Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 30.08.2019

Prof. Bogdan Góralczyk: zderzenie strukturalne USA i Chin może prowadzić do nowej zimnej wojny

- Wojna handlowa czy celna – to jeden z wymiarów strategicznego sporu o dominację, przywództwo, światową hegemonię. Chiny stały się zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych i stąd działania strony amerykańskiej. Spór dotyczy wielu pól, ma charakter strukturalny – ocenił w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl prof. Bogdan Góralczyk.

Pomiędzy USA i Chinami widzimy spór z możliwością bezpośredniego zderzenia się o charakterze militarnym między dotychczasowym hegemonem, a szybko rosnącym pretendentem – powiedział portalowi PolskieRadio24.pl prof. Bogdan Góralczyk z Uniwersytetu Warszawskiego i Fundacji imienia Kazimierza Pułaskiego.

CZYTAJ TAKŻE
Shutter Chiny flaga 1200.jpg
"NEW YORK TIMES": CHINY WERBUJĄ SZPIEGÓW PRZEZ LINKEDIN

Więcej w tekście wywiadu.

PolskieRadio24.pl: Doszło do kolejnego zaostrzenia sporów celnych między Chinami i Stanami Zjednoczonymi. Jakie są przyczyny tego stanu rzeczy?

Prof. Bogdan Góralczyk z Uniwersytetu Warszawskiego i Fundacji imienia Kazimierza Pułaskiego: Przyczyny są natury strukturalnej. Mówimy o wojnie handlowej lub celnej – jednak tak naprawdę to jeden z wymiarów strategicznego sporu o dominację, przywództwo, światową hegemonię. Chiny stały się zagrożeniem dla Stanów Zjednoczonych – w tej sprawie właściwie mamy konsensus polityczny w USA, co jest teraz na tamtejszej scenie zupełnie unikatowe. Amerykańskie elity uznały, że Chiny zbyt szybko urosły, mają zbyt ambitne plany.

Na początku września miała być kolejna tura rozmów w sprawie porozumienia handlowego – zamiast tego mamy eskalację i zapowiedź wprowadzenia nowych stawek celnych, obejmujących tak naprawdę cały import z Chin – wartości 550 mld dolarów.

CZYTAJ TAKŻE: EKSPERT PISM: JUAN, NOWY ŻOŁNIERZ W WALCE CHIN I USA >>>

O współzawodnictwie cywilizacji mówi się od pewnego czasu. Dlaczego jednak wojnę celną zaczęto właśnie teraz?

Dlatego, że prezydent Chin Xi Jinping przedłożył publicznie plany, które określa jako "dwa cele na stulecie”. Na stulecie Komunistycznej Partii Chin do lipca 2021 roku chce zmienić model zarządzania Chinami i rozwoju Chin z dotychczas opartego na eksporcie – na model oparty na silnym rynku wewnętrznym. Już samo to jest wyzwaniem dla Stanów Zjednoczonych.

Drugi cel Xi Jinpinga dotyczy 2049 roku, gdy przypada stulecie Chińskiej Republiki Ludowej. Chiny chcą być wielką cywilizacją i przeżyć wielki renesans, między wierszami: chcą być największą cywilizacją na świecie, przed Stanami Zjednoczonymi.

A statystyki pokazują, że USA są przez Chiny cały czas gospodarczo doganiane -  w sensie kursu siły nabywczej pieniądza, to Chiny są już największą gospodarką świata.

Po trzecie, na ostatnim XIX zjeździe KPCh Xi Jinping dodał jeszcze jeden cel – do 2035 roku Chiny chcą być społeczeństwem innowacyjnym. Z punktu widzenia USA Chiny są zagrożeniem gospodarczym i handlowym, a chcą być technologicznym. Stąd też uwaga Waszyngtonu poświęcona Huawei i innym chińskim firmom technologicznym.

Jakby tego było mało, Xi Jinping ogłosił też dwa tzw. jedwabne szlaki, czyli geostrategiczne projekty rozszerzania chińskich wpływów.

EKSPERT: PROTESTY W HONGKONGU TO PRELUDIUM, STAWKĄ JEST PRZYSZŁOŚC MIESZKAŃCÓW PO 1947 ROKU >>>

Chodzi o ideę Szlaku Jedwabnego oraz Morskiego Szlaku Jedwabnego XXI wieku.

Do tego Chiny stały się eksporterem kapitału. To spowodowało, że USA, które dotychczas przez kilka dekad, w zasadzie od początku lat 80. ubiegłego stulecia współpracowały z Chinami, były zaangażowane w działalność w tym kraju, mówią teraz o końcu zaangażowania i zaczynają mówić o strategicznej konkurencji.

Tych przyczyn jest co niemiara. Przejawów takiego strategicznego sporu zaczyna być coraz więcej. W tym kontekście należy rozpatrywać sytuację w Hongkongu. Trzeba dodać, że w styczniu przyszłego roku są wybory na Tajwanie – gdzie Amerykanie zapowiedzieli sprzedaż broni. Wciąż dochodzą nowe elementy.

