Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 31.01.2020

Ekspert PISM: wciąż uciekamy przed twardym brexitem. Ostateczne skutki dla Polski określi nowa umowa UE-Londyn

- Konsekwencje brexitu dla Polski w dużej mierze zależą od tego, czy i jakie umowy zostaną wynegocjowane przez Brukselę w okresie przejściowym i ewentualnie później – ocenił w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl dr Przemysław Biskup z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

CZYTAJ TAKŻE
brexit 1200.jpg
BREXIT: PRZEWODNIK PO ZMIANACH

- Polska traci w Wielkiej Brytanii cennego koalicjanta w negocjacjach unijnych w zakresie wielu ważnych spraw – zauważa ekspert Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych dr Przemysław Biskup w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl.  - Jak mówi, zastąpienie Wielkiej Brytanii w budowaniu koalicji (kiedy interesy polskie i brytyjskie były zgodne) będzie bardzo trudne. Na przykład Polska i Wielka Brytania miały 2/3 siły potrzebnej do zbudowania koalicji blokującej, a odtworzenie siły głosów brytyjskich będzie wymagać głosów 8 innych państw – dodaje. Wzrośnie też pozycja państw strefy euro – ze stosunku 6 do 4 na 8 do 2 mierzonego udziałem w PKB UK.

Co powinna zakładać przyszła umowa Unii Europejskiej z Londynem, by odpowiadać polskim interesom?

- Jeśli zakładamy, że przedłużenia negocjacji nie będzie, to interes Polski i całej UE polega na tym, by mieć bazową, nawet skromną, umowę z Wielką Brytanią i sformułować mandat tak, żeby pozwolił na jej wynegocjowanie i uniknięcie odroczonego bezumownego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE – zaznaczył ekspert PISM. 

- Umowa ta stworzyłaby bowiem podstawę do wieloletnich prac nad kolejnymi umowami szczegółowymi. Proces negocjowania jednej umowy kompleksowej przez UE trwa 5-10 lat i jej zawarcie w obecnym okresie negocjacyjnym jest bardzo mało prawdopodobne – ocenia dr Przemysław Biskup.

Stanowisko Polski poznamy w ciągu kilku tygodni, a mandat negocjacyjny UE ma być w drugiej połowie marca – zaznacza analityk.

Więcej  w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: Brexit staje się faktem. Od 1 lutego mamy tzw. okres przejściowy. Sytuacje w relacjach Londynu i Brukseli reguluje obecnie umowa o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. Co ona ustala?

Dr Przemysław Biskup (PISM): Na mocy tej umowy okres przejściowy trwa do końca 2020 roku. W instytucjach europejskich Wielka Brytania od 1 lutego traci uprawnienia państwa członkowskiego i prawo do reprezentacji.

Jednak we wszystkich pozostałych sferach będzie traktowana w okresie przejściowym jak państwo członkowskie – zarówno jeśli chodzi o prawa, jak i obowiązki. Będzie podlegać jurysdykcji Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), stosować prawo europejskie, wpłacać pieniądze do budżetu UE. Będzie obowiązywać swoboda przepływu osób, obywatele brytyjscy będą mogli swobodnie podróżować po UE, podmioty brytyjskie będą otrzymywać dotacje UE.

W umowie o wyjściu uregulowano trzy bloki spraw. Pierwsza to rozliczenia finansowe na rzecz budżetu UE (szacowane na ok. 50 mld euro). Wielka Brytania pozostanie też częścią wieloletniego planu finansowego UE 2014-2020, który jest rozliczany odpowiednio dłużej.

Umowa reguluje prawa obywateli obu stron. W Wielkiej Brytanii mieszka ok. 3,5 mln obywateli państw UE, z tego około miliona stanowią Polacy. W dużym uproszczeniu: sytuacja osób, które mogą udokumentować fakt osiedlenia się w Wielkiej Brytanii przed brexitem, będzie właściwie taka, jakby brexit się nie zdarzył. Ważnym warunkiem jest jednak uzyskanie statusu osoby osiedlonej (tzw. settled status), jak byśmy to ujęli w Polsce - osoby mającej prawo stałego pobytu. Trzeba dopełnić formalności do połowy roku – nie są one obciążone opłatami.

