Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Paweł Słójkowski 11.09.2013

Ojciec Szymona nie przyznaje się do zabicia swojego syna

Jarosław R., oskarżony o zabójstwo półtorarocznego syna Szymona z Będzina w lutym 2010 r., nie przyznaje się do dokonania tej zbrodni. Winą obarczył matkę dziecka, swoją partnerkę Beatę Ch. Kobieta twierdzi, że to ojciec pobił dziecko.
Ojciec Szymona z Będzina nie przyznał się do zamordowania dzieckaOjciec Szymona z Będzina nie przyznał się do zamordowania dzieckaPolicja.pl

W środę katowicki sąd okręgowy rozpoczął odbieranie wyjaśnień od rodziców dziecka. Obojgu zarzuca zabójstwo dziecka. Proces ruszył tydzień temu. Jarosław R. nie przyznaje się do dokonania tej zbrodni. Winą obarczył matkę dziecka, swoją partnerkę Beatę Ch. Według niego to ona biła Szymona.

Był przekonany, że Szymon zmarł na serce
W środę, przesłuchiwany jako pierwszy ojciec dziecka oświadczył, że do winy przyznaje się "częściowo". Jak sprecyzował, chodzi o zarzuty mniejszego kalibru - wyłudzenie świadczenia socjalnego i nielegalne posiadanie amunicji. Do zabójstwa syna nie przyznał się. Oświadczył też, że odmawia złożenia zeznań, będzie tylko odpowiadał na pytania swego obrońcy.
Sąd przez kilka godzin odczytywał wyjaśnienia złożone przez ojca Szymona w śledztwie. Ojciec zrzuca w nich odpowiedzialność na swą partnerkę, matkę Szymona Beatę Ch. Podczas pierwszych przesłuchań w prokuraturze twierdził, że otwartą dłonią uderzyła dziecko w brzuch.

Później mówił, że matka kopnęła lub nadepnęła na brzuch dziecka. Jak wyjaśniał, na początku był przekonany, że jego syn zmarł na serce, bo miał tego rodzaju problemy. Dopiero, gdy media poinformowały o prawdziwej przyczynie zgonu spytał partnerkę jak mocno uderzyła dziecko.
W złożonych w prokuraturze wyjaśnieniach i w oświadczeniu złożonym w środę przed sądem Jarosław R. przedstawiał się jako troskliwy, kochający ojciec. Beatę Ch. opisywał natomiast jako osobę chorobliwie zazdrosną, nienawidzącą Szymona. Mówił też, że wielokrotnie chciał o śmierci dziecka powiadomić policję, raz nawet wybrał numer 112, partnerka jednak wyrwała mu telefon.
R. kwestionował też dołączoną do akt opinię biegłej psycholog na swój temat. Powiedział, że od początku uważała go za wroga.

Konfrontacja może dać odpowiedź
Pytany przez dziennikarzy o opinię psychologiczną obrońca R. mec. Andrzej Herman wyraził przekonanie, że oceny psychologa "w sposób bezzasadny determinują postawę prokuratury".

- Wnioski zawarte w opinii psychologicznej nie mogą zastępować oceny sądu - co oczywiste - ale także prokuratury - dodał adwokat.
Obrońcy Beaty Ch. odpowiadali, że każdy oskarżony ma prawo kwestionowania opinii biegłych. Aby sąd lepiej mógł ocenić wiarygodność składających sprzeczne wyjaśnienia oskarżonych obrońcy domagali się odtworzenia na rozprawie filmów z konfrontacji pomiędzy rodzicami Szymona i sąd się do tego przychylił.
- Naszym zdaniem potrafi to dać sądowi pełen obraz jak konfrontacja wyglądała, jak strony reagowały, jak się wypowiadały, co - w naszej ocenie - jest nie bez znaczenia z punktu widzenia oceny wiarygodności wyjaśnień oskarżonych - powiedział mec. Michał Ergietowski.
Obrońcy Beaty Ch. nie chcieli komentować faktu, że w roli oskarżycielki posiłkowej w procesie występuje matka oskarżonej.
Na następnej rozprawie, