Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 28.01.2013

"Za kilka lat Unia będzie miała nowy traktat"

- Jego tworzenie powinno zakończyć się w ciągu najbliższych 2-3 lat. Już po wyborach 2014 roku powołany będzie zapewne tzw. konwent - mówi portalowi PolskieRadio.pl Danuta Hübner.
Za kilka lat Unia będzie miała nowy traktatPR

- Nowy traktat powinien skonsolidować reformy wprowadzane przez Unię Europejską i strefę euro w ostatnich latach - dodała eurodeputowana. I wymienia .in. regulacje dotyczące polityki gospodarczej, sektora finansowego, nadzoru bankowego, roli Europejskiego Banku Centralnego. Na liście spraw do uwzględnienia w traktacie widzi też problem legitymacji demokratycznej UE, roli parlamentów narodowych oraz Parlamentu Europejskiego. Posłanka przewiduje, że konwent, który będzie pracował nad zmianami, zostanie powołany po wyborach 2014 roku, a 1,5 roku do 2 lat później traktat mógłby zostać podpisany.

Posłanka przypuszcza, że ratyfikacja nowego dokumentu może nastąpićw latach 2018-2020. Czy Polska będzie wtedy nadal poza strefą euro? Danuta Hübner takiej pewności nie ma. Jak mówi, wiele zależy od kondycji samej strefy, a także od stanu przygotowania naszej gospodarki. - W połowie tego roku sytuacja gospodarcza powinna się poprawić. Myślę, że warunki ku temu, by Polska przymierzała się do strefy euro, zaczną się już wtedy pojawiać. Oczywiście możemy jeszcze budować swoją gotowość, poczekać parę lat, by strefa euro nabrała ”krzepy” po reformach. To trochę potrwa. Dziś nikt datami nie szafuje - powiedziała Danuta Hübner.

Reformy wprowadzone w strefie euro, zdaniem posłanki, są dobrym zabezpieczeniem przed przyszłymi zagrożeniami. Zastrzega przy tym, że nierozwiązane są niestety obecne problemy nagromadzone przez lata. Zauważa, że nikt nie wie, jak rozwiązać kwestię olbrzymich skumulowanych długów państw południa Europy i jak poradzić sobie z niekonkurencyjnością unijnych gospodarek.

Inną kwestią, która może być poruszona w traktacie, jest status Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Danuta Hübner powiedziała, że należy już chyba zaakceptować fakt, że część państw decyduje się na intensywną integrację, a w takim przypadku Wielka Brytania nie może pozostać ”hamulcowym”. Być może w traktacie znajdzie się rozwiązanie regulujące ten rozdźwięk. Europosłanka nie wierzy jednak, by Wielka Brytania zdecydowała się na wyjście z Unii, czy status podobny do takich państw, jak Norwegia, która nie ma wpływu na unijną politykę. Z drugiej strony zauważa, że Londyn jest potrzebny Unii, ze względu na relacje ze Stanami Zjednoczonymi, czy dla pewnej przeciwwagi dla integracyjnych planów duetu Francja-Niemcy. W jej ocenie referendum nie doprowadzi do opuszczenia Unii, bo Brytyjczycy, wbrew prognozom tamtejszych eurosceptycznych polityków, opowiedzieliby się przeciw temu rozwiązaniu.

Zachęcamy do lektury wywiadu:

PolskieRadio.pl: Czy niepokoi panią postawa premiera Davida Camerona, z punktu widzenia budżetu UE i przyszłości Europy?

Eurodeputowana Danuta Hübner: W Europie jest wiele środowisk zirytowanych tym, że Wielka Brytania, nie dopuszczając do pewnych rozwiązań, wyłącza z nich nie tylko siebie, ale i nie pozwala innym iść do przodu. Nie oznacza to, że w Unii Europejskiej byłoby lepiej bez Wielkiej Brytanii. Nie przyniosłoby to korzyści żadnej ze stron. Szczerze mówiąc, od lat jestem zwolenniczką referendum w Wielkiej Brytanii. Odbyłam wiele podróży po tym kraju jako komisarz i myślę, że Brytyjczycy opowiedzieliby się za pozostaniem w UE. Tym samym skończyłoby się lansowanie idei, że Brytyjczycy są przeciw Unii. Takie referendum miałoby sens dopiero po wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku i kiedy mniej więcej będzie wiadomo, jaki kształt przybrała Unia po reformach.

Niektóre kraje UE naciskają stanowczo na integrację, a Wielka Brytania równie stanowczo mówi nie”. Co w takim wypadku?

Rzeczywistością jest obecnie ”unia dwóch prędkości”. Jeśli mówić o Wielkiej Brytanii, jest to nawet ”unia dwupiętrowa”. Wszyscy zmierzają z różną prędkością w stronę tych samych instytucjonalnych rozwiązań, a Wielka Brytania ma inny status, nie uczestniczy we wszystkich europejskich politykach. Czy zdecyduje się na inny status, tak jak Norwegia, Islandia, Liechtenstein, Szwajcaria? To kraje, które funkcjonują w ramach jednolitego rynku europejskiego i wpłacają do budżetu środki, z których zresztą Polska korzysta. Dziwiłabym się jednak, gdyby Wielka Brytania wybrała taki luźny związek, bo jest to rozwiązanie dla kraju, który nie ma wpływu na to, w którą stronę UE zmierza. Biorąc pod uwagę tradycję Wielkiej Brytanii, nie sądzę, by się na to zdecydowała. Z drugiej strony tradycje brytyjskie wzbogacają Unię, są źródłem inspiracji, na przykład dla polityki ekonomicznej, czy społecznej. Niektórzy mówią, że rolę mostu pomiędzy UE a Stanami Zjednoczonymi przejmują powoli Niemcy, ale nie wiem, czy już osiągnęliśmy ten etap. Poza tym jest kwestia pewnej równowagi, wobec napędzającego integrację europejską duetu Francja-Niemcy. Wielka Brytania bilansuje nieco inaczej relacje w Unii Europejskiej.

Czy w takim razie w najbliższych latach będzie sytuacja patowa? Wielka Brytania zawsze będzie miała weto w ręce.

Uważam, że nie powinniśmy akceptować systemu, w którym Wielka Brytania może być ”hamulcowym”. Rozpoczęto w czasie kryzysu integrowanie strefy euro i poszukiwanie rozwiązań włączających w reformy strefy euro kraje, które planują do niej przystąpić, takich jak Polska. Stąd pozostawienie Wielkiej Brytanii w innej relacji do Europy powinno znaleźć formę prawną. To wymagałoby zmiany traktatu, procesu podejmowania decyzji. Tworzenie nowego traktatu musi moim zdaniem nastąpić w ciągu najbliższych 2-3 lat. Być może trzeba uwzględnić rozwiązanie zakładające, że część Europy zmienia się szybciej i nie powinna być blokowana.

Czy są już rozpatrywane nowe rozwiązania?

Kiedy powstanie nowy traktat, trudno powiedzieć. Podejrzewam jednak, że po wyborach 2014 roku zostanie powołany tak zwany konwent, który go przygotuje. Miałam okazję pracować w takim konwencie w 2002 roku. Być może w czasie prezydencji luksemburskiej w drugiej połowie 2015 roku lub holenderskiej w 2016 roku będzie przygotowany do podpisu, a po ratyfikacji - nie wcześniej niż w 2020 roku - mógłby wejść w życie. Nowy traktat dokonałby konsolidacji regulacji prawnych przyjętych w czasie kryzysu, zmieniających funkcjonowanie strefy euro. Trzeba będzie to ująć w traktacie i dodać zmiany procesu podejmowania decyzji. Wyobrażam sobie, że za 5 lat powinna zacząć się ratyfikacja.

Jaka lista spraw czeka na uwzględnienie w traktacie?

To konsolidacja, wprowadzone w ostatnich latach regulacje dotyczące polityki gospodarczej, dwupak, sześciopak, zmiany dotyczące sektora finansowego, nadzoru bankowego, rola Europejskiego Banku Centralnego, jako pożyczkodawcy ostatniej szansy, co jest obecnie tematem tabu. To uwzględnienie obowiązków i praw państw, które nie są w strefie euro, a chcą uczestniczyć w różnych rozwiązaniach. To również legitymacja demokratyczna Europy, bo Unia, centralizując się, coraz bardziej oddala się od zwykłego obywatela. To też rola parlamentów narodowych i Parlamentu Europejskiego. Trzeba się przyjrzeć na nowo, jaką rolę pełni demokracja w integracji europejskiej.

Do 2020 roku Polska z pewnością nie będzie w strefie euro.

