Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Bartosz Goluch 26.03.2021

El. MŚ 2022: rewolucja bez rezultatu. Trudny początek Paulo Sousy [KOMENTARZ]

Paulo Sousa w meczu z Węgrami po raz pierwszy zaprezentował swój pomysł na grę reprezentacji Polski. Z wyniku i postawy biało-czerwonych z pewnością nie powinniśmy być zadowoleni, ale krytycy poprzedniego selekcjonera mogą odczuwać pewną satysfakcję - w kadrze zmieniło się sporo. Czy na lepsze? Póki co - niekoniecznie.

Pierwszą zmianą, jaka od razu rzuciła się w oczy, była, rzecz jasna, nowa formacja. Ustawienie z trójką obrońców miało sprawić, że biało-czerwoni zagrają odważniej, będą mieli lepszą kontrolę nad piłką i łatwiej zdominują rywala. I rzeczywiście - po pierwszych 20 minutach gry Polacy wymienili 4 razy więcej podań niż Węgrzy, ale problem w tym, że... przegrywali 0:1.

Chaos i brak wzajemnego zrozumienia na boisku były aż nadto widoczne. Szwankowała zarówno współpraca między poszczególnymi formacjami, jak i w obrębie każdej z nich. Zdenerwowani gracze biało-czerwonych raz po raz wymieniali nerwowe uwagi, co, dzięki pustym trybunom, doskonale słyszeli kibice przed telewizorami. - Zabrakło pewności, że kolega z drużyny będzie w danym miejscu. Nie da się tego zbudować w jednym meczu, ale czas będzie grał na naszą korzyść - powiedział po meczu Robert Lewandowski.

Sousa nie skreślił faworytów Brzęczka

Mimo że zaimplementowanie nowego systemu taktycznego w kluczowym z punktu widzenia awansu meczu jest bardzo ryzykowne, trudno krytykować Sousę za tę decyzję. Wobec słabej formy reprezentacyjnych skrzydłowych, ustawienie z wahadłowymi wydawało się naturalnym rozwiązaniem. Sęk w tym, że obsada obu pozycji była mocno nietrafiona.

W tym przypadku Sousa niestety powielił błędy swojego poprzednika - na lewej stronie wystawił ulubieńca Brzęczka, czyli Arkadiusza Recę, natomiast na prawej Sebastiana Szymańskiego. Regularnie popełniający szkolne błędy w Serie A Reca w meczu z Węgrami był chyba najsłabszym zawodnikiem na boisku, z kolei Szymański po raz kolejny udowodnił, że znacznie lepiej niż przy linii bocznej prezentuje się na środku, gdzie zresztą regularnie gra w klubie.

- Są bardzo dobrymi piłkarzami, muszą tylko "sprzedać" swój talent i bardziej uwierzyć w swój potencjał. W pierwszej połowie udzielił im się stres meczowy, byli wystraszeni. Później obaj się rozkręcili - podsumował występ obu wahadłowych Sousa. 

Kosztowna rewolucja w obronie

Selekcjoner postanowił również "zamieszać" w zestawieniu linii defensywnej - Glika zastąpił Helikiem, a także dokooptował do trzyosobowego bloku obronnego Bereszyńskiego. Tutaj także "przestrzelił" - zawodnik Barnsley grał nerwowo, szybko złapał kartkę i niefortunnie interweniował przy jednej z bramek. Zdestabilizowana obrona gubiła się niemal w każdym przypadku, gdy Węgrzy zbliżali się z piłką do naszego pola karnego.

Po meczu Portugalczyk przyznał, że gdyby wiedział, jak potoczy się spotkanie z Węgrami, wybrałby inny skład. To również spora zmiana w porównaniu do pomeczowych wypowiedzi poprzednich Nawałki czy Brzęczka, którzy chowali się za banałami i niechętnie dyskutowali o personaliach. Na plus nowego selekcjonera działa również fakt, że do błędów "przyznał się" już podczas meczu, szybko zmieniając Helika, Szymańskiego i Modera, który również nie pokazał się z dobrej strony.

Samotność Lewandowskiego

Polacy wprawdzie strzelili 3 gole, ale spotkania z Węgrami nie można uznać za ofensywny popis biało-czerwonych. Gra naszej ekipy długimi fragmentami była ślamazarna i pełna niewymuszonych błędów. Chociaż Sousa postawił na atak pozycyjny i długie utrzymywanie się przy piłce, najwięcej korzyści w ataku przyniosły nam "sprawdzone" schematy - dwa gole padły po kontratakach, a bramkę na 3:3 zawdzięczamy geniuszowi Lewandowskiego.

Mimo obecności Arkadiusza Milika, który partnerował "Lewemu" w linii ataku, kapitan reprezentacji Polski był osamotniony i wiele razy musiał cofać się po piłkę, by w ogóle otrzymać podanie. Symptomatyczna była akcja w końcówce, w której napastnik Bayernu walczył o futbolówkę pod własnym polem karnym.

Złe miłego początki?

Reprezentanci zgodnie podkreślają, że gra w nowym systemie wyglądała znacznie lepiej na treningach niż podczas meczu. Z kadry dochodzą również głosy pełne uznania dla profesjonalizmu i podejścia do piłkarzy. Mimo że Sousa rozpoczął przygodę z reprezentacją w gorszym stylu niż Jerzy Brzęczek (1:1 z Włochami), wydaje się, że po debiucie jego akcje stoją wyżej.

Kredyt zaufania Portugalczyk będzie musiał spłacić w meczu z Anglią. Jeśli biało-czerwoni z "Lwami Albionu" zagrają tak jak z Węgrami, Polacy wrócą z Wembley z bagażem kilku goli, a Sousa zamiast mężem opatrznościowym polskiej piłki stanie się obiektem internetowej "szydery" kibiców podobnie jak jego poprzednik.

Bartosz Goluch, PolskieRadio24.pl

Czytaj także: