Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Natalia Godek 10.12.2021

Czy w Brukseli obowiązuje "doktryna Neumanna"? Felieton Miłosza Manasterskiego

Podobno milczenie jest złotem, co może oznaczać, że czasem złotem milczenie się kupuje. Zamiast wyjaśnić aferę na szczytach europejskiej władzy, wszyscy kluczowi unijni politycy solidarnie milczą - pisze w swoim felietonie Miłosz Manasterski.

Francuski dziennik "Liberation" opublikował niedawno serię artykułów o lobbystach, którzy wywierają wpływ na sędziów TSUE i na urzędników KE. Według publikacji handlem wpływami zajmowali się mieli politycy EPL, tej samej, której szefem obecnie jest Donald Tusk. Do EPL należy najbardziej wpływowa partia polityczna Europy - niemiecka CDU/CSU. Choć oskarżenia są najcięższego kalibru, dotyczą bowiem korupcji i układów na szczytach europejskiej władzy, towarzyszy im milczenie.

Milczą wysocy urzędnicy, także ci, powołani do tropienia niepraworządności i korupcji. Cicho siedzi Prokuratura Europejska. Milczą główne europejskie media i milczą polskojęzyczne media mainstreamowe. A w zasadzie nie milczą, ale usiłują przykryć potężny skandal biciem piany wokół wiceministra sportu Łukasza Mejzy, nie mając żadnych twardych dowodów na złamanie prawa. Opinia publiczna w Polsce wydaje się celowo koncentrowana na polityku Republikanów, a groźnej dla funkcjonowania całej UE aferze nie poświęca się w ogóle uwagi.

Cisza wokół sprawy jest bardzo niepokojącym znakiem. Trudno by taka sprawa nagłośniona przez bardzo poważny dziennik i dziennikarza z ogromnym doświadczeniem nie stała się atrakcyjnym tematem. Pominę już dziennikarskie obowiązki wobec społeczeństwa - sama kwestia oglądalności (słuchalności, klikalności itp.) powinna motywować redakcje. Media, które na co dzień robią wszystko, by przyciągnąć naszą uwagę fikcyjnymi skandalami i ustawkami celebrytów, teraz nie mają ochoty zarobić na odbiorcach i reklamodawcach. Powinniśmy obserwować wyścig dziennikarzy śledczych, walkę o to, kto coś nowego może dodać w sprawie podniesionej przez "Liberation". A tutaj brakuje chętnych, by dociekać, badać, iść tropem francuskiego dziennika po śladach rozległych układów unijnego establishmentu.

Pośrednio jest to dowód na to, że media także stanowią część układu pomiędzy najwyższymi urzędnikami instytucji UE, sędziami TSUE, europosłami i lobbystami. Być może stanie się to jasne, kiedy dowiemy się więcej o lobbystach układających sprawy w UE według swoich interesów. Dzięki powściągliwości mediów politycy, w tym szefowa KE Ursula von der Leyen i szef EPL Donald Tusk, mogą sobie pozwolić na omijanie tematu. Skoro nie ma "ciśnienia medialnego" ze strony większości głównych mediów, skoro nie ma powszechnego zainteresowania, to można sprawę lekceważyć.

Czeski pisarz Karel Čapek stwierdził, że "człowiek nigdy nie pozbędzie się tego, o czym milczy". Podobnie nie powinni się łudzić ci, którzy chcieliby, aby luksembursko-brukselskie układy mogły dalej spokojnie funkcjonować. Wyciszenia sprawy nie ułatwi zmiana władzy w Niemczech, gdzie po raz pierwszy od wielu lat tworzący EPL chadecy znaleźli się w opozycji. Nowy rząd RFN, którego celem jest przyśpieszenie federalizacji Unii Europejskiej, nie może forsować swoich pomysłów bez oczyszczenia atmosfery wokół unijnych instytucji. Były one dotąd postrzegane jako powolne i nieudolne. Teraz martwi wszystkich pytanie o skalę istniejącej w niej korupcji. Ktokolwiek chce jeszcze w Europie więcej Unii, a mniej suwerenności państwowej, musi rozmawiać zarówno o reformie instytucjonalnej, jak i personalnej odpowiedzialności urzędników.

Tematy europejskie są głównym wątkiem kampanii prezydenckiej we Francji i nie ma wątpliwości, że kontrkandydaci Emmanuela Macrona będą sięgać po doniesienia "Liberation". Kolejne informacje o układzie na szczytach UE będą podnosiły temperaturę. Afera jest też doskonałym paliwem dla mozolnie budowanej przez Prawo i Sprawiedliwość europejskiej koalicji konserwatywnej, której partie od dawna przestrzegają przed nadmierną samowolą i brakiem kontroli organów UE.

W polskich tzw. wolnych mediach cisza ma niewątpliwie związek z parasolem ochronnym, który rozciągnięty jest nad politykami opozycji. A przecież do EPL należą PSL i Platforma Obywatelska. Ta ostatnia, której szef Donald Tusk jest jednocześnie szefem europejskiej frakcji, słynie z gromadzenia w swoich szeregach osób podejrzanych o problemy z prawem. O niewidzialnych, ale bardzo mocnych niciach między polityką a sędziami mówił już jakiś czas temu na słynnych taśmach z Tczewa polityk PO Sławomir Neumann: "sądy ja ci gwarantuję - nie rozstrzygną żadnej sprawy przed wyborami. Żadnej. Przez rok nie zrobią ku***a nic. Będą prowadzić sprawy - i ch***j. Jeśli będziesz w Platformie, będę cię k***a bronił jak niepodległości". Czy wystarczy zamienić Platformę na EPL i otrzymamy przepis na "europejską doktrynę Neumanna", której działanie właśnie możemy zaobserwować? Czy tzw. niezależne media w Polsce są tak samo mediami "bez wyboru" jak najważniejsze europejskie redakcje? Może schemat działania polskich układów jest tylko kopią układów obowiązujących w Brukseli? Czy to wyjaśniałoby, dlaczego Komisja Europejska i TSUE tak dalece przekraczają unijne reguły gry, tworząc naciski, aby w Polsce i na Węgrzech do władzy wrócili politycy powiązani z EPL (a więc należący do brukselskiego układu)?

Miłosz Manasterski