Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Natalia Jasińska 16.12.2021

"Będziemy to pamiętać do końca życia". Dziś mija miesiąc od ataku na przejście graniczne w Kuźnicy

Mimo iż do masowego szturmu na przejście graniczne w Kuźnicy doszło dokładnie miesiąc temu, to nadal widać tam potrzaskane biało-czerwone panele, stos kamieni i nadpalone żagwie. Jak podkreślają funkcjonariusze Straży Granicznej z czasem to wszystko zniknie, jednak "my będziemy to pamiętać chyba do końca życia".

- Wszystko zaczęło się od obozowiska migrantów na tej górce, którą od przejścia dzieli 700 metrów - powiedział w major Janusz Szoka z podlaskiej Straży Granicznej, pokazując dziennikarzom PAP miejsca, gdzie rozegrał się najpoważniejszy od początku kryzysu incydent forsowania granicy.

Do zorganizowanych prób przekroczenia granicy w tym rejonie przez duże grupy osób dochodziło od początku listopada. Cały czas w pobliżu Kuźnicy rosło też "koczowisko", które zdaniem służb stacjonujących na granicy - było zaopatrywane przez stronę białoruską.

"Nie atakowały nas kobiety ani dzieci"

Wciąż widać drewniane żerdzie, które wówczas zwieziono. Inne ślady po obozowisku zostały starannie uprzątnięte - powiedział mjr Janusz Szoka. Według jego szacunków na tym odcinku było wówczas około tysiąca funkcjonariuszy różnych służb, a w bezpośrednim szturmie na przejście brało udział około półtora tysiąca migrantów. Ci z koczowiska przeszli w stronę przejścia granicznego, a inni byli na dowożeni autobusami. Łączną liczbę migrantów na drodze do Kuźnicy służby szacują na 3.5 tys.

- Nie atakowały nas kobiety ani dzieci. One były "wyciągane" na okoliczność zdjęć - powiedzieli funkcjonariusze SG stacjonujący na granicy. Jak podał rzecznik ministra-koordynatora służb specjalnych Stanisław Żaryn ustalono, że na granicy był wówczas wiceszef białoruskich pograniczników gen. mjr Podliniew, który "zdawał się być osobą nadzorującą".

Szturm na granicę

Zmasowany atak rozpoczął się 16 listopada. Polskie służby potwierdziły, że użyto m.in. armatek wodnych, by udaremnić próbę sforsowania granicy. - W naszym kierunku leciały kamienie, butelki i rozgrzane w ognisku do czerwoności kije - opowiedział major Janusz Szoka.

Od kilku dni w okolicach Kuźnicy nie odnotowano prób siłowego przekroczenia granicy. Jednak w pobliskim centrum logistycznym - jak poinformowała Straż Graniczna - prawdopodobnie wciąż obozuje około tysiąca migrantów.

Czytaj więcej:

Zobacz także: Wywiad Pawła Kurka z Anną Michalską, rzeczniczką SG

nj