Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Agnieszka Kamińska 10.02.2011

Ambasador Białorusi: jesteśmy zainteresowani udziałem Polski w prywatyzacji

Ambasador Białorusi w Warszawie Wiktar Gajsionak mówi, że sankcje ekonomiczne prowadziłyby do impasu, "z którego trudno wyjść".
Budynek rządu i parlamentu w MińskuBudynek rządu i parlamentu w MińskuWikipedia/CC/HOON, Ilmari Karonen

Wiktar Gajsionak przyznał w rozmowie z PAP, że zawsze istnieje możliwość powrotu na drogę dialogu z Unią, jeśli jest polityczna wola obu stron. - My taką wolę polityczną mamy. Jesteśmy zainteresowani rozwojem dialogu z UE (...), ale rozpatrujemy tę współpracę jako współpracę równoprawną i opartą na wzajemnym szacunku. Oczywiście, jeśli dojdzie do próby budowania takiego dialogu w języku sankcji, języku ultimatów, taki dialog będzie niemożliwy - zaznaczył.

Odpowiedź na sankcje

Potwierdził, że Mińsk planuje podjęcie "adekwatnych kroków" w odpowiedzi na wznowienie sankcji wizowych przez UE. - Decyzja UE o wprowadzeniu sankcji wizowych nie pozostawia nam wyboru. Naturalnie, poczynimy jakieś adekwatne kroki. Kiedy? Nie mogę nic powiedzieć, proszę śledzić prasę. Naturalnie ogłosi to nasz MSZ - powiedział.

UE w proteście przeciwko zatrzymaniu przeciwników reżimu po grudniowych wyborach prezydenckich na Białorusi 31 stycznia postanowiła wznowić sankcje wizowe wobec 158 przedstawicieli władz w Mińsku, w tym prezydenta Alaksandra Łukaszenki, jego dwóch synów, oraz zamroziła ich aktywa. Na razie nie ma zgody na sankcje gospodarcze, ale UE nie wyklucza "czarnej listy" firm współpracujących z reżimem.

- Mam nadzieję, że UE wystarczy rozsądku, żeby nie wprowadzać tych sankcji, bo jeszcze nigdy polityka sankcji nie okazywała się efektywna w najnowszej historii. Ona do niczego nie prowadzi, prowadzi do impasu, (...) z którego wyjść dość trudno - powiedział ambasador.

Współpraca z Unią

Przypomniał, że "pewne sankcje gospodarcze" wobec Białorusi "już wprowadzano w Europie, a niektóre obowiązują do tej pory". Wskazał na wykluczenie jego kraju z Generalnego Systemu Preferencji Celnych (GSPC) i ograniczenia eksportu niektórych towarów, np. tekstyliów. - Bez względu na te sankcje ekonomika, handel z UE rozwijał się dynamicznie - zauważył.

Przypomniał, że 70 proc. PKB jego kraju przypada na eksport, przy czym 40 proc. tego eksportu trafia do Rosji, a 44 proc. do Unii Europejskiej.

- Współpraca gospodarcza z UE jest dla nas nadzwyczaj ważna. (...) Bardzo jesteśmy zainteresowani rozwojem innowacyjnym i modernizacją produkcji" - zaznaczył. Przyznał, że nowe technologie Białoruś może nabyć tylko w Europie Zachodniej, a to wymaga "wielkich zasobów kredytowych”. - Chcielibyśmy liczyć na określone możliwości Europy Zachodniej" - dodał, wskazując na Europejski Banku Rozwoju, "który na razie nie ma mandatu na współpracę z Białorusią", i na Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju, z którym - mówił - Białoruś "już pracuje bardzo aktywnie".

Wzajemne zainteresowanie

Wyraził nadzieję, że decyzje polityczne nie zaszkodzą współpracy gospodarczej z Polską. - Polityka polityką, ale życie życiem - ocenił, podkreślając, że zainteresowanie Białorusią w Polsce jest wielkie, podobnie jak na Białorusi - Polską. - Widzimy możliwość rozwoju stosunków ekonomicznych, kulturalnych, naukowych, współpracy w turystyce. I mamy nadzieję, że będą się rozwijać, bo z obu stron istnieje przede wszystkim zainteresowanie ludzi - wskazał.

W 2010 r. obrót towarowy między obu krajami wzrósł o 22 proc. i sięgnął 1963,7 mln USD - przypomniał ambasador, zwracając uwagę, że białoruski eksport zwiększył się o 7 proc., a polski o - 37 proc. Największą pozycją w imporcie białoruskim z Polski, który jest niezmiernie zdywersyfikowany, stanowi trzoda chlewna (90 mln USD), jabłka oraz produkty rolne, poza tym kable, chemia, plastiki, maszyny i urządzenia. Białoruski eksport do Polski ma charakter surowcowy, obejmuje: gaz, produkty naftowe, metal, nawozy. Białoruś jest więc zainteresowana polską technologią przetwórstwa i rozwojem eksportu, także do Polski, np. produktów mięsnych i mleczarskich, w tym wołowiny - tłumaczył ambasador.

Polscy inwestorzy na Białorusi

Potwierdził deklaracje prezydenta Alaksandra Łukaszenki o zainteresowaniu udziałem polskich firm w prywatyzacji na Białorusi. Zauważył przy tym, że w jego kraju działa już ok. 500 polskich firm i ich liczba rośnie w tempie 10 proc. rocznie. Na pytanie, czy sprawy polityczne nie staną na przeszkodzie inwestorom, zapewnił: - Z naszej strony jednoznacznie nie. Deklaracje ze strony polskiej też napawają nas nadzieją, ponieważ podkreślają, że powstała sytuacja nie powinna doprowadzić do zerwania kontaktów i współpracy między ludźmi. A współpraca gospodarcza to też współpraca między ludźmi - zaznaczył.

- Bardzo ważne jest, by Polska i inne kraje UE uczestniczyły w naszej prywatyzacji, bo to może stworzyć określoną równowagę sił - dodał. Przypomniał, że Białoruś jest w unii celnej z Rosją i Kazachstanem, co oznacza dostęp do rynku liczącego 150 mln odbiorców - bez żadnych granic celnych. - A następnym krokiem będzie stworzenie wspólnej przestrzeni gospodarczej" tych trzech państw - podkreślił.

Ambasador zastrzegł, że Białoruś nie poszła drogą "lawinowej i wstrząsowej prywatyzacji", zachowując "wielkie państwowe zakłady, które są podstawą gospodarki". Obecnie prywatyzowane będą głównie średnie przedsiębiorstwa, w pierwszej kolejności - nieefektywne. - Warunkiem sprzedaży, prywatyzacji mogłoby być inwestowanie w modernizację, które uczyniłoby naszą gospodarkę bardziej efektywną - wyjaśnił ambasador.

Zaznaczył przy tym, że białoruskie władze starają się unikać masowych zwolnień w zakładach. - W wielu przypadkach warunkiem kupna przedsiębiorstwa jest zachowanie liczby zatrudnionych, ale to nie oznacza, że ma ono pozostać niezmienione - zastrzegł. Jak przypomniał, na liście do prywatyzacji jest 500 zakładów.

Terravita i Danone

Na pytanie o firmy zagraniczne, które przeżywały kłopoty na Białorusi, ambasador zapewnił, że takich sobie nie przypomina. Według niego grupa Danone-Unimilk, którą ostatnio skrytykował prezydent Łukaszenka, grożąc odebraniem jej białoruskich aktywów za niedotrzymywanie zobowiązań, sama jest sobie winna, wywoziła bowiem za granicę nie przetwory mleczne, lecz konfekcjonowane mleko. A w sprawie Terravity - mówił - której na podstawie fałszywych dokumentów skradziono maszyny, trudno dociec, o co chodzi. - Tam żuliki były po obu stronach - ocenił ambasador. Terravita w 2009 roku ostrzegała przed inwestowaniem na Białorusi, twierdząc, że tamtejsze władze nie gwarantują inwestorom odpowiedniej ochrony.

- Myślę, że każdy inwestor, który wchodzi na nasz rynek przede wszystkim powinien przeanalizować nasze przepisy, zdecydować, czy mu pasują. A nasze państwo ze swojej strony gwarantuje niezmienność warunków gospodarowania - zapewnił ambasador Białorusi Wiktar Gajsionak.

agkm