Chodzi o propozycje, by sektor przewozów międzynarodowych był objęty restrykcyjnymi przepisami o delegowaniu pracowników, z ustaloną płacą minimalną i wszystkimi dodatkami obowiązującymi w kraju, w którym realizowane byłyby przewozy.
Do projektu przepisów zgłoszono ponad 1200 poprawek. Głosowanie miało się odbyć na sesji plenarnej w ubiegłym tygodniu, ale dzięki staraniom polskich europosłów ponad podziałami zostało wykreślone z porządku obrad, a sprawa przekazana do komisji. - Im bardziej odkładamy to głosowanie, tym mniej prawdopodobne staje się to, że sprawa się zakończy w bieżącej kadencji - komentował wtedy europoseł Kosma Złotowski z PiS.
Polscy deputowani próbują opóźnić prace nad przepisami, bo uważają, że nie można ich prowadzić pod presją czasu, w gorącym okresie, niecałe dwa miesiące przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. - Od nowej kadencji powinniśmy do tego wrócić, bez emocji, bez nacisku przedkampanijnego - dodała europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska.
Ale presja i determinacja są również po drugiej stronie - na sfinalizowanie prac naciska Komisja Europejska i kraje Europy Zachodniej, głównie Francja i Niemcy, które mówią o walce z dumpingiem socjalnym. Dla Polski i krajów naszego regionu to protekcjonizm gospodarczy i próba wyparcia z rynku tańszych firm z Europy Środkowo-Wschodniej.
mr