Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Katarzyna Karaś 31.08.2011

"Dowód mojego męża istnieje w dwóch wersjach"

Wdowa po wiceministrze kultury Tomaszu Mercie, Magdalena Merta, twierdzi, że w dokumentach dotyczących jej męża znajdują się rzeczy "po prostu sfałszowane".
Magdalena MertaMagdalena Mertafot. PAP/Radek Pietruszka

Magdalena Merta - wdowa po Tomaszu Mercie, który zginął w katastrofie smoleńskiej - podkreśliła, że ma wiele zastrzeżeń do śledztwa dotyczącego katastrofy i materiałów przekazywanych przez stronę rosyjską.

Merta wytłumaczyła, że w dokumentach dotyczących jej męża, które Rosjanie przesłali "z opóźnieniem z góra rocznym, znajdują się rzeczy świadczące o tym, że te przedmioty zostały wyprodukowane czy też po prostu sfałszowane". - I w moim przekonaniu podłożone mojemu mężowi - dodała.

Zobacz galerię DZIEŃ NA ZDJĘCIACH >>>

"Dwie wersje dowodu"

Wdowa poinformowała, że w maju ub. roku w Mińsku Mazowieckim Żandarmeria Wojskowa oddała jej zestaw rzeczy odnalezionych - jak jej powiedziano - przy ciele jej męża.

- Natomiast miesiąc temu, mniej więcej w lipcu w każdym razie tego roku, przedstawiono mi zestaw przedmiotów i dokumentów, po których identyfikowano mojego męża. Zestaw, który jest dokładnie rozbieżny z tym, co otrzymałam w Mińsku. Są po prostu inne rzeczy, o których nie ma słowa w protokole odnalezienia zwłok czy późniejszego przeszukania - oświadczyła.

- Jedynym punktem wspólnym w obu zbiorach przedmiotów jest dowód osobisty, co do którego ja się upieram, że nie jest tym samym dowodem. Że jeden jest rzeczywiście przedmiotem, który był przy moim mężu, a drugi jest przedmiotem, który preparowano po to, by komuś przypisać tę tożsamość - stwierdziła.

- Dowód osobisty mojego męża istnieje w dwóch wersjach. Jednej - zniszczonej i najprawdopodobniej rzeczywiście odnalezionej na miejscu katastrofy, którą oddano mi rok temu w Mińsku i w drugiej wersji dziewiczo czystej, którą dysponują Rosjanie, a przynajmniej dysponują zdjęciami, bo nikt nam tego dokumentu nie pokazywał, tylko w aktach jest zdjęcie tego dowodu - zaznaczyła.


"To dwa różne dokumenty"

Pełnomocnik Magdaleny Merty, mecenas Bartosz Kownacki, powiedział, że przekazana przez stronę rosyjską dokumentacja wraz z dowodem osobistym tragicznie zmarłego wiceministra kultury została wnikliwie przeanalizowana.

- Wielokrotnie porównywaliśmy dokumentację znajdującą się w aktach śledztwa i dowód osobisty, który otrzymała pani Magdalena Merta. Jak nic, są to dwa rożne dokumenty. Tzn. o tym samym zdjęciu, tym samym numerze serii, natomiast w dwóch różnych stanach - jeden z nich po prostu jest dowodem nadpalonym - podkreślił prawnik.

Jak dodał, dlatego do prokuratury musiało trafić zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa dotyczącego między innymi utrudniania postępowania karnego przez stronę rosyjską. Mecenas Kownacki ocenił, że wszczęcie śledztwa w sprawie zniszczenia dowodu osobistego świadczy o wadze sprawy.

Jego zdaniem, materiały przekazywane z Rosji są - jak się wyraził "nierzetelne, nieprawdziwe bądź sfałszowane". Mecenas dodał, że tak było w przypadku Zbigniewa Wassermana, kiedy to materiały z sekcji zwłok były rozbieżne z dokumentacją medyczną.

IAR,PAP,kk