Zatem to nie tylko wojna handlowa czy celna – to zjawisko znacznie głębsze i szersze.

Dzieli się to wszystko na pola bitwy. Cła są jednym z nich. Do czego to doprowadzi?

Nie doprowadzi to do niczego dobrego, ponieważ w zwarciu są dwie największe gospodarki świata. Jeśli nie dojdą do porozumienia, nie będzie uspokojenia nastrojów, to grozi nam pewnego rodzaju podział zimnowojenny. Świat jest teraz inny, nie będzie to więc podział czysto ideologiczny, jak był między ZSRR a Zachodem i Stanami Zjednoczonymi. Może on doprowadzić nawet do tego, że stworzone zostaną dwa systemy technologii – wokół USA i Chin.

Już teraz Chiny nie używają GPS-a, nie mówiąc już o Facebooku czy Google’u, bo mają swoje ich odpowiedniki.

Przeprowadzenie tej operacji będzie też bolesne dla Amerykanów. Firmy USA prowadzą interesy na terenie Chin – mogą stracić ten rynek. Na ten rynek, jak stwierdzają Chiny, wejdą inni gracze, na przykład, wedle Pekinu, z Europy Zachodniej.

Jednak to perspektywa wciąż daleka.

Nie wiemy wciąż, jaka jest strategia Donalda Trumpa – czy z jego strony nie mamy do czynienia z klasyczną zagrywką biznesową, to jest: nastraszyć przeciwnika, by go zmiękczyć, a potem zasiąść do rozmów.

Chińczycy mówią jednak, że w ogóle nie poddają się dyktatowi, a retoryka Pekinu jest twarda, typu ”nie chcemy wojny, ale się jej nie boimy”.

Może to też jest pozycja negocjacyjna, bo przecież Chiny mają świadomość, że w bilansie handlowym bardzo niekorzystnie wypadamy – i USA, i Europa. Jest tu trochę innych spraw spornych – technologie zabrane potajemnie z Zachodu, delikatnie mówiąc.

Jest ujemne saldo handlowe, co pobudziło do działania Donalda Trumpa, który jest z ducha i litery biznesmenem i liczy. Ponadto w tweetach pisał, że USA tracą ponad 500 mld dolarów rocznie w bilansie handlowym – a drugie tyle w postaci kradzieży własności intelektualnej czy praw autorskich.

Ten stan rzeczy musiał być przerwany, pytanie, czy ta metoda jest właściwa. Dopiero oceni to historia, bo my śledzimy tę sytuację na bieżąco.

Pytanie jest, jak w obliczu tego sporu zachowają się państwa europejskie.

Obecna eskalacja jest niebezpieczna. Niedawno mieliśmy szczyt G20 w Osace, na którym Donald Trump mówił, że zmierzamy do kolejnego porozumienia.

Być może wydarzyło się coś na innym z pól starcia między Chinami i USA i to jest powodem zaostrzenia sporu na kolejnym polu.

Tego możemy się dowiedzieć dopiero po pewnym czasie z archiwów amerykańskich, bo z pewnością nie chińskich.

CZYTAJ TAKŻE: OPERACJA CHIN NA TWITTERZE I FACEBOOKU PRZECIWKO DEMONSTRANTOM W HONGKONGU, TWITTER ZAWIESIŁ 200 TYSIĘCY KONT >>>

Obszarów tego starcia strategicznego jest wiele.

Oprócz wojny handlowej – mamy cła, technologie, sprawy Tajwanu, Hongkongu, można dodać militaryzację Chin, konkurencję w dziedzinie kosmicznej, etc.

Do tego Chiny chcą kreować się na globalnego przywódcę. Donald Trump z hasłem America First wskazuje na koncentrację na sprawach Ameryki – a nie na globalne zarządzanie.

Wspomniał Pan o tzw. chińskich szlakach jedwabnych.

Są one projektem geostrategicznym – należałoby o nich mówić jednak bardziej w kontekście europejskim, bo oba te szlaki prowadzą do Europy.

Wspomina się wiele o Arktyce, Grenlandii – i tam jest konkurencja.

Chiny nie są państwem arktycznym, a jednak są tam bardzo aktywne. To m.in. zaplecze surowców. Ma miejsce topnienie lodu w rejonie Arktyki, odkrywają się niezbadane do tej pory zasoby surowcowe. Chiny chcą uczestniczyć w tej grze. Wiele mówi o tym propozycja zakupu Grenlandii, złożona przez Donalda Trumpa.

I Morze Południowochińskie jest istotne dla obu graczy.

Oprócz tego wszystkiego, o czym mówiłem dotychczas, jest jeszcze jedna rzecz – nowy ład światowy. USA wycofały się pod administracją Donald Trumpa z wielu porozumień wielostronnych. W początkach sprawowania urzędu Donald Trump opuścił porozumienie transpacyficzne TPP. Nikt nie mówi już o porozumieniu TTIP, które miało łączyć Europę z USA. Trump odszedł od multilateralizmu i przechodzi na dwustronne deale. Kieruje się interesami. Ma mentalność transakcyjną i taką proponuje światu.

