Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Artur Jaryczewski 04.09.2013

Jakie scenariusze dla Syrii?

W końcu zeszłego tygodnia scenariusze interwencji Zachodu wobec reżimu Assada wydawały się jasne, klarowne i przesądzone - pisze Marcin Zaborowski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Młodzi Syryjczycy protestują przeciwko amerykańskim groźbom interwencji zbrojnej, 3 września 2013 rokuMłodzi Syryjczycy protestują przeciwko amerykańskim groźbom interwencji zbrojnej, 3 września 2013 rokuSTR, PAP/EPA

Po (domniemanym) ataku chemicznym w miejscowości Ghouta, w wyniku którego zginęło, według szacunków amerykańskich, co najmniej 1400 osób, czołowe media zachodnie skrytykowały swoich przywódców za bierność i wezwały do interwencji. Tym razem Obama nie mógł zignorować nawoływań, choć, jak wiadomo, dotychczas robił, co mógł, aby nie wplątywać USA w następną interwencję na Bliskim Wschodzie. Prezydent Francji Hollande i brytyjski premier Cameron nawoływań mediów nie potrzebowali, bo to oni właśnie przekonywali Obamę o potrzebie interwencji od wielu miesięcy.

Plan zaproponowany przez administrację Obamy przewidywał jednorazowe uderzenie w instalacje strategiczne. Służące raczej ukaraniu reżimu Assada niż osiągnięciu konkretnych celów militarnych. Chodziło o wysłanie sygnału i podkreślenie, że czerwona linia Obamy - zakaz użycia broni chemicznej - pozostanie czerwoną linią. Jednocześnie przywódcy zachodu odżegnywali się od operacji szerszej, inwazji lądowej czy nawet serii nalotów, które mogłyby przechylić szalę zwycięstwa na stronę opozycji syryjskiej.

Barack
Barack Obama, fot. PAP/EPA/JESSICA GOW

Ta strategia od początku była mało przekonująca z dwóch zasadniczych powodów - sprzeciwu opinii publicznej i niejasnych celów ewentualnej operacji. Opinii publicznej nie przedstawiono przekonujących dowodów na to, że w Ghouta faktycznie doszło do zbrodni wojennej i że to reżim Assada ponosi za to odpowiedzialność, a przebywający w Syrii inspektorzy ONZ byli nadal w trakcie badania miejsca ataku i do dziś nie wydali jednoznacznego werdyktu. Jednocześnie minimalistyczne cele potencjalnej operacji militarnej były tak określone, że trudno wyobrazić sobie, aby zmieniły one sytuację humanitarną w Syrii. Jest nawet prawdopodobne, że sytuacja ta mogłaby ulec pogorszeniu, gdyż jednoznaczna deklaracja o tym, że nie będzie operacji lądowej, zachęca reżim do bardziej zdecydowanych i szybszych działań. Tak było w Kosowie w 1999 roku, gdzie rozpoczęcie nalotów przy jednoczesnej deklaracji Clintona, że nie będzie operacji lądowej, spowodowała przyspieszenie czystki etnicznej ludności albańskiej.

WOJNA W SYRII - zobacz serwis specjalny >>>

Te dwa elementy stały się głównym powodem dla którego parlament brytyjski sprzeciwił się interwencji, co naturalnie osłabiło argument administracji Obamy i sprowokowało deklarację prezydenta o potrzebie uzyskania wsparcia Kongresu USA. Jesteśmy więc w stanie zawieszenia, czekając na głosowanie w Kongresie oraz na ogłoszenie raportu inspektorów ONZ. Zakładając, że raport ONZ potwierdzi, iż w Ghouta doszło do ataku chemicznego, i że Kongres poprze akcję zbrojną przeciwko reżimowi Assada, otwartym pytaniem nadal pozostanie, o jakiego typu interwencji mówimy. Na pewno w grę nie wchodzi zmasowany atak z powietrza i lądu w stylu operacji irackiej czy afgańskiej. Z drugiej strony poprzednio planowane ograniczone i jednorazowe uderzenie "karzące" Assada ma zbyt wielu krytyków w Kongresie, jak i w samej administracji Obamy.

Protest
Protest przeciwko interwencji w Syrii, fot. PAP/EPA/VASSIL DONEV

Opcją, która obecnie wydaje się najbardziej prawdopodobna, jest  dłuższa operacja z powietrza, eliminująca cele strategiczne wojsk Assada i przechylająca po pewnym czasie szalę zwycięstwa na stronę rebeliantów. Konsekwencją takiej operacji może być albo upadek Assada, albo podział Syrii na strefy kontrolowane przez Alawitów (wiernych Assadowi), Sunitów i Kurdów. Oba scenariusze oznaczają długi okres niestabilności dla narodów Syrii, z regionalnymi konsekwencjami rozlewającymi się na Liban i Irak. Jeśli Assad użył broni chemicznej wobec własnej ludności, to społeczność międzynarodową stanie przed obowiązkiem reakcji i ukarania reżimu odpowiedzialnego za zbrodnie wojenną. Ale trzeba też powiedzieć jasno, że upadek Assada nie doprowadzi do stabilizacji sytuacji w Syrii ani w regionie, a opanowanie sytuacji w tym kraju będzie wymagało wieloletniego zaangażowania społeczności międzynarodowej i wielu miliardów dolarów.

Marcin Zaborowski, dyrektor Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych