Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Przemysław Goławski 05.05.2021

Były oficer GRU ujawnia: niemal połowa personelu rosyjskich placówek to szpiedzy

- Nawet niemal połowa personelu rosyjskich placówek dyplomatycznych to szpiedzy i zapewne jest to więcej niż w przypadku jakiegokolwiek innego kraju świata - mówi Wiktor Suworow, mieszkający w Wielkiej Brytanii rosyjski pisarz, były oficer sowieckiego wywiadu wojskowego. I dodaje, że bardziej niebezpieczni od szpiegów pod przykryciem dyplomatów są oficerowi głęboko zakamuflowani, którzy udają obywateli innych państw.
Limuzyna rosyjskiego ambasadora pod siedzibą czeskiego MSZLimuzyna rosyjskiego ambasadora pod siedzibą czeskiego MSZPAP/EPA/MARTIN DIVISEK

Jak wskazał, w rosyjskich placówkach dyplomatycznych są trzy grupy osób – prawdziwi dyplomaci, udający ich szpiedzy ze służby bezpieczeństwa, dawniej KGB, obecnie FSB, oraz szpiedzy z wywiadu wojskowego GRU. - Dla niemal połowy personelu dyplomatycznego Rosji głównym zajęciem nie jest dyplomacja, lecz szpiegostwo. Nie mogę z całą pewnością stwierdzić, jak to jest w innych krajach, ale z dużym prawdopodobieństwem można powiedzieć, że w rosyjskich ambasadach odsetek personelu, który faktycznie zajmuje się szpiegostwem, jest najwyższy na świecie – powiedział Suworow.

kreml rosja 1200.jpg
Dziennikarz TVP bez przedłużenia akredytacji. Odpowiedź Kremla na decyzję polskich władz

Suworow przypomniał, że sam w latach 70. pełnił służbę w sowieckim przedstawicielstwie przy europejskiej siedzibie ONZ w Genewie – gdzie prowadzone były wówczas bardzo istotne negocjacje w sprawie rozbrojenia nuklearnego – i połowę dyplomatów stanowili funkcjonariusze KGB i GRU.

Dyplomacja jako przykrywka

Jak wyjaśnia, wykorzystywanie dyplomatów w podwójnej roli ma w Rosji długą tradycję, bo zaczęło to być powszechnie stosowane od momentu powstania Związku Sowieckiego. - Gdy komuniści przejęli władzę w 1917 r., Lew Trocki powiedział, że rewolucja przetrwa tylko, jeśli się będzie rozszerzać na cały świat. Od tego momentu, jeśli tylko były z kimś nawiązane stosunki dyplomatyczne, dyplomatów używano jako przykrywki do nielegalnej działalności – mówi Suworow.

Wskazuje, że skala zjawiska zmniejszyła się nieco po rozpadzie Związku Sowieckiego, za prezydentury Borysa Jelcyna, bo z jednej strony sam jego upadek był dla wszystkich szokiem i nikt nie wiedział co będzie dalej, a z drugiej – nowi ludzie, którzy doszli do władzy, chcieli, by Rosja stała się takim samym krajem jak wszystkie inne. Przypomniał, że ostatni szef KGB Wadim Bakatin powiedział nawet Amerykanom, że w ich nowo wybudowanej ambasadzie w Moskwie została zainstalowana aparatura podsłuchowa, przez co Amerykanie ją zburzyli. Ale ten okres szpiegowskiej odwilży był krótki. - Wkrótce potem KGB przejęło władzę, a jego reprezentant Władimir Putin zasiadł na Kremlu, więc czego można się spodziewać po takim kraju? – mówi Suworow.

Głęboki kamuflaż

Zaznacza on, że bardziej niebezpieczni od szpiegów, którzy pracują pod przykrywką działalności dyplomatycznej, ale mają, wcześniej sowieckie, a obecnie rosyjskie, paszporty, są ci nielegalni, głęboko zakamuflowani, którzy udają – nierzadko przez wiele lat – obywateli innych krajów. I przypomina postać Richarda Sorge, który przez kilkanaście lat – do śmierci w 1944 r. – pracował dla sowieckiego wywiadu, udając niemieckiego dziennikarza.

free rosja ue 1200.png
Szef PE zapowiada: władze Rosji szukają wrogów, będzie odpowiedź UE na sankcje

Suworow uważa, że zdecydowana reakcja, jaką niedawno zaprezentowały Czechy w obliczu ujawnienia faktu, iż rosyjscy agenci byli zaangażowani w wybuch w składzie amunicji w 2014 r., jest właściwą drogą postępowania. - Rosja jest z jednej strony silnym krajem, ale z drugiej – jest zaledwie bardzo słabą kopią Związku Sowieckiego. Związek Sowiecki realnie był militarnym supermocarstwem, podczas gdy Rosja jest potęgą z kartonu, przegniłą, ale też z tego powodu jest niebezpieczna. Jest tylko jedna metoda odpowiadania na aktywność Kremla – pokazywać siłę. Jeśli pokażesz siłę, wygrasz – przekonuje Suworow.

Jedynie twarda siła

Przypomina, że po II wojnie światowej Stalin zażądał od zachodnich państw, by przekazały obywateli Związku Sowieckiego, którzy walczyli na Zachodzie przeciwko komunizmowi. I większość z nich to zrobiła. Wyjątkiem okazał się malutki Liechtenstein, którego władze odpowiedziały "nie" i Stalin przyjął to do wiadomości. Jak podkreśla Suworow, na Kremlu ten sposób myślenia się nie zmienił – rosyjscy przywódcy rozumieją jedynie język siły.

Wiktor Suworow jest rosyjskim pisarzem, publicystą i autorem książek historycznych. W przeszłości służył w sowieckiej armii, a następnie w wywiadzie wojskowym GRU, ale w 1978 r. zbiegł do Wielkiej Brytanii, w której od tego czasu mieszka.

pg