Ja takiej pewności nie mam. Myślę, że w drugiej połowie roku zacznie poprawiać się sytuacja gospodarcza w Europie, ustabilizuje się sytuacja reform w strefie euro. Myślę, że warunki ku temu, by Polska przymierzała się do strefy euro, zaczną się pojawiać. Polska może jeszcze budować swoją gotowość, poczekać parę lat, żeby strefa euro nabrała ”krzepy” po reformach. To trochę potrwa. Dziś nikt datami nie szafuje. Myślę, że polityka makroekonomiczna służy przygotowaniu Polski do funkcjonowania w ramach obszaru wspólnej waluty.

Czy jest szansa, żeby nowy traktat zmienił nastawienie do rozszerzenia Unii wobec wschodnich sąsiadów UE?

Nie ma ograniczeń, jeśli chodzi o wejście do UE. Traktat jasno mówi, że każdy może, ale trzeba spełnić pewne kryteria. W międzyczasie Unia Europejska się zmienia. To oczywiste, że dostosowanie się jest coraz trudniejsze dla kandydatów. Problem polega na tym, że Ukraina nie kroczy tą ścieżką rytmicznie do przodu, ciągle są załamania. Unia Europejska zrobiła wiele dla Ukrainy, ale nie jest ona łatwym partnerem. Kryteria członkostwa nie dotyczą poziomu rozwoju, przecież do UE weszły kraje biedniejsze. Chodzi o spełnianie instytucjonalnych kryteriów, politycznych standardów demokracji, instytucji rynkowych. Nie sądzę jednak, żeby w traktacie powstały nowe ograniczenia dotyczące rozszerzenia. Natomiast polityka sąsiedztwa jest niezależna od traktatu. Wymaga prawdopodobnie więcej finansów. Ma jednak wystarczająco wiele instrumentów, które mogą pomóc Ukrainie przygotować swój potencjał członkowski.

Z punktu widzenia zewnętrznego obserwatora reforma Unii wygląda tak: mamy kryzys, trzeba się integrować, żeby wszystko było pod kontrolą. Jak ocenia pani taką tezę, przeprowadzone reformy i czy widać tu zagrożenia dla Polski.

Kryzys nie jest czymś całkowicie nowym. Unia była w kryzysie gospodarczym w latach 70-tych i 80-tych, były odrzucone referenda, była polityka pustego krzesła. Ten kryzys jest bardzo szczególny, jeśli chodzi o skalę. Pokazał różnice w konkurencyjności, dowiódł, że strefa euro nie jest projektem dokończonym.

Jestem dość krytyczna wobec pewnych posunięć. Myślę jednak, że należy patrzeć w przyszłość. Konstrukcja UE bardzo się zmieniła. Mimo, że idziemy małymi krokami, wszystko zmierza w stronę federalizacji czy centralizacji, coraz więcej jest instrumentów, które działają na poziomie europejskim. To dziś dotyczy strefy euro. Przeprowadzono reformy, które zabezpieczają eurostrefę na przyszłość. Trzeba jedna podkreślić, że nie rozwiązują one problemów zakumulowanych, na przykład problemu długów narodowych państw południowych. Nie wiadomo, jak je radykalnie zmniejszyć.

A nadzór bankowy rozwija się w dobrym kierunku?

Uważam, że taki nadzór jest potrzebny. Kryzys pokazał, że nadzory krajowe z większym trudem dostrzegają problemy rodzimych instytucji. Nadzór wykluczył państwa niebędące w strefie euro. Wykorzystaliśmy jednak tę sytuację, żeby poszukać formuły otwarcia takich instytucji na kraje, które jeszcze do strefy euro nie należą. Propozycja wyjściowa Komisji Europejskiej była nie do przyjęcia. Zaczęliśmy nad nią pracować, dziś propozycja jest zupełnie inna. Zrobiono prawie wszystko, by wyrównać sytuację państw spoza strefy euro. Jest jeden wyjątek: nie mamy dostępu do instrumentu wspomagającego banki środkami (mechanizmu stabilizacji). Rozszerzenia tego instrumentu na kraje spoza strefy euro wymagałoby zmiany traktatu, .W najbliższym czasie będzie powstawał system wspierający banki w kłopotach. Być może obejmie kraje spoza strefy euro. Niemniej jednak Polska powinna za jakiś czas znaleźć się pod parasolem nadzoru bankowego i wejść do strefy euro, kiedy ta odzyska siły.

agkm