CZYTAJ TAKŻE: Aby jednak móc legalnie pozostać na wyspach po roku 2021, trzeba będzie mieć status osoby osiedlonej. W tym celu do połowy 2021 roku trzeba złożyć specjalny wniosek >>>

Trzeba złożyć wniosek o status osoby osiedlonej do końca czerwca 2021 roku. Warto wcześniej, bo jak przypomina MSZ, warto uwzględnić możliwość odmowy ze strony władz brytyjskich i mieć czas na odwołanie.

To prawda. Na ten moment status taki już uzyskała połowa Polaków mieszkających w Wielkiej Brytanii. Polska i Wielka Brytania podpisały też umowę regulującą zasady wykonania tej części umowy o wyjściu.

Trzecim obszarem regulowanym w umowie o wyjściu jest specyficzny status Irlandii Północnej. Jest to związane z faktem, że jedyna granica lądowa Wielkiej Brytanii z UE przebiega na wyspie Irlandii. To rozwiązanie jest formalnie awaryjne, ale jeśli nic lepszego nie uda się wynegocjować w następnych latach – może pozostać z nami na stałe. Prawdopodobieństwo takiego rozwoju wypadków jest wysokie.

Co zakłada nowy irlandzki status? Klasycznej granicy jednak nie będzie?

Irlandia Północna ma być częścią wspólnego rynku w zakresie obrotu towarów, chodzi o standardy i regulacje, zwłaszcza w zakresie kontroli sanitarnych i fitosanitarnych, ale pozostanie częścią terytorium celnego Zjednoczonego Królestwa. Import do Irlandii Północnej z państw trzecich przez Wielką Brytanię będzie się odbywał wedle brytyjskich stawek celnych – o ile towary będą spełniać standardy UE. To będzie wymagać kontroli na Morzu Irlandzkim oraz wstępnych deklaracji celnych. Irlandia Północna nie będzie częścią unii celnej UE. Pod tym względem jej status przypomina Norwegię w ramach modelu norweskiego.

Znaleziono rozwiązanie, którego celem jest umożliwienie braku fizycznej kontroli na granicy lądowej – by granica ta pozostała w takiej formie jak dzisiaj – wizualnie nieobecna. Choć, pamiętajmy – to nigdy nie przestała być granica podatkowa, prawna, polityczna, walutowa…

Status Irlandii Północnej uruchomi się automatycznie pod koniec okresu przejściowego w razie braku innych ustaleń, potem będzie się odnawiał co cztery lata, chyba że parlament północnoirlandzki zdecyduje o woli zakończenia tego układu. Wtedy Irlandia Północna stałaby się integralną częścią Zjednoczonego Królestwa i byłoby konieczne zbudowanie klasycznej granicy lądowej. Zaistnienie tego scenariusza wydaje się jednak mało prawdopodobne.

Okres przejściowy ma służyć wynegocjowaniu umowy o docelowych relacjach Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej. Ona ma regulować wszystkie pozostałe kwestie. Jak wygląda kalendarz przygotowań?

Okres przejściowy to okres quasi-członkostwa Wielkiej Brytanii w UE i przygotowań do pełnego brexitu.

Częścią pakietu porozumienia o wyjściu z UE jest deklaracja polityczna, która, w zestawieniu z wersją podpisaną w listopadzie 2018 r. przez Theresę May, została gruntownie przebudowana przed podpisaniem przez Johnsona w październiku 2019 r.

W obecnej wersji docelowym modelem wyjściowym dla negocjacji jest umowa o wolnym handlu. Okres przejściowy ma być krótki i ambicje co do zakresu negocjowanej umowy zostały także zredukowane na wniosek Johnsona przez obie strony. Propozycja Theresy May to była kompleksowa umowa, zawierająca elementy unii celnej, handlowej, wspólnego rynku – ona jednak wymagałaby bardzo rozbudowanych negocjacji i ratyfikacji przez organy Unii Europejskiej i parlamenty państw członkowskich. Umowa w ujęciu Johnsona wymaga mniej czasu i zapewne będzie możliwa jej ratyfikacja tylko przez organy UE.


