Adam O'Neal napisał, że niektórzy oceniają ostrzeżenia Warszawy jako nadmiernie alarmistyczne, ale Polska często miała rację w sprawie "wielkiego sąsiada". Dziennik przywołuje wypowiedź ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego z Gruzji w sierpniu 2008. Wezwał on wówczas NATO i Unię Europejską, by zareagowała na najechanie Gruzji przez Rosję, ostrzegając, że Moskwa może posunąć się dalej i zajmować kolejne kraje.
"Gorzka debata"
Autor "The Wall Street Journal" wskazał, że Lech Kaczyński w 2010 roku zginął w katastrofie smoleńskiej, a dorobek jego dyplomacji i okoliczności jego śmierci są obiektem "gorzkiej debaty" w Polsce. Jednak - jak zauważył Adam O'Neal - profetyzm jego wypowiedzi z Tbilisi jest niepodważalny.
Zaznaczył, że Władimir Putin, którego nie spotkały znaczące konsekwencje po inwazji na Gruzję, w 2014 roku zajął część Ukrainy, a konflikt we wschodniej jej części do tej pory trwa. "Teraz, gdy Rosja zgromadziła około 130 tysięcy żołnierzy, polskie władze znów alarmują, że zagrożenie dotyczy kilku krajów" - napisał dziennikarz.
Autor przypomniał ujawniony przez Amerykanów scenariusz zainstalowania marionetkowego, prorosyjskiego rządu w Kijowie. "Jeśli zachód nie posłucha wezwań Polaków do silniejszej reakcji na działania Rosji, nietrudno wyobrazić sobie, że w przyszłości Władimir Putin wybierze następny cel do ataku, a promoskiewski ukraiński rząd będzie się temu bezczynnie przyglądał" - pisze Martin O'Neal.
Czytaj również:
Zobacz także: wiceminister obrony narodowej Wojciech Skurkiewicz w "Sygnałach dnia"
nt