- Pierwszy ładunek musiał znajdować się na skrzydle. Samolot zaczął zakręcać i pochylać się. Jeżeli spojrzymy, co się stało w miejscu, w którym ten wybuch miałby nastąpić, to zobaczymy wielkie lokalne zniszczenie. To też przemawia za wybuchem. Również duża liczba odłamków. Jeżeli chodzi o drugi wybuch – w kadłubie - to jest jeszcze więcej dowodów: rozproszenie szczątków na wielkiej przestrzeni (pokazałem to na wykresie), rozwarstwienie kadłubu (pustego w środku), zniszczenie wręgi ogonowej, niektóre tylko szczątki zapalone, ciała rozerwane na kawałki, masa odłamków – tłumaczył.
W opinii dr Grzegorz Szuladziński o wybuchach świadczy też rozczłonkowanie ciał, i to, że takie obrażenia nie mogły być spowodowane przyspieszeniem spadania samolotu z prędkością 25-30 km/godz. w kierunku pionowym.
W rozmowie z "Uważam Rze" ekspert mieszkający od 30 lat w Australii podkreślił, że lekarze sądowi, jeśli jest to jeszcze możliwe, powinni sprawdzić bębenki uszne ofiar katastrofy, a także przeprowadzić badania chemiczno-metalurgiczne szczątków samolotu.
Dodał, że potrzebne jest przeprowadzenie "genealogii rozpadu”. Utrzymywał, że pomimo wielu wad symulacje komputerowe mogą dużo powiedzieć, o tym, co się działo w ostatnich sekundach lotu tupolewa.
- Mając komputerowy model samolotu, służący do analizy metodą elementów skończonych, można zrobić symulację wybuchu, dobierając nawet wielkość materiału wybuchowego do tego, co się z konstrukcją Tu-154M stało - zalecał dr Grzegorz Szuladziński.
Zobacz galerię: DZIEŃ NA ZDJĘCIACH>>>
(pp)