Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Aneta Hołówek 09.03.2021

Liga Mistrzów - historia: Legia ogrywała mistrza Anglii, a Dynamo za wygraną dawało sędziemu futro

Szesnaście drużyn, wśród których znalazło się miejsce dla reprezentantów Rumunii, Norwegii czy Szwajcarii. Mistrz Polski w fazie pucharowej, polski napastnik podbijający Europę na długo przed Lewandowskim i król strzelców rodem z Finlandii - tak wyglądała Liga Mistrzów w sezonie 1995/1996.

Krótka droga do elity

Najważniejsze klubowe rozgrywki w Europie są do dziś nieustannie reformowane. Służy to podniesieniu ich atrakcyjności oraz wygenerowaniu większej liczby meczów, a co za tym idzie – przychodów. Sezon 1995/1996 był dopiero drugim, w którym zastosowano formułę jednoznacznie wskazującą na zgodność rozgrywek z nazwą. Najpierw jedna (co dziś również może szokować) runda eliminacyjna, potem faza grupowa. W niej po raz pierwszy za wygraną przyznawano trzy punkty, nie – jak dotychczas – dwa.

liga mistrzów 1200.jpg
Liga Mistrzów: rewanż Liverpoolu z RB Lipsk znów na neutralnym gruncie

Legia zdobywa Goteborg

Udział w niej z urzędu zagwarantowanych miało ośmiu mistrzów czołowych lig Europy. O pozostałe osiem miejsc walczyło 16 zdobywców tytułów z krajów niżej sklasyfikowanych. Wśród nich Legia Warszawa. Można powiedzieć, że wówczas start w eliminacjach był już nobilitacją. Miały go zapewnione drużyny z krajów notowanych na miejscach 9-24 w rankingu UEFA. Mistrzowie pozostałych państw grali w Pucharze UEFA.

Na krajowym podwórku CWKS był wówczas prawdziwym dominatorem. Ze składem, który – zgodnie z popularnym wówczas cytatem – „do mistrzostwa Polski doprowadziłaby nawet moja babcia”. Mimo to rok wcześniej bramy do Europy brutalnie przed „Wojskowymi” zamknął Hajduk Split. Po 0:1 w stolicy obecny na trybunach trener wszech czasów Kazimierz Górski szczerze przyznał, że w rewanżu Chorwaci „wcisną nam czwórkę”. Niestety, jak zwykle, miał rację.

Tym razem los przydzielił Legii rywala ze Szwecji – IFK Goteborg. Wydawało się, że wcale nie musi być łatwiej niż rok temu. Mimo to Legia dwukrotnie ograła Thomasa Ravellego i kolegów, a do historii przeszedł zwłaszcza mecz rewanżowy.

Najpierw w Warszawie było 1:0 po celnym karnym Jerzego Podbrożnego. W rewanżu trener Paweł Janas zostawił na ławce kapitana i absolutny mózg drużyny – Leszka Pisza. Ten był tak zmotywowany, że gdy już wszedł na boisko, to strzelił decydującego gola. Na dodatek głową, pomimo ledwie 167 cm wzrostu. W tym momencie było 1:1 i Szwedzi musieli zdobyć dwie bramki, by przejść dalej. Nie strzelili ani jednej, w ostatniej minucie dobił ich jeszcze Jacek Bednarz. Legia nie popełniła błędów sprzed roku i po zaledwie dwóch meczach jako pierwszy Polski zespół miała zagrać w Lidze Mistrzów.

górski serwis grafika 1200 .jpg
SERWIS SPECJALNY - KAZIMIERZ GÓRSKI

Futra dla sędziego

Do fazy grupowej awans wywalczyło kilka klubów, które z dzisiejszej perspektywy pełniłyby w niej role kopciuszków. Wśród nich było duńskie Aalborg BK, które na salony dostało się w okolicznościach kuriozalnych.

Duńczycy w eliminacjach wyraźnie ulegli Dynamu Kijów. Nie było szansy na grę w Lidze Europejskiej, zresztą nie było w ogóle Ligi Europejskiej, zatem sposobili się już wyłącznie do rozgrywek ligowych. Nie spodziewali się, że ich niedawny rywal sprawi, iż mimo dwóch porażek w kwalifikacjach zagrają w fazie grupowej.

Ukraińcy w pierwszym meczu pokonali u siebie Panathinaikos 1:0. Prawdziwa bomba wybuchła po meczu. Hiszpański sędzia Lopez Neto ujawnił próbę przekupstwa, jakiej dopuścili się wobec niego działacze z Kijowa. Mieli mu oni zaoferować futra o wartości 30 tys. dolarów. Wyjątkowo sprawnie przeprowadzone przez UEFA śledztwo potwierdziło wersję arbitra i Dynamo zostało wykluczone z elitarnych rozgrywek. Już po pierwszym, w dodatku wygranym, meczu.

Duński dynamit tym razem nie odpalił

Tym sposobem w fazie grupowej znalazł się uprzednio pokonany przez nich Aaalborg BK. Kibice wciąż mieli w pamięci bliźniaczą sytuację, jaka wydarzyła się przed Euro 1992. Duńczycy w grupie znaleźli się za Jugosławią, ta jednak została wykluczona z rozgrywek po wybuchu wojny domowej. Peter Schmeichel i koledzy pojechali na finały do Szwecji prosto z urlopów, a wrócili ze złotymi medalami i przydomkiem „Duński dynamit”.

Tym razem eksplozji nie było i Aalborg zajął ostatnie miejsce w grupie. Jej zwycięzcą okazał się Panathinaikos Ateny, któremu anulowano oczywiście porażkę z Kijowa. Bramki „Koniczynek” strzegł Józef Wandzik, a w ataku brylował najlepszy strzelec w historii klubu – wiecznie niespełniony w reprezentacji Polski – Krzysztof Warzycha. „Gucio” w grupie trafił trzykrotnie. Drugie miejsce zajęło FC Nantes – mistrz Francji, wyprzedzając FC Porto.

Trzy gole w dziewięć minut

W grupie B również zabrakło potentatów. Znaleźli się w niej za to mistrz Polski i... Anglii. Zazwyczaj ciężko mówić o szczęściu, gdy trafiasz na zwycięzcę Premiership. To był jednak wyjątkowy rok i wyjątkowy zwycięzca. Trwającą od powstania zawodowej ligi dominację Manchesteru United przerwało na sezon Blackburn Rovers. Dla Legii to chyba lepiej, bo ani sportowo, ani organizacyjnie nie była raczej wówczas gotowa na podjęcie ekipy Alea Fergusona.

Stawkę uzupełniły Spartak Moskwa oraz Rosenborg Trondheim. I to właśnie etatowy mistrz Norwegii oraz uczestnik Ligi Mistrzów miał przywitać Legię w turnieju.

13 września 1995 roku na Łazienkowskiej polski klub zadebiutował w Lidze Mistrzów. Pierwsza bojaźliwa połowa zakończyła się bezbramkowym remisem. W drugiej „Wojskowi” powoli przejmowali inicjatywę i wtedy po jednej z kontr Marek Jóźwiak sfaulował w polu karnym napastnika rywali. Rzut karny, 0:1 – nie takiego pierwszego gola spodziewali się zobaczyć polscy kibice.

Na odpowiedź na szczęście nie musieli długo czekać. Już po minucie kapitalny strzał z dystansu Leszka Pisza dał wyrównanie. Nie był to pierwszy gol Polaka w Lidze Mistrzów – tego zdobył Tomasz Dziubiński w barwach FC Brugge już trzy lata wcześniej. Było to jednak pierwsze trafienie dla polskiego klubu.

A zaraz nadeszły dwa kolejne. Najpierw trudną do wytłumaczenia interwencją „popisał się” norweski bramkarz po strzale Ryszarda Stańka. To, w jaki sposób udało mu się wpuścić piłkę do siatki, trzeba po prostu zobaczyć. Wynik ustalił strzałem z rzutu wolnego ponownie Pisz. Wówczas rzut wolny dla Legii z odległości do 25 metrów był właściwie jak karny. Na szczęście rywale o tym nie wiedzieli.

Legia strzeliła 3 gole w 9 minut, to była bardzo udana inauguracja przy Łazienkowskiej.

Rosyjski przekręt

Kolejnym rywalem był Spartak Moskwa. Mistrz Rosji dzięki rozstawieniu do rozgrywek dostał się bez eliminacji. Legioniści słusznie obawiali się tego wyjazdu. Nawet nie dlatego, że Rosjanie w pierwszej kolejce przywieźli trzy punkty z Anglii.

Było to długo przed erą VAR-u oraz wielu kamer rozstawionych wokół boiska. Rosjanie cały mecz, przy przychylności arbitra, prowokowali i faulowali przyjezdnych. Gdy to nie pomogło, węgierski arbiter podyktował karnego „z kapelusza”. Ostatecznie Legia honorowo przegrała 1:2 i z poczuciem krzywdy wracała do Polski.

Słabeusz z Anglii

Do meczu trzeciej kolejki Legia przystępowała więc z 3 punktami, jej rywal zaś – z nożem na gardle. Blackburn przegrało dwa pierwsze mecze i brak jakiejkolwiek zdobyczy nad Wisłą oznaczał pożegnanie z rozgrywkami.

Spotkanie bardzo przypominało to z kwalifikacji z IFK. Dużo walki, mało sytuacji i zwycięski gol Podbrożnego. Mistrz Polski ograł mistrza Anglii. Ale musiał jeszcze udać się na rewanż.

Ten zakończył się bez goli, choć w 90 minucie remis uratował Maciej Szczęsny zatrzymując w sytuacji 1 na 1 Alana Shearera. Wybitny strzelec reprezentacji Albionu tym razem krzywdy nam nie zrobił. Inaczej niż w meczach drużyn narodowych, gdzie godnie kontynuował tradycję Gary'ego Linekera w pogrążaniu naszych.

Rezerwowy Blackburn daje awans Legii

Legia miała 7 punktów po czterech meczach i dużo powodów do zadowolenia. Te szybko zamieniły się w niepokój czy wręcz frustrację po klęsce 0:4 w Norwegii. „Wojskowi” polecieli tam chyba zbyt rozluźnieni i czekał ich zimny prysznic. Teraz do awansu potrzebne były punkty w ostatnim meczu z pewnym już swego Spartakiem.

Niestety, choć w Warszawie była walka na całego i kilka świetnych sytuacji, to Rosjanie wygrali 1:0. Wszystko stracone? Nie do końca. W rozgrywanym równolegle spotkaniu przebudził się niespodziewanie mistrz Anglii. Pozbawiony szans na awans zespół honorowo pokonał Rosenborg aż 4:1. Hat-tricka zdobył zazwyczaj rezerwowy Mike Newell. Dodajmy - jedynego w swojej trwającej 5 lat karierze w Blackburn. To pozwoliło Legii awansować z zaledwie 7 punktami. Było to jednak o 1 więcej, niż mieli Norwegowie. Zatem mistrz Polski na wiosnę, w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, miał się spotkać z Panathinaikosem Ateny z dwoma Polakami w składzie.

Potentaci grają dalej

Wcześniej zapadły decydujące rozstrzygnięcia w pozostałych grupach. Z tej oznaczonej literką C awans wywalczyli faworyci – Juventus Turyn i Borussia Dortmund, pozostawiając w pokonanym polu Glasgow Rangers i Steaue Bukareszt. Wyprzedzając nieco historię – Niemcy i Włosi ponownie spotkają się w finale Ligi Mistrzów, ale kolejnego sezonu.

Większych emocji nie dostarczyła też grupa D. Broniący trofeum Ajax Amsterdam bez porażki zajął pierwsze miejsce, bijąc po drodze dwukrotnie Real Madryt. „Królewskim” do awansu wystarczyły dwie wygrane z Grasshopper Zurich oraz 4 punkty zdobyte na Ferencvarosu Budapeszt.

Wstyd przy Łazienkowskiej

Zima sezonu 1995/1996 była wyjątkowo mroźna. Odbiło się to nie tylko na formie Legionistów, ale też na stanie murawy ich stadionu. Mówiąc wprost – 5 marca 1996 roku nie nadawała się ona do gry. A właśnie wtedy do Polski po raz pierwszy zawitała faza pucharowa Ligi Mistrzów. O tych problemach wiadomo było już dużo wcześniej i UEFA poważnie rozważała przeniesienie spotkania. Okazało się jednak, że najbliżej od Warszawy położony stadion, a spełniający przy tym wytyczne Federacji, jest w... Berlinie. Ostatecznie hiszpański sędzia Manuel Diaz Vega wydał zgodę na rozegranie meczu, choć na jego decyzji bardziej zaważyły względy logistyczne i marketingowe niż realna ocena stanu murawy przy Łazienkowskiej.

Spotkanie było takie, jakie w takich warunkach musiało być. Słabe, chaotyczne i bez bramek. Czy Legia w normalnych warunkach poradziłaby sobie lepiej? Nie wiadomo, ale na pewno straciła taką szansę.

13 Polaków w ćwierćfinale Ligi Mistrzów

Dwa tygodnie później pod Akropolem aura była duża łaskawsza. Grecy nie okazali się za to gościnni dla Mistrzów Polski. Najpierw sprawiając masę problemów organizacyjnych – głośni kibice pod hotelem, problemy z miejscem do treningu.

Sam mecz zaczął się obiecująco. Polacy nie oddawali pola, nie cofnęli się do desperackiej obrony, za to stwarzali sytuacje pod bramką Wandzika. Wszystko zmieniło się w 30 minucie. Marcin Jałocha został ukarany czerwoną kartką, choć nie tylko on był przekonany o pochopności takiej decyzji.

Gra „Wojskowych” posypała się a ich katem został Krzysztof Warzycha. Gucio strzelił dwa gole, trzeciego dołożył Argentyńczyk Borelli i pewny awans „Koniczynek” stał się faktem.

W Legii wówczas wystąpili sami Polacy, co po uwzględnieniu dwóch rodaków w barwach Panathinaikosu daje w sumie aż 13 naszych reprezentantów, którzy jednocześnie zagrali w meczu Ligi Mistrzów. Nieprędko uda się pobić ten rekord.

Na pewno szkoda, że o odpadnięciu „Wojskowych” przesądziły względy nie do końca sportowe – fatalna murawa w pierwszym meczu i sędziowanie w drugim. Nie można jednak zapominać, że ostatniego gola Warszawiacy strzelili 18 października Blackburn. Kolejne pięć meczów kończyli bez zdobyczy bramkowej.

„Kosa” w półfinale

W półfinale rozgrywek oprócz Wandzika i Warzychy znalazł się także Roman Kosecki w barwach FC Nantes. Mistrzowie Francji wyeliminowali Spartaka Moskwa. Był to jedyny sezon „Kosy” w kanarkowych barwach. W obu meczach z Rosjanami wystąpił w pierwszym składzie. Gola nie zdobył, ale za to jego koledzy aż 4, co dało remis 2:2 na Łużnikach i domową wygraną 2:0.

Ajax Amsterdam pewnie odprawił Borussię Dortmund i utrzymywał status głównego faworyta do obrony trofeum. Wówczas Holendrów było stać, by dłużej niż dziś utrzymywać swoich wychowanków. Limity obcokrajowców w ligach zagranicznych też robiły swoje. Tym sposobem Bracia De Boer, Van Der Sar, Davids czy Kluivert wciąż stanowili o sile Ajaxu.

Stawkę półfinalistów uzupełnił Juventus Turyn po najbardziej wyrównanym dwumeczu na tym etapie rozgrywek. „Stara Dama” najpierw w Madrycie uległa Realowi 0:1 po golu Raula, by w rewanżu z nawiązką odrobić straty. Bramki Del Piero i Padovano zapewniły Włochom awans do najlepszej czwórki.

Paulo Sousa trafia w półfinale

Tam Bianconeri trafili na FC Nantes, zaś Ajax na Panathinaikos Ateny. Oba zestawienia miały wyraźnych faworytów i w obu przypadkach byli to rywale drużyn, w których grali Polacy.

Kosecki i spółka honorowo pożegnali się z Ligą Mistrzów. Po porażce 0:2 w Turynie u siebie przegrywali już 1:2, ale zdobyli w końcówce dwa gole i wygrali mecz. Jedną z bramek dla „Starej Damy” zdobył obecny selekcjoner reprezentacji Polski Paulo Sousa.

„Gucio” dogonił Raula przed Lewandowskim

Pierwszy mecz rywalizacji Ajaxu z Panathinaikosem miał niespodziewany przebieg. Do 87 minuty mimo naporu gospodarzy Grecy utrzymywali bezbramkowy remis. Wtedy po jednej z nielicznych kontr Krzysztof Warzycha zdobył zwycięską bramkę dla „Koniczynek”. Był to pierwszy gol Polaka na tym etapie rozgrywek i do tego bardzo ważny.

W rewanżu Ajax nie miał litości. Podrażnieni obrońcy trofeum wygrali pod Akropolem 3:0 po dwóch golach Jariego Litmanena i jednym Nordina Wootera.

Po odpadnięciu Legii teraz z rozgrywkami pożegnali się pozostali Polacy. Krzysztof Warzycha bramką strzeloną w Amsterdamie zrównał się dorobkiem w tej edycji z gwiazdą Realu – Raulem Gonzalezem. Obaj zdobyli po 6 goli. Można więc powiedzieć, że „Gucio” dogonił Raula na długo przed Robertem Lewandowskim, który w tej chwili ma w Lidze Mistrzów tyle samo trafień co Hiszpan – 71.

Fiński król

Finał nie był porywającym widowiskiem. Najpierw po błędzie Van Der Sara Fabrizio Ravanelli wyprowadził Juventus na prowadzenie. „Srebrny lis” to jedna z najbardziej charakterystycznych postaci nie tylko włoskiej piłki lat 90.

Wyrównał Jari Litmanen, również po kiksie golkipera rywali – Angelo Peruzziego. Dla Fina była to dziewiąta bramka w sezonie i pieczęć na tytule króla strzelców. W późniejszym czasie będzie grał między innymi dla FC Barcelony i Liverpoolu. Niemal dekadę później wróci do Ajaxu, by znów trafiać w Lidze Mistrzów.

Ani regulaminowe 90 minut, ani dogrywka nie przyniosły kolejnych bramek. Rzuty karne lepiej wykonywali piłkarze z Turynu. Van Der Sar za każdym razem rzucał się w dobrą stronę i za każdym razem strzały rywali były zbyt precyzyjne. Za to Peruzzi obronił uderzenia Davidsa i Silooya.

Wygrana Juventusu była ich jedyną w latach 90. mimo trzech awansów do finału. W kolejnych przegra z Borussią i Realem. Warto zauważyć, że w latach 1992-1998 do decydującego meczu Pucharu, a później Ligi Mistrzów zawsze docierała drużyna z Serie A.

Wiosną Legia, jesienią Widzew

Pełna polskich akcentów edycja najważniejszych klubowych rozgrywek Europy zakończyła się. Naszym jednak wciąż było mało i za kilka miesięcy do bram raju skutecznie zapukał nowy mistrz Polski – Widzew Łódź. Mieliśmy więc dwie drużyny w Lidze Mistrzów w jednym roku. Takie to były czasy i oby wróciły jak najszybciej.

MK

Czytaj także:

Na wtorek 9 marca i środę 10 marca zaplanowano rewanżowe spotkania 1/8 finału Ligi Mistrzów. Juventus Turyn Wojciecha Szczęsnego spróbuje odrobić stratę z pierwszego meczu z FC Porto, a Borussia Dortmund podejmie Sevillę. Pozostałe rewanże odbędą się 16-17 marca.

Finał zaplanowano na 29 maja w Stambule.

Program rewanżowych spotkań 1/8 finału piłkarskiej Ligi Mistrzów (wszystkie mecze o godz. 21.00):
wtorek, 9 marca
Juventus Turyn - FC Porto (1:2 w pierwszym meczu)
Borussia Dortmund - Sevilla (3:2)
środa, 10 marca
Liverpool - RB Lipsk (2:0)
Paris Saint-Germain - Barcelona (4:1)
wtorek, 16 marca
Manchester City - Borussia Moenchengladbach (2:0)
Real Madryt - Atalanta Bergamo (1:0)
środa, 17 marca
Bayern Monachium - Lazio Rzym (4:1)
Chelsea Londyn - Atletico Madryt (1:0)
Kolejne rundy:
19 marca - losowanie par 1/4 i 1/2 finału
6-7 kwietnia - pierwsze mecze 1/4 finału
13-14 kwietnia - rewanże 1/4 finału
27-28 kwietnia - pierwsze mecze 1/2 finału
4-5 maja - rewanże 1/2 finału
29 maja - finał w Stambule