Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Paweł Słójkowski 04.04.2020

Koronawirus. O pracę drżą miliony, piłkarze myślą tylko o swoich milionach w kieszeni? Brakuje solidarności

- Piłkarze nie są w dramatycznej sytuacji, nie martwią się, jak utrzymają rodziny, nie muszą wychodzić o szóstej rano i wracać wieczorem, by móc nakarmić dzieci - mówił Argentyńczyk Carlos Tevez w związku z trudnym czasem, który nastał dla świata futbolu. W dobie kryzysu nie wszyscy jednak myślą podobnie.

Pandemia koronawirusa ogarnęła cały świat, 53 tysiące ludzi straciło życie, a zakażonych jest ponad milion. Choć w Chinach, skąd pochodzi pacjent zero, udało się ustabilizować sytuację, to w wielu krajach cały czas jest ona dramatyczna i nie sposób przewidzieć, kiedy nastąpi koniec. I co przyjdzie po nim.

pogoń 1200.jpg
PKO Ekstraklasa. Piłkarze Pogoni Szczecin zgodzili się na obniżenie pensji

Koszmarny czas dla sportu

Trudno znaleźć dziedzinę życia, na którą koronawirus nie miałby wpływu. Sport nie jest wyjątkiem - ostatnie tygodnie stoją pod znakiem odwoływania kolejnych imprez, zawieszania rozgrywek i kwarantanny, w której wielu sportowców spędza czas. Część z nich jest w sytuacji, w której po prostu czeka i stara się nie wypaść z formy. Inni muszą martwić się o przetrwanie.

Kibice nie tracą jednak zainteresowania tym, jak ich idole podchodzą do tego trudnego czasu. I trzeba przyznać, że mogą oglądać różne postawy. W ostatnich tygodniach sportowcy z pierwszych stron gazet wspierali szpitale, przeznaczali pieniądze na walkę z koronawirusem, apelowali o to, by pozostawać w domu i nie narażać siebie i bliskich. Przy ich popularności i zasięgu ich słów, warto to docenić.

Dużo mówi się o drużynach, których coraz więcej decyduje się na to, by zrzec się części wypłaty i pomóc zredukować swoim klubom wydatki.

Na obniżki płac zdecydowali się między innymi gracze Barcelony, Bayernu Monachium, Atletico Madryt i Juventusu, podobne przykłady można znaleźć w innych czołowych ligach, także w polskich klubach jak Śląsk Wrocław czy Zagłębie Sosnowiec, gdzie zastosowano obniżki proporcjonalne do zarobków. 

Zaimponowali piłkarze Unionu Berlin, którzy sami wyszli z inicjatywą, by pomóc klubowi. 

>>>Bundesliga: Gikiewicz chce pomóc swojemu klubowi. Polak zrezygnuje z części pensji

- Kierownictwo, sztab, drużyna i pracownicy zaplecza ciężko pracowali w ostatnich miesiącach na sukcesy w Bundeslidze. Teraz zrzekają się dużych pieniędzy, żebyśmy wszyscy przetrwali ten kryzys. Takiej gotowości pomocy nie da się przecenić. W imieniu całego kierownictwa pragnę im podziękować za to wsparcie - powiedział prezes Dirk Zingler.

Identycznie było w przypadku Borussii Moenchengladbach i wielu innych, który zasłużyły na uznanie. Ale obok postaw, które trzeba chwalić, są też niestety inne.

Piłkarski świat stanął w miejscu

- Piłkarze przeżyją sześć miesięcy czy rok bez pensji. Musimy pomagać innym. Musimy być wdzięczni za to, jak wygląda nasze życie i być w stanie wczuć się w położenie innych. Ważne jest, abyśmy byli zjednoczeni i pomagali potrzebującym. Liczę, że świat wykaże się solidarnością - podkreślił Carlos Tevez na antenie argentyńskie stacji America TV.

36-latek w przeszłości bronił barw m.in. Manchesteru United, Manchesteru City oraz Juventusu Turyn. Obecnie gra w argentyńskim River Plate, wcześniej zarobił miliony w Chinach. Jedni mogą powiedzieć, że Tevezowi łatwo jest się w tej kwestii wypowiadać, skoro przez ponad dekadę mógł liczyć na niebywale wysokie kontrakty.

Może nie jest on wyjątkiem, ale widać, że nawet w Argentynie i Brazylii, gdzie futbol cieszy się ogromnym zainteresowaniem, dobrze opłacani gracze nie zamierzają rezygnować ze swoich pieniędzy, mimo, że futbolowy świat stanął w miejscu

W Kraju Kawy negocjacje pomiędzy klubami i związkiem piłkarzy zakończyły się fiaskiem, wielu graczy negocjuje indywidualnie, część jest gotowa dochodzić swoich praw w sądzie. Chodziło o obniżki w kontraktach rzędu 25 procent do momentu, w którym pandemia będzie już przeszłością.

- Nie uważam, by był jakikolwiek powód do tego, by obniżać nasze pensje. Przestaliśmy grać, bo musieliśmy. Cały świat zrobił to samo - powiedział Guilhermo Arana z Atletico Mineiro, które zdecydowało się obniżyć kontrakty piłkarzy i osób ze szczytu listy płac. 

W Argentynie, gdzie jest ponad 4 tysiące zawodowych piłkarzy i piłkarek, nie wdrożono dotąd żadnego planu cięć w ich pensjach. Szef tamtejszego związku piłkarzy, Sergio Marchi, zaznaczył, że zachowanie zarobków zawodników jest kluczowe do tego, by po wznowieniu rozgrywek uniknąć konfliktu, a część klubów chce przez przymusowe cięcia naprawić swoje błędy w zarządzaniu i nieumiejętność w planowaniu budżetu. Patrząc na sytuację na świecie widać jednak, że niewiele firm było w stanie przewidzieć, jak wielkie spustoszenie wywoła pandemia koronawirusa. Kluby piłkarskie nie są tu wyjątkiem.

Podobnych opinii jest pewnie więcej, choć część piłkarzy zapewne po prostu decyduje się zachować je dla siebie w obawie przed krytyką. Czasami nie trzeba jednak nic mówić, by stanowisko było jasne.

Przeciwni cięciom byli też zawodnicy w Kolumbii, kluby jednak zdecydowały się zaciskać pasa, apelując też o pomoc do rządu. Podobnie jest w Urugwaju, gdzie część zespołów odgórnie wstrzymało kontrakty. Zawodnicy największego klubu w Peru, Allianz Lima, otwarcie zadeklarowali gotowość do zmniejszenia zarobków, żeby pomóc utrzymać posady mniej zarabiającym pracownikom. Bramkarz Leao Butron powiedział, że była to "łatwa decyzja".

- Powiedziano nam, że na ten moment nie jest potrzebne. Nie wiemy jednak, ile to potrwa. Jeśli będzie trzeba podjąć stanowcze kroki, jesteśmy na nie gotowi - powiedział.

"Jeśli mają pieniądze, powinni normalnie wypłacać nam pensje"

W ostatnich dniach w ogniu krytyki znalazła się angielska Premier League. Władze ligi chciały obniżenia zarobków piłkarzy, spotkały się z oporem.

Zgodnie z ogłoszonym planem pomocy dla gospodarki, w przypadku firm, które nie będą zwalniać pracowników, 80 proc. ich wynagrodzenia - do kwoty 2,5 tys. funtów miesięcznie - zostanie sfinansowane z budżetu państwa. Z tej możliwości skorzystały trzy kluby - Tottenham Hotspur, Newcastle United i Norwich City. Gracze i trener ostatniego przeznaczyli też 200 tysięcy funtów na pomoc innym pracownikom. To warty uznania wyjątek, ale wciąż wyjątek - do tej pory żaden klub Premier League nie zredukował zarobków swoich piłkarzy.

W Tottenhamie na obniżenie pensji o 20 procent dobrowolnie zgodził się prezes Daniel Levy, a także część kadry kierowniczej (większego wyboru nie miały setki pracowników, do czego zaraz dojdziemy). Z trenerów klubowych zgodę wyrazili tylko Eddie Howe z Bournemouth oraz Graham Potter z Brighton Hove & Albion. 

Piłkarze, którzy w ostatnim czasie nie mogą wychodzić na boisko, pozostają nietykalni. Oczywiście wielu pomaga szpitalom i kibicom, wspólnego stanowiska, które pokazałoby solidarność w tym czasie i gotowość do ustępstw, na razie nie ma.

"Jesteśmy świadomi, jaka jest powszechna opinia. Wiemy też, że wielu uważa, iż to piłkarze powinni płacić ze swoich wynagrodzeń pracownikom klubów, ale my wychodzimy z założenia, że jeśli klub ma pieniądze, powinien normalnie wypłacać pensje" - można przeczytać w oświadczeniu wydanym przez Stowarzyszenie Piłkarzy Zawodowych.

Mówimy tu o najbogatszej lidze świata, której kluby zarabiają setki milionów funtów na sprzedaży praw telewizyjnych, stoją za nimi miliarderzy i potężni sponsorzy, stać je na gigantyczne transfery i pensje, które liczy się w dziesiątkach, a czasami setkach tysięcy funtów tygodniowo. Zsumowane płace piłkarzy według raportu Deloitte, wynoszą rocznie prawie 3 miliardy funtów.

"Financial Times" podaje przykład Tottenhamu, który wykazał blisko 70 milionów funtów zysku za ubiegły rok, a jego prezes Daniel Levy mógł liczyć na nagrodę w wysokości 3 milionów za ukończenie budowy nowego stadionu. Nie można patrzeć tylko na stanowisko prezesa - trzeba mieć tu też świadomość, że właścicielem klubu jest miliarder Joe Lewis.

"Spurs" zadeklarowali, że nie ma potrzeby oszczędzać na wypłatach dla piłkarzy. Obniżyli za to płace 550 pracowników o 20 procent.  

O ile kluby Premier League przetrwają, to w Anglii otwarcie mówi się o tym, że niższe ligi znajdą się pod ścianą i część z tamtejszych drużyn czeka upadek.

Gary Lineker, były znakomity piłkarz, a obecnie ekspert, zaapelował o to, by nie oceniać piłkarzy. Jednocześnie sam wpłacił 300 tysięcy funtów na pomoc w walce z koronawirusem. Wydaje się jednak, że przykład powinien iść z innej strony, a jeśli sytuacja się nie zmieni, Premier League będzie musiała zmierzyć się z potężnym wizerunkowym kryzysem.

W piątek w angielskich mediach pojawiły się informacje, że kapitan Liverpoolu, Jordan Henderson, jest w kontakcie z kapitanami innych zespołów i wspólnie chcą stworzyć fundusz przeznaczony na pomoc.


"Oczekujemy odpowiedzialności drugiej strony"

Na krajowym podwórku Rada Nadzorcza Ekstraklasy przyjęła uchwałę zezwalającą klubom na czasowe obniżenie wynagrodzeń wypłacanych piłkarzom o 50 procent w związku z pandemią koronawirusa. Uchwała nie ma jednak mocy prawnej i może być traktowana jedynie jako głos doradczy.

"Wierzymy, że rozgrywki będą mogły być wznowione z nadchodzących miesiącach. Definitywne kończenie sezonu jest na tym etapie przedwczesne i nieuzasadnione" - napisano w komunikacie.

"Musicie być w tej niełatwej sytuacji poważni i spokojni. Jednocześnie apeluję o zrozumienie trudnych czasów, jakie nadchodzą, a właściwie już nadeszły dla całego polskiego środowiska piłkarskiego. Nie dajcie się podzielić i nie ulegajcie demagogicznym podpowiedziom. Nerwy, niezadowolenie, prowokacje, kłótnie, histeria - to wszystko odrzućcie. Zamiast tego postawcie na jedność, zrozumienie i solidarność Waszego środowiska" - napisał prezes PZPN Zbigniew Boniek w liście otwartym do piłkarzy.

Wiele emocji wywołała sytuacja w Białymstoku, gdzie Cezary Kulesza liczył na to, że piłkarze zdecydują się to, by do końca pandemii zarabiać mniej. Stało się jednak inaczej.

- My jesteśmy przymuszeni okolicznościami i oczekujemy odpowiedzialności drugiej strony. Mówimy o obniżkach, po których piłkarzom zostanie i po 30 tysięcy pensji miesięcznie. Ktoś chce mnie przekonać, że za to nie utrzyma rodziny? A jeśli po obniżce zawodnik dostanie 10 tys. zł brutto, czy to jest stawka, która uniemożliwia miesięczne utrzymanie? Pamiętajmy o najważniejszym: obniżki dotyczą 3-4 miesięcy, a nie 3 lat - mówił prezes "Jagi".

>>>PKO Ekstraklasa: piłkarze Jagiellonii walczą o pensje. "Za 30 tysięcy nie da się utrzymać rodziny?"

Ostatni mecz w Polsce rozegrano 9 marca, a na ten moment, przerwa ma potrwać co najmniej do 26 kwietnia.

UEFA powołała grupy robocze, które zajmują się wszelkimi komplikacjami natury prawnej czy finansowej, jakie mogą się pojawić w związku z przeciągnięciem rozgrywek poza 30 czerwca, co w wielu przypadkach jest realnym scenariuszem.

"Koncentrujemy się na scenariuszach, które zakładają dokończenie rozgrywek ligowych w lipcu i sierpniu, a następnie wznowienia rywalizacji w europejskich pucharach. Wspólne prace nad kalendarzem są konieczne, ponieważ zakończenie obecnego sezonu i rozpoczęcie nowego musi być skoordynowane" - podkreślono.

Dalsza część sezonu stoi pod znakiem zapytania, podobnie jak losy wielu klubów i piłkarzy, zwłaszcza tych z niższych lig. Oczywiście nie ma sensu oczekiwać, że gwiazdy największych klubów lub piłkarze, którzy mogą liczyć na wysokie kontrakty, poświęcą wszystko i będą walczyć z koronawirusem. W niektórych przypadkach można jednak odnieść wrażenie, że nie rozumieją oni powagi sytuacji i zbliżającego się kryzysu. Lub liczą na to, że po prostu ich on nie dotknie.

Na całym świecie o pracę drżą miliony ludzi, wiele firm walczy o przeżycie. Solidarność jest w tym momencie potrzebna jak nigdy. W każdym środowisku.

Paweł Słójkowski, PolskieRadio24.pl