PAP PAP

Jakie będą punkty ciężkości Polski w kwestii negocjacji umowy?

Pamiętajmy – Polska nie negocjuje tej umowy bezpośrednio. Będzie ją negocjować UE jako całość – najpewniej negocjatorzy z KE albo specjalny zespół zadaniowy, ale to okaże się w marcu. Polski udział polega na wpływaniu na stanowisko całej UE.  

Tu trzeba wrócić do kwestii kalendarza.

premier 1200 pap.jpg
Premier: będziemy działali na rzecz umocnienia więzi z Londynem po brexicie

Bo ważny jest też czas: nie ma go zbyt dużo.

Tak. Okres przejściowy jest bardzo krótki – to 11 miesięcy. W dodatku decyzja o jego ewentualnym przedłużeniu ma zapaść do końca czerwca, kiedy Brytyjczycy musieliby zgłosić odpowiedni wniosek.

Już teraz trwa dyskusja o tym, czy dojdzie do przedłużenia. I rząd w Londynie zapowiada, że takiego wniosku nie przewiduje, natomiast władze UE i przywódcy części państw zauważają, że wynegocjowanie sensownej umowy w tak krótkim czasie jest niemożliwe.

Zatem cele Polski w umowie zależą od tego, ile czasu będzie na negocjowanie tej umowy - jak to oceniamy.

I jakie to będą cele?

Jeśli zakładamy, że przedłużenia nie będzie, to interes Polski i całej UE polega na tym, by mieć umowę bazową z Wielką Brytanią i sformułować mandat tak, żeby pozwolił na jej wynegocjowanie i uniknięcie bezumownego wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.

Bo to byłby twardy brexit w odroczeniu.

Dokładnie tak.

Ale jeśli szansa na przedłużenie jest wysoka, to możliwe jest uwzględnienie w znacznie szerszym zakresie wąskich interesów narodowych poszczególnych państw.

W praktyce te dwa podejścia się wykluczają i trzeba zdecydować się na jedno z nich. Na tym etapie to pewnego rodzaju ryzyko, tym bardziej że UE nie może zdecydować za Londyn, by złożyć wniosek o przedłużenie okresu przejściowego.

To powoduje, że ryzyko odroczonego twardego brexitu jest niestety dość wysokie.

Czyli uciekamy ciągle przed twardym brexitem.

Boris Johnson jest tuż po wyborach, ma duży mandat do wdrożenia swojej wizji – a zakłada ona szybkie osiągnięcie porozumienia z UE na bazie umowy o wąskim zakresie albo w razie potrzeby - wyjście z UE bez umowy.

Najważniejszym priorytetem negocjacyjnym Londynu będzie zaś nieprzedłużanie okresu wyjścia i definitywne zakończenie wychodzenia z UE 1 stycznia 2021 – inna sytuacja kosztowałaby rząd brytyjski utratę kapitału politycznego.

Uważam, że strategia UE powinna to uwzględniać.

Jakie będą konsekwencje odroczonego twardego brexitu?

W wymiarze handlowym i gospodarczym mamy regulacje WTO – jednak one słabo regulują m.in. wymianę usług, wyrównują pole konkurencji, gdzie państwa trzecie mają naturalne przewagi, regulacje WTO mają też inne wady.

Bez regulacji zostałyby wtedy zaś takie kwestie jak polityka bezpieczeństwa, polityka zagraniczna, czy wymiana informacji policyjnych i wywiadowczych. Tutaj nie ma dobrego planu B – w przeciwieństwie do gospodarki. W przypadku braku umowy zaczną się natychmiast rozliczne problemy na tych polach związane z utratą dotychczasowych ram prawnych współpracy.

Warto zatem zawrzeć umowę.

Tak, warto zawrzeć umowę o docelowych relacjach nawet w "szkieletowej" wersji, bo może ona stworzyć podstawę prawną do współpracy na tych pozostałych polach.

Nawet jeśli można je dopracować później.

Trzeba patrzeć na problem długofalowo. Kompleksowe negocjacje UE z państwami trzecimi trwają zwykle od 5 do 10 lat. Jeśli nie uda się podpisać już pierwszej ramowej umowy, to cena realna i polityczna powrotu do stołu rozmów będzie wysoka. A podpisanie kompleksowej umowy i tak zajmie wiele lat. Zatem lepiej zawierać umowy krok po kroku, niż czekać siedem lat na wypracowanie nowej kompleksowej umowy bez pomostowych czy sektorowych rozwiązań.

Trzeba zatem zaangażować strony…

Tym bardziej że Wielka Brytania chce szybko zamknąć kwestię brexitu – i jest w tej sprawie zdeterminowana. Z drugiej strony, Wielka Brytania jest największym partnerem handlowym UE. Obroty to ok. 700-750 mld euro a nadwyżka UE to 80-90 mld euro, co ciekawe jedna czwarta to nadwyżka niemiecka.

Jakie są polskie priorytety w kwestii umowy z Londynem?

Zależą one od szans na przedłużenie negocjacji. Polska jest przede wszystkim zainteresowana w samym bazowym zawarciu umowy i podtrzymywaniu dialogu z Brytyjczykami.

Punkty ciężkości Polski lokują się w mainstreamie europejskim – Polska będzie zainteresowana, by kwestie sporne, ale marginalne, odkładać na później. Chodzi m.in. o dostęp do łowisk brytyjskich. Chodzi o to, by "nie przejadać" czasu negocjacji na kwestie drugorzędne z punktu widzenia UE jako całości.  

Polska jest jednym z tych państw, które odczuwa silnie ryzyka bezpieczeństwa. Chce zatem kontynuacji współpracy w zakresie polityki zagranicznej, bezpieczeństwa, sankcji, wywiadowczej. Ramy prawne tego rodzaju powinny być ustalone na poziomie UE – bo umowy dwustronne przyczyniłyby się do podziałów w UE.

Kluczowe jest także to, by negocjacje z Londynem nie wzmacniały lub nie tworzyły mechanizmów, które osłabią pozycję Polski na wspólnym rynku. Chodzi o ew. furtki do rozdzielania czterech swobód wspólnego rynku. Chodzi o to, by komplet przywilejów był zastrzeżony dla państw, które ponoszą wszystkie obciążanie.

Stanowisko Polski poznamy w ciągu kilku tygodni, a mandat negocjacyjny UE ma być w drugiej połowie marca.

Zatem konsekwencje brexitu dla Polski dopiero się definiują – wraz z umową, która też może być długo komponowana.  Ale czy już teraz można coś powiedzieć o skutkach brexitu? Roli Wielkiej Brytanii w UE już się nie przywróci.

Będzie nowy układ sił w UE. Równowaga między państwami stref euro i spoza niej – zmieni się na korzyść tych pierwszych. Po wyjściu Wielkiej Brytanii będzie to stosunek 80 do 20 (obecnie 60 do 40). Chodzi o PKB i o mniej więcej układ głosów.

Wyliczony w Traktacie Lizbońskim układ siły głosów stał się samoregulujący. Nie będzie zatem negocjacji na ten temat. Nowy układ zaś wzmocni pozycję największych państw indywidualnie, zwłaszcza Niemiec, a w kontekście zawieranych koalicji – Francji. Grupa V4 generalnie na tym straci.

Polska nominalnie zyska, faktycznie zaś straci. Na przykład, zastąpienie Wielkiej Brytanii w koalicji blokującej będzie bardzo trudne. Polska i Wielka Brytania miały 2/3 siły do zbudowania takiej koalicji. Odtworzenie siły głosów brytyjskich będzie wymagać głosów 8 państw.

Nieobecność Londynu odbiera nam też możliwość gry tym, że będziemy razem negocjować.

To duża strata.

Londyn był naszym sojusznikiem w szeregu ważnych kwestii, np. modelu wspólnego rynku. Układ sił w UE trwale się zmieni – raczej na niekorzyść Polski.

Inne globalne skutki?

Jeśli rozstanie z Londynem nie będzie przyjazne, będziemy mieli konkurencję z UE na różnych polach. Widać pole do konkurencji m.in. na obszarze Afryki, ale oczywiście nie tylko.

***


Z dr. Przemysławem Biskupem z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl 

PAP Infografika PAP Infografika