W kontekście owego nowego ładu międzynarodowego trzeba postrzegać punkty zapalne w regionie Azji Wschodniej. W tym regionie mamy punkty zapalne – spory terytorialne. Jedne z nich dotyczą wysp Senkaku (po chińsku Diaoyu Dao) – to spór Japonii i Chin.

Drugi spór  - najważniejszy – dotyczy Morza Południowochińskiego. To akwen o powierzchni 2 mln km kw. – Polska dla porównania ma 312 tysięcy km kw. Przez ten akwen idzie 80-90 procent wymiany handlowej Chin, Korei Południowej i Japonii z Europą, Bliskim Wschodem, Indiami, Afryką etc. To niezwykle ważny akwen. I stamtąd właśnie, z Morza Południowochińskiego, konkretnie z portu Xiamen (w połowie drogi między Szanghajem i Hongkongiem) wyrusza Morski Jedwabny Szlak.

Nie będzie żadnego jedwabnego szlaku, jeśli ten akwen, tak jak inne morza i oceany świata, jest pod kontrolą amerykańską od II wojny światowej. Dlatego Chińczycy zaczęli budować swoje instalacje wojskowe, lotniska, stacje radarowe itd. Ten spór jest zaś międzynarodowy – zaangażowanych w niego jest co najmniej kilka państw: Wietnam, Filipiny, Stany Zjednoczone, Chiny i Tajwan.

Zupełnie umyka nam – ostatnio znów ożywiony - spór o tzw. Wyspy Bambusowe – który co prawda nie dotyczy Chin – ale Japonii i Korei.

Mamy więc spór z możliwością bezpośredniego zderzenia się o charakterze militarnym i bezpieczeństwa między dotychczasowym hegemonem, a szybko rosnącym pretendentem. To w literaturze nazwano tzw. pułapką Tukidydesa. Jak w wojnie peloponeskiej między Spartą i Atenami, gdy hegemon widzi pretendenta do tronu – dochodzi niestety do wojny i według badań – w większości przypadków kończy się to otwartym konfliktem. Więc mamy i taki wymiar relacji USA-Chiny.

Kończy się to także najczęściej upadkiem dotychczasowego hegemona, choć nigdy nic nie jest z góry przesądzone.

Również w przypadku Korei widzimy rywalizację USA i Chin.

Prezydent Donald Trump doprowadził niekonwencjonalnie do szczytów z Kim Dzong Unem. Jednak Koreańczycy z Północy wciąż wystrzeliwują rakiety i nie wiadomo, czym ta sprawa się zakończy.

Faktem jest, że reżim północnokoreański bez wsparcia i pomocy ze strony Chin długo by się nie utrzymał. Ponad 80 procent obrotów handlowych jest z Chinami – i gdy Chiny włączyły się do sankcji ONZ nałożonych na reżim północnokoreański za próby jądrowe i pocisków balistycznych, Kim Dzong Un, który przez lata nie chciał jechać do Chin i spotykać z tamtejszymi przywódcami, nagle zaczął się spotykać z nimi co pół roku. Sytuacja zatem się zmieniła.

CZYTAJ TAKŻE: 5G TO WYBÓR GEOPOLITYCZNY, CHODZI O BEZPIECZEŃSTWO PAŃSTWA >>>

To szeroki spór.

Pól sporu jest co niemiara. Można to ująć jednym słowem – to zderzenie strukturalne. Nawet bez udziału Donalda Trumpa, każdy następny amerykański prezydent będzie musiał się mierzyć z tymi kwestiami, o których mowa – czy to z ujemnym bilansem handlowym, czy z chińską nieuczciwością handlu, otwartymi rynkami i globalizacją, Koreą Północną, Morzem Południowochińskim, Tajwanem, Hongkongiem.

Przypomnijmy, Hongkong zaczął tracić wolności i ma zostać jednym z miast chińskich. Na to mieszkańcy się nie zgadzają. O to toczy się gra.

Strukturalny kryzys ma to do siebie, że bez względu jak go postrzegamy – on istnieje. Z natury rzeczy jest długotrwały, rozpisany na lata i dziesięciolecia, a nie na dni i tygodnie.

Jak zakończy się zaś spór celny?

Chiny nie chcą ustąpić. Przewagę w tym sporze mają USA, które utrzymują jeszcze wiele przewag strategicznych. Natomiast Pekin zechce działać na zasadzie równości stron, choć jej de facto nie ma.

Ważne w kontekście tego zderzenia tytanów, by tak to nazwać, jest również to, że Chiny zbliżają się i wchodzą tutaj, do Europy - bez względu na to, jak je oceniamy, warto o nich wiedzieć więcej.

***

Z prof. Bogdanem Góralczykiem rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl