Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Agnieszka Kamińska 31.01.2013

Polska nie chce być w Europie drugiej kategorii

Europa może podzielić się na dwa poziomy, państw strefy euro i poza nią. Realną groźbą jest osobny budżet eurostrefy. Polska stara się temu zapobiec, ale mało energicznie – mówi portalowi PolskieRadio.pl Jacek Saryusz-Wolski.
Jacek Saryusz-WolskiJacek Saryusz-WolskiParlament Europejski
Posłuchaj
  • Jacek Saryusz-Wolski

Eurodeputowany Jacek Saryusz-Wolski zwraca uwagę na niebezpieczną sytuację, która kształtuje się przy okazji reformy Unii Europejskiej i strefy euro. Obserwuje podział Europy na dwie prędkości.- Próbuje się stworzyć osobny budżet dla eurostrefy, specjalny komitet w Parlamencie Europejskim tylko dla państw strefy euro, są już osobne rady ministrów i szczyty strefy euro. Zatem Unię Europejską chce się instytucjonalnie i finansowo dzielić na pół, na pierwszą i drugą klasę – zaznacza poseł.

Taką tendencję zauważa również w pracach nad unią bankową. Podkreśla, że realnym zagrożeniem jest osobny budżet dla krajów strefy euro. Mówi, że Polska tworzy opozycję przeciw takim tendencjom, ale zbyt mało energicznie. – W efekcie (...) reformy i scalenie 17 państw będą skutkować nowymi podziałami i zwiększaniem dystansu między Wschodem i Zachodem Europy. Taki stan rzeczy byłby dla Polski niekorzystny także w sensie geopolitycznym - mówi Jacek Saryusz-Wolski.

Jacek Saryusz-Wolski, pytany o europejską przyszłość Ukrainy, podkreśla, że wszystko zależy od jej władz. Starania rządu ukraińskiego nie są w jego ocenie konsekwentne, nie rozwiązano np. sprawy selektywnego stosowania prawa (wobec przeciwników politycznych). - Uważam, że trzeba robić wszystko, by Ukrainie utorować drogę do stowarzyszenia i potem do członkowstwa w Unii. Natomiast złudna jest wiara, że Ukraina bez reform będzie miała taką perspektywę. Zatem nadmierna tolerancja wobec naruszeń standardów demokracji na Ukrainie jest kontr produktywna – uważa eurodeputowany. Dodał, że niepełna demokratyzacja Ukrainy byłaby niekorzystna w perspektywie dla jej mieszkańców. Z kolei Unia Europejska nie może odejść od swojej politycznej doktryny, która zakłada określone standardy polityczne. - Kluczem są zmiany na samej Ukrainie a nie ulgowe potraktowanie Ukrainy przez Unię – podkreślił Jacek Saryusz-Wolski.

Zachęcamy do lektury wywiadu:

PolskieRadio.pl: Unia Europejska znajduje się obecnie w interesującej sytuacji, jeśli uświadomić sobie, że przed nami szczyt budżetowy, na którym każdy z krajów będzie chciał wynegocjować najlepszy dla siebie efekt. Z drugiej strony dokonuje się reforma UE. Widzimy więc dwie tendencje, odśrodkową i dośrodkową. Jak zatem ocenia pan dotychczasowe efekty reformy Unii, wynikające z kryzysu w strefie euro. Czy środki, które podjęto są efektywne, czy należałoby zaproponować coś innego i jakie są perspektywy tej reformy unijnej? Czy Unia Europejska jest na drodze, która pozwoli jej się wzmocnić?

Jacek Saryusz-Wolski: Oba wyzwania przed którymi stoi Unia Europejska, czyli potrzeba porozumienia ws nowego, siedmioletniego budżetu oraz reforma struktur zarządzania strefą euro przeprowadzana po to by stawić czoła kryzysowi, są dzielące. Rozbieżności w sprawie budżetu nigdy jeszcze nie były tak duże. Są tacy, którzy chcą budżetu w miarę ambitnego, podobnie jak Parlament Europejski i Komisja Europejska. Są i tacy, których nazywam klubem skąpców, którzy chcą ogromnych cięć. Cięcia, które proponowano, najpierw 30 mld euro ze strony prezydencji cypryjskiej, potem 75 mld euro ze strony przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana van Rompuya, nie zadowalają najbardziej drapieżnych jastrzębi budżetowych. Przed nami trudny czas. Kryzys rzutuje na negocjacje i na szanse osiągnięcia wystarczająco dobrego kompromisu.

Podjęte reformy są dobrze zaprojektowane, natomiast za wcześnie jest jeszcze by móc stwierdzić czy dobrze działają. Uzgodnione dotychczas elementy reformy, jak regulacje prawne, tzw sześciopak, dwupak, czy pakt fiskalny dopiero są wprowadzane. To uspokoiło rynki finansowane, spowodowało obniżenie kosztów długu, czyli pożyczania przez państwa pieniędzy na rynkach finansowych. Nie zaczęły one jednak w pełni działać. Za wcześnie więc jest by oceniać: po zażyciu lekarstwa trudno oczekiwać natychmiastowego ozdrowienia.

Zagrożeniem, że nie wszystkie zmiany zmierzają w dobrym kierunku, są kształtujące się rozstrzygnięcia w sprawie unii bankowej. Obecnie konstruowany jest jej pierwszy element, wspólny nadzór bankowy. Zastanawiamy się, czy powinniśmy się do niego przyłączyć. Uważam, że powinniśmy. Komisja Europejska przygotowuje drugi element składowy unii bankowej – przed wakacjami ma być zaproponowany mechanizm rozwiązywania upadłości banków. Trzeci niezbędny element to system wspólnych gwarancji depozytów. W pracach nad unią bankową niepokoją jednakże próby podzielenia Europy na dwie prędkości, a raczej na dwa poziomy – państw należących do strefy euro i tych spoza niej, dodatkowo bez rozróżnienia czy te ostatnie mają do strefy euro przystąpić czy nie. Jeśli przyczyną kryzysu jest nadmierne zadłużenie państw i banków, a nie fakt posiadania wspólnej waluty, a tak mówią Barroso i Merkel, to, dlaczego instrumenty do walki z kryzysem konstruowane są tylko dla strefy euro. I tak, próbuje się stworzyć osobny budżet dla eurostrefy, specjalny komitet w Parlamencie Europejskim tylko dla państw strefy euro, są już osobne rady ministrów i szczyty strefy euro. Zatem Unię Europejską chce się instytucjonalnie i finansowo dzielić na pół, na pierwszą i drugą klasę. To właśnie niepokoi w tych przedsięwzięciach. Zacieśnianie integracji w ramach unii bankowej jest konieczne, by wyjść z kryzysu, natomiast jeśli reformy i integracja ograniczać się będą do siedemnastu krajów strefy euro i nie będą włączać przyszłych członków strefy euro, takich jak Polska, może to skutkować odradzaniem się w Unii podziałów i wręcz zwiększaniem dystansu gospodarczego i politycznego między nowymi członkami Wspólnoty z Europy Środkowo -Wschodniej, a Europą Zachodnią. Zrodzi to także konsekwencje geopolityczne ,dla Polski niekorzystne.

Czy realne jest powstanie takiego osobnego budżetu?

Nie zapadły jeszcze ostateczne decyzje, ale prace się toczą i groźba jest realna. Oczywiście tworzymy opozycję, jak Rejtan głośno krzyczymy ”nie”. Groźny scenariusz jest prawdopodobny, stąd nasz wyprzedzający sprzeciw wobec tego projektu. Temat żyje, propozycje są przygotowywane, stoi za nimi polityczna koncepcja europy małej, karolińskiej, poparta wolą polityczną silnych środowisk politycznych. Budowana jest kontra w tej materii ale za mało energicznie, a jest tym żywotnie zainteresowana Polska. Gra się toczy.

Czy widzi pan szanse na przyjęcie siedmioletniego budżetu na ewentualnym szczycie UE w lutym?

Nie poważyłbym się, by procentowo określić szanse przyjęcia budżetu w lutym. Sądząc po debacie w Parlamencie Europejskim, którego zgoda jest konieczna do przyjęcia budżetu, szanse na przyjęcie pociętego budżetu są niewielkie. PE jest zasadniczo przeciw redukcji budżetu. Co się tyczy samego szczytu, doświadczenie pokazuje, że któregoś dnia obrad ,czasem nad ranem, szefowie rządów Unii Europejskiej kończą rozmowy, wszyscy wychodzą niezadowoleni, ale z porozumieniem. Wiele elementów wpłynie na możliwość takiego porozumienia. Decydujące z pewnością będzie zachowanie rządu niemieckiego, największego płatnika do budżetu UE, który w końcówce poprzedniego szczytu domagał się jeszcze dodatkowych 30 mld euro cięć, zbliżając swe stanowisko w kierunku Brytyjczyków. Znaczące będzie stanowisko rządów brytyjskiego i szwedzkiego, które domagały się obcięcia jeszcze większych kwot. Wiele zależeć będzie od efektów rozmów kanclerz Niemiec Angeli Merkel i prezydenta Francji Francois Hollande’a, od tego czy parze niemiecko – francuskiej, dwóm największym gospodarkom UE, uda się wypracować wspólne stanowisko.

Mówi się o tym, że będą zmiany w unijnym traktacie. Jakie to będą zmiany?

Zmiany w traktacie nie są dziś na porządku dziennym. Otwarcie traktatu jest nierealistyczne, zajęłoby to zbyt wiele czasu i w związku z tym nie byłoby odpowiedzią na dzisiejsze problemy. Toczą się jednak prace koncepcyjne i przygotowawcze. Wzmocnienie zarządzania gospodarczego UE wymaga docelowo zmian w traktacie, ale dzisiaj nikt nie zacznie ich wprowadzać.

Jakie to byłyby kwestie?

Te zmiany miałyby przede wszystkim umożliwić UE uwspólnotowienie długu, wzmocnić zarządzanie gospodarcze, stworzyć zwany roboczo Europejski Fundusz Walutowy. W sumie zmierzałoby to w kierunku unii fiskalnej, bankowej ekonomicznej, transferowej i politycznej. Pozwalałoby to na silniejsze koordynowanie polityk gospodarczych, fiskalnych, podatkowych, socjalnych. Na daleko idące zmiany w tej materii nie ma dziś zgody. Myślę, że to odległa perspektywa. Zmiany będą ewolucyjne, na razie w starych ramach traktatowych. Stanowisko Wielkiej Brytanii dodatkowa komplikuje sytuacje.

Jaki jest klimat jeśli chodzi o Ukrainę, zbliżający się szczyt UE-Ukraina, umowę stowarzyszeniową? Catherine Ashton powiedziała, że być może będzie podpisana późną jesienią.

Na pewno nic się nie wydarzy do szczytu Partnerstwa Wschodniego w Wilnie jesienią 2013. Unia Europejska będzie obstawać przy swoich warunkach: zmianach prawnych, m.in. tych mających zapobiec stosowaniu wybiórczej sprawiedliwości, za którym to terminem ukrywa się uwięzienie Julii Tymoszenko czy innych osób stanowiących poważnych politycznych rywali obecnych władz Ukrainy. Muszą się zmienić standardy demokracji, standardy wyborcze, sposób traktowania opozycji. Kluczem są zmiany na samej Ukrainie a nie ulgowe potraktowanie Ukrainy przez Unię. Połowiczna europeizacja Ukrainy nie jest także w długofalowym interesie narodu ukraińskiego. Zarażenie Unii Europejskiej patologiami systemu politycznego i gospodarczego dzisiejszej Ukrainy byłoby zaś groźne dla samej Unii. Dzisiejsza polityka Ukrainy, polegająca na flirtowaniu na przemian z UE i z Rosją i wzajemnym ich szantażowaniu, jest przeciwskuteczna, tym bardziej, ze groźby przystąpienia Ukrainy do Unii celnej z Rosją są coraz bardziej postrzegane w Brukseli jako blef.

Pojawiają się też inne opinie, że podpisanie umowy zależy głównie od woli państw UE. Ukraina dość konsekwentnie stara się o podpisanie tej umowy, wnioskując na podstawie deklaracji polityków ukraińskich.

Starania Ukrainy są bardzo niekonsekwentne. Gdyby naprawdę zależało Ukrainie na podpisaniu umowy stowarzyszeniowej, inna byłaby sytuacja w zakresie stosowania wybiórczej sprawiedliwości , standardów demokracji i wyborczych. Uważam, że trzeba robić wszystko, by Ukrainie utorować drogę do stowarzyszenia i potem do członkowstwa w Unii. Natomiast złudna jest wiara, że Ukraina bez reform będzie miała taką perspektywę. Zatem nadmierna tolerancja wobec naruszeń standardów demokracji na Ukrainie jest kontrproduktywna. Ukraina, jeśli szczerze chce zmierzać do Unii Europejskiej a nie tylko udawać, że to robi i lawirować między Rosją a Unią, musi zdecydować się dokonać zmian i europeizacji systemu politycznego. Impulsy modernizacyjne i wielkość rynku unijnego w porównaniu z rosyjskim potwierdzają, że złudna jest alternatywa Unii Celnej Rosji, Kazachstanu i Białorusi wobec perspektywy związania się z Unią. Trzeba też pamiętać, że Unia Europejska nie może zaangażować się w stowarzyszenie z Ukrainą, za cenę naruszenia swej doktryny integracyjnej, jaką jest nierozłączność standardów ekonomicznych i politycznych a także kanonu swej polityki sąsiedztwa, jakim jest zasada więcej za więcej i mniej za mniej. Musiałaby wtedy zmienić zasady i politykę w całym pasie sąsiedztwa południowego i wschodniego, od Białorusi po Maroko. Podważałoby to długofalowe i strategiczne interesy Unii Europejskiej, których esencją jest bezpieczny, czyli demokratyczny i rynkowy, krąg sąsiadów, w kierunku, których następuje projekcja standardów i wartości europejskich.

PolskieRadio.pl/agkm