Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Jan Kaczyński 01.06.2010

Samolot opadał zbyt szybko

Ekspert lotniczy Maciej Ługowski uważa, że nie można wykluczyć, iż do katastrofy prezydenckiego tupolewa doszło z powodu usterki technicznej maszyny. Po analizie stenogramów z czarnej skrzynki ekspert podkreślił, że do określenia przyczyny tragedii potrzebne są jeszcze parametry techniczne z drugiego rejestratora lotu.
Wrak TupolewaWrak Tupolewaeast news

Maciej Ługowski dziwi się reakcjom pilotów prezydenckiego samolotu. Wskazuje na kluczowy punkt wysokości stu metrów, na której maszyna znalazła się przed katastrofą. Według niego piloci schodzili poniżej tej wysokości w pełni świadomie lub nie byli w stanie nic zrobić.

Ekspert wskazuje, że na podstawie stenogramu nie można odrzucić wersji, iż samolot nie był w pełni sprawny. Zastanawiające dla Ługowskiego jest fakt, że po komendzie drugiego pilota "odchodzimy", kapitan nic nie zrobił, jakby samolot nie zareagował. Wystarczyło wcisnąć jeden guzik, żeby samolot sam wykonał ponowne podniesienie się w górę i zakończenie lądowania" - dodał.

Maciej Ługowski uważa, że zestawienie danych technicznych lotu z drugiej czarnej skrzynki może pokazać, jak piloci reagowali w ostatnich chwilach przed katastrofą.

Dwukrotnie za szybko

Redaktor naczelny "Skrzydlatej Polski" uważa, że piloci rządowego Tupolewa lecącego do Smoleńska nie byli świadomi w jak trudnym położeniu się znajdują.

Grzegorz Sobczak powiedział IAR, że o nieświadomości pilotów świadczy brak rezygnacji z podchodzenia do lądowania w trudnych warunkach. W stenogramach pojawia się sugestia "Odchodzimy", jednak nie została ona podjęta przez dowodzącego pilota. Zdaniem eksperta, pierwszy pilot nie powinien ignorować takiej informacji. Według niego, załoga mogła nie mieć kontaktu wzrokowego z ziemią. Grzegorz Sobczak przypomniał, że nawigator zakończył odliczanie wysokości na 20 metrach.

Zdaniem naczelnego "Skrzydlatej Polski", prędkość opadania samolotu w ostatnich sekundach była zbyt duża. Według jego wyliczeń, na wysokości poniżej 50 metrów nad ziemią wynosiła ona około 10 metrów na sekundę, czyli co najmniej dwukrotnie za dużo.

Grzegorz Sobczak uważa, że w ostatnich sekundach rosyjska kontrola lotu wypełniła wszystkie procedury. Nakazała bowiem odejście od podchodzenia do lądowania. Zdaniem eksperta, była na to szansa nawet przy wysokości 50 metrów nad ziemią i zdecydowanej reakcji pilota. Nie wiadomo jednak czy było to możliwe przy prędkości10 metrów na sekundę.

Rozmówca IAR podkreślił również, że ze stenogramów nie sposób wywnioskować, że były jakiekolwiek naciski na lądowanie załogi. Grzegorz Sobczak dodał, że generał Błasik mógł raczej sugerować, by piloci "zrobili coś" z tak niskim położeniem samolotu, a nie nakazać lądowanie.

Piloci utracili sterowność?

Na zbyt dużą prędkośc w ostatnich chwilach feralnego lotu zwracają uwagę również inni. Ostatnie 30 sekund lotu i milczenie dowódcy świadczy o tym, że załoga była w szoku, bo utraciła sterowność. Maszyna przestała reagować - uważa Janusz Więckowski, emerytowany pilot, który wylatał na Tupolewie 154 prawie 20 tysięcy godzin. - Kiedy na wysokości 150 metrów maszyna nie reaguje, to wtedy się nie rozmawia z wieżą, tylko się myśli, dlaczego się tak dzieje. Dlaczego prędkośc schodzenia się nagle powiększa, z 4-5 m/s do 14 m/s. Przecież pilot to nie samobójca - tłumaczył Więckowski w TVN 24.

Jego zdaniem o tym, że samolot mógł utracić sterowność świadczy też fakt, że dysk turbiny drugiego silnika nie był uszkodzony, połamany. - Silnik musiał rozpaść się w powietrzu, a dysk siłą odśrodkową upaść łagodnie na ziemię - uważa emerytowany pilot LOT-u. - Chciałbym, żeby nasi prokuratorzy i nasza komisja sprawdziły, jak pracował drugi silnik - dodał.

Zastanawiał się także dlaczego nikt z członków załogi nie zareagował na komendę wypowiedzianą przez drugiego pilota - Jeżeli ktokolwiek z załogi rzuci komendę, to nikt nie pyta "dlaczego?" - po prostu trzeba to wykonać. Słowa są rzucane jakby na wiatr i nic się nie dzieje - dodał.

- Zacząłem czytanie od ostatnich stron. Drugi pilot mówi "odchodzimy", a nawigator dalej odlicza wysokość. Mogę wnioskować, że samolot ma prędkość opadania ok. 14 m/s. To jest prędkość niespotykana przy podejściu. Normalnie jest trzy razy mniejsza. Samolot zbliża się do ziemi bardzo szybko - komentował w TVN 24 Krzysztof Krawcewicz z "Przeglądu Lotniczego".

rr, Informacyjna Agencja Radiowa (IAR), TVN 24