Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Michał Fabisiak 27.04.2020

Spór o datę wyborów prezydenckich. Oto możliwe warianty

Zgodnie z obowiązującym prawem wybory prezydenckie powinny odbyć się 10 maja b.r. Od kilku tygodni trwa jednak polityczny spór o ich termin oraz formę przeprowadzenia. W ostatnim czasie pojawiło się kilka propozycji, w tym dotyczących zmiany terminu i sposobu głosowania. Portal PolskieRadio24.pl przeanalizował wszystkie możliwe scenariusze.  

5 lutego Marszałek Sejmu Elżbieta Witek zarządziła wybory prezydenckie. I tura została wyznaczona na 10 maja, a II tura na 24 maja. Miesiąc później w Polsce stwierdzono pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem. Kilka dni później rząd ogłosił stan zagrożenia epidemiologicznego, który w następnych dniach zastąpiono stanem epidemii. W związku z zagrożeniem dla zdrowia i życia Polaków pojawiły się wątpliwości dotyczące organizacji wyborów prezydenckich w tradycyjnej formule. Konieczność ich przeprowadzenia wynika jednak z przepisów konstytucji i jest konieczne do zapewnienia ciągłości organu władzy, jakim jest Prezydent RP.  

Aby zapobiec chaosowi w państwie, a jednocześnie zapewnić bezpieczeństwo obywatelom biorącym udział w wyborach, Prawo i Sprawiedliwość przygotowało projekt ustawy przewidujący, że tegoroczne wybory prezydenckie odbędą się wyłącznie w formie korespondencyjnej. Swoje propozycje dotyczące wyborów przygotowało także Porozumienie oraz Platforma Obywatelska. Na chwilę obecną istnieje co najmniej sześć wariantów dotyczących najbliższych wyborów prezydenckich.

Wybory korespondencyjne 10 maja

6 kwietnia Sejm uchwalił wspomnianą już ustawę dotyczącą przeprowadzenia wyborów prezydenckich wyłącznie w formie korespondencyjnej. Zakłada ona, że operator pocztowy w terminie przypadającym od 7 dnia do dnia przypadającego przed dniem wyborów, doręczy pakiet wyborczy bezpośrednio do skrzynki pocztowej wyborcy, na adres wskazany w spisie powszechnym. Na wspomniany pakiet wyborczy będą składać się karta do głosowania, oświadczenie o osobistym i tajnym oddaniu głosu oraz koperta, do której w celu oddania głosu trzeba będzie włożyć dwa pierwsze dokumenty. Następnie całość w dniu wyborów, a konkretnie między godziną 6, a 20, trzeba będzie umieścić w specjalnie przygotowanej do tego nadawczej skrzynce pocztowej na terenie gminy, w której widnieje się w spisie wyborców. Na podstawie ustawy w ten sposób odbędzie się zarówno I, jak i II tura wyborów prezydenckich.

Pomysł wyborów korespondencyjnych popiera Prawo i Sprawiedliwość. - Nie ma dzisiaj innej, bezpiecznej drogi przeprowadzenia tych wyborów jak wybory korespondencyjne. A takie przepisy, które przyjęliśmy zapewniają, że nie tylko to będą wybory bezpieczne, ale również uczciwe, transparentne, tajne, niegodzące w żadne prawa obywateli - mówił kilka dni temu na antenie Polsat News wicepremier Jacek Sasin.

Aby wybory w formie korespondencyjnej doszły do skutku, ustawę musi przyjąć jeszcze Senat, a następnie podpisać prezydent. Na razie utknęła ona w izbie wyższej. Marszałek Senatu zaraz po tym jak ustawa trafiła do Senatu zapowiedział, że zostanie ona poddana "wnikliwej analizie" i dał do zrozumienia, że izba w pełni wykorzysta 30-dniowy termin na rozpatrzenie ustawy przez izbę. - Nie nazywałbym tego zamrożeniem. Senat - jeżeli będzie trzeba - wykorzysta swoje przepisy konstytucyjne i regulaminowe - tłumaczył Tomasz Grodzki. We wtorek będzie ona przedmiotem dyskusji na posiedzeniu komisji. Na posiedzenie plenarne trafi w ostatnim możliwym terminie, czyli 6 maja. Z izby wyższej dobiegają głosy, że tamtejsza większość (PO, PSL, SLD) zamierza ją odrzucić. Dlaczego?

grodzki mid-20424329 1200.jpg
Ustawa ws. wyborów utknęła w Senacie. "Liczyliśmy, że marszałek nie będzie stosował obstrukcji"

Opozycja uważa m.in., że w tak krótkim czasie nie uda się przygotować wyborów korespondencyjnych. Jej politycy przekonują również, że nie będą one tajne, a proponowana forma daje pole do fałszerstw. Inny argument to zagrożenie zdrowia i życia Polaków. Jeśli argumenty opozycji przekonają senacką większość, to ustawa ponownie trafi do Sejmu, gdzie jej losy również nie są do końca przesądzone. Nie wiadomo, jak w sprawie ustawy zagłosują posłowie Porozumienia, które razem z PiS i Solidarną Polską tworzą większość rządzącą. 

Lider Porozumienia Jarosław Gowin zapowiedział, że w jego partii nie będzie żadnej dyscypliny. On sam jest przeciw organizacji wyborów korespondencyjnych w maju. - Moim zdaniem wyborów prezydenckich 10 maja nie da się zorganizować. Trzeba byłoby iść na skróty wielokrotnie łamiąc przepisy, łamiąc prawo, to byłyby wybory bardzo łatwe do podważenia przede wszystkim dlatego, że karty do głosowania mają być rozdawane bez potwierdzenia. Uważam, że to taki podstawowy feler - powiedział Gowin na antenie TVN24. 

Wybory korespondencyjne 17 maja

Wspomniana ustawa daje również marszałkowi Sejmu prawo do zmiany daty wyborów prezydenckich. Wymogiem jest, aby nowa data mieściła się w terminie przewidzianym w Konstytucji, a więc nie wcześniej niż na 100 dni i nie później niż na 75 dni przed upływem kadencji urzędującego Prezydenta RP. W obecnej sytuacji oznacza, że po przyjęciu przez Parlament ustawy autorstwa PiS i podpisaniu jej przez prezydenta, Elżbieta Witek mogłaby zmienić datę I tury wyborów prezydenckich na 17 maja, a II na 31 maja. 

Taki scenariusz choć możliwy, to jest mało prawdopodobny. Przeciw jest opozycja oraz Jarosław Gowin, którzy podnoszą te same argumenty, co przy organizacji wyborów 10 maja. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość póki co nie widzi powodów, dla których należałoby przesunąć wybory na 17 maja, bo termin 10 maja jest niezagrożony. 

- Obowiązuje data podana przez marszałek Sejmu, która zarządziła, zgodnie z konstytucją, wybory na ten termin - mówi w rozmowie z "Super Expressem" wicepremier Jacek Sasin. Według Sasina "nie ma żadnych regulacji, które odpowiadałyby na sytuację, w której wybory się nie odbywają w terminie". - Prowadziłoby to ogromnego paraliżu państwa i to w sytuacji poważnego kryzysu zdrowotnego i gospodarczego. Jedynym sposobem, by tego uniknąć, są wybory 10 maja - dodaje minister aktywów państwowych. 

shutterstock poczta polska 1200.jpg
Prezes Poczty Polskiej: będziemy z najwyższą starannością realizowali nasze obowiązki

Przygotowania do wyborów korespondencyjnych 10 maja już trwają, o czym poinformował wicepremier. - Konstytucja nakłada na instytucje państwa obowiązek realizacji zapisanych w niej terminów. Wobec tego karty muszą być gotowe, Poczta Polska też szykuje się do przeprowadzania wyborów drogą korespondencyjną. W gotowości są też inne instytucje - powiedział wicepremier Jacek Sasin w rozmowie z "Super Expressem". I dodał, że będą to wybory bezpieczne. - Poczta wprowadziła procedury, które mają chronić przed ewentualnym roznoszeniem wirusa przez listonoszy. Gdyby założyć, że tą drogą można się zakazić, to już dzisiaj powinniśmy dyskutować o zamknięciu poczty - mówi. 

Eksperci: bezpieczna forma głosowania

O tym, że wybory korespondencyjne są bezpieczne, mówią także eksperci. - Szansa na to, żeby wirus przetrwał i dostał się na kopertę, jest niewielka. Musiałby moim zdaniem ktoś świadomie na list nakasłać, a potem odbiorca polizać, by zarazić się wirusem. Należy też pamiętać, że wszyscy, w tym listonosze, pracują w maseczkach - powiedział Radiu RMF dr Paweł Grzesiowski, immunolog, ekspert profilaktyki. 

Podobnego zdania jest prof. Grzegorz Gielerak, szef Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie. - Wirus na kopertach i papierze utrzymuje się, ale relatywnie krótko. Przesyłki z Chin nie stanowią zagrożenia epidemicznego. To chyba temat zastępczy. Czekają nas większe wyzwania związane z odpornością zbiorową, jak mamy się przygotować do potencjalnego ryzyka, o ile wirus przetrwa do jesieni. Obecne warunki, gdy mamy największą odporność, są komfortowe z punktu widzenia gry, jaką toczymy z mikrobami. Inaczej będzie w okresie jesienno-zimowym - tłumaczył Gierelak na antenie Polskiego Radia 24.

Propozycja Gowina, plan Budki

Inne rozwiązania dotyczące wyborów prezydenckich zaproponował lider Porozumienia Jarosław Gowin. W połowie kwietnia posłowie jego partii złożyli projekt zmiany konstytucji, pod którym podpisali się również posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Przewiduje on wydłużenie kadencji obecnie urzędującego prezydenta do 7 lat. Jednocześnie zakłada, że w związku z tym Andrzej Duda nie mógłby ubiegać się o reelekcję. W praktyce oznaczałoby to, że najbliższe wybory prezydenckie odbyłyby się za dwa lata. 

Przeciw rozwiązaniu są posłowie całej opozycji. Jej przedstawiciele swoją decyzję argumentowali głównie niechęcią do dalszego sprawowania władzy przez Andrzeja Dudę. Wobec stanowiska opozycji projekt jest z góry skazany na porażkę, ponieważ do jego przyjęcia potrzeba 2/3 głosów w Sejmie, a PiS i Porozumienie nie posiadają tylu "poselskich szabel". Co w sprawie wyborów ma natomiast do zaoferowania opozycja, która kwestionuje zarówno propozycję PiS, jak i Porozumienia?

PO przedstawił projekt ustawy zakładającej przesunięcie terminu wyborów prezydenckich na maj 2021 rok i wydłużenia o rok kadencji urzędującego prezydenta. Proponowana nowela kodeksu wyborczego zakłada także wprowadzenie możliwości głosowania korespondencyjnego oraz przez internet. 

Zdaniem senatora Prawa i Sprawiedliwości Jana Marii Jackowskiego propozycja PO dotycząca wyborów prezydenckich jest motywowana wyłącznie politycznym interesem tej partii. Polityk PiS stwierdził, że kryje się za nią taktyczny zabieg, polegający na wycofaniu kandydatury Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i tym samym, jak dodaje, uniknięciu widowiskowej porażki. W jego ocenie propozycja PO jest nie do przyjęcia, ponieważ osłabia pozycję urzędującego prezydenta jako konstytucyjnego organu władzy.

- Projekt ten przedłuża bez sankcji konstytucyjnej kadencję prezydenta, więc byłaby to okazja dla opozycji do atakowania legitymacji głowy państwa w procesie legislacyjnym. Powstałaby również niepewność w obrocie prawnym - mówi portalowi PolskieRadio24.pl senator Jackowski. Polityk zauważa, że opozycja, która wielokrotnie deklarowała swoje przywiązanie do konstytucji, proponuje teraz zmianę kadencji organu konstytucyjnego przy pomocy zwykłej ustawy, co jest niezgodne z konstytucją. 

W sierpniu, 10 maja w lokalach wyborczych

Z kolei klub PSL-Kukiz'15 proponuje przeprowadzenie wyborów prezydenckich w sierpniu. Do zwolenników tego głosowania należy również Jarosław Gowin. Autorzy pomysłu przekonują, że pozwoliłoby to na dobre przygotowanie wyborów w formie korespondencyjnej. Jak miałoby do nich dojść?

Według autorów pomysłu premier musiałby ogłosić na krótko stan klęski żywiołowej. Ustawa o stanach nadzwyczajnych przewiduje, że w ciągu 90 dni po ogłoszeniu stanu nadzwyczajnego nie można przeprowadzać wyborów. Termin ten upłynąłby właśnie w sierpniu. Zwolennicy wyborów sierpniowych przekonują, że do tego czasu udałoby się przygotować je od strony organizacyjnej i przeprowadzić w formie korespondencyjnej. Problem w tym, że ogłoszenie stanu klęski żywiołowej wiąże się z obowiązkiem wypłaty przez państwo odszkodowań, m.in. dla zagranicznych korporacji, na co zwraca uwagę nie tylko PiS, ale nawet i Porozumienie.

urna głosowanie wybory free sh 1200.jpg
Prof. Waldemar Gontarski: brak wyborów w terminie to zamach stanu

Z przesunięciem wyborów na sierpień wiąże się jednak jeszcze jeden problem. Otóż, 6 sierpnia kończy się kadencja urzędującego prezydenta. Przeprowadzenie wyborów po tym terminie oznaczałoby brak ciągłości najważniejszego konstytucyjnego organu władzy, jakim jest prezydent. Mogłoby to doprowadzić do paraliżu całego procesu legislacyjnego w Polsce, ponieważ prezydent podpisuje ustawy przyjęte przez Parlament. 

Gdyby ustawa dotycząca głosowania korespondencyjnego została odrzucona przez parlament, to wybory zgodnie z prawem powinny odbyć się 10 maja w formie tradycyjnej. Takie rozwiązanie byłoby konieczne, aby zachować ład konstytucyjny. 6 sierpnia kończy się bowiem kadencja urzędującego prezydenta. Problem w tym, że przeprowadzenie wyborów w formie tradycyjnej stanowiłoby zagrożenie dla zdrowia Polaków i na taki wariant nie ma zgody ministra zdrowia.

- W pełni bezpieczne, tradycyjne wybory, jakie znamy, mogą odbyć się za dwa lat - mówi Łukasz Szumowski. Co w sytuacji, gdyby Porozumienie wyłamało się z koalicji rządzącej i tym samym Parlament nie przyjąłby ustawy o głosowaniu korespondencyjnym? - Jeśli rzeczywiście taki czarny scenariusz by się sprawdził, to rzeczywiście wchodzimy w okres bardzo ostrego kryzysu konstytucyjnego i politycznego - powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" wicepremier Sasin. Podkreśla on, że taka sytuacja uniemożliwiałaby przeprowadzenie bezpiecznych wyborów, a 6 sierpnia wygaśnie kadencja obecnego prezydenta Andrzeja Dudy.

MF, PolskieRadio24.pl