Olewnika. Pamiętał jedynie, że "skandalem" była sytuacja w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście, która prowadziła śledztwo ws. zaginięcia radiowozu z aktami sprawy Olewnika. - Tam było 220 zaginionych postępowań - mówił.

Na początku przesłuchania doszło do kilku spięć słownych między Kapustą a wiceszefem komisji Zbigniewem Wassermannem (PiS), który przekonywał, że Kapusta powinien pamiętać tę bulwersującą i medialną sprawę. - Tak można powiedzieć po ośmiu latach. Ta sprawa dotyka przede wszystkim rodziny zmarłego. Ja nie mam tu nic do ukrycia. Pan wie, że mój związek z tą sprawą jest żaden - odpowiedział przesłuchiwany. Przyznał, że "zawsze można lepiej poprowadzić postępowanie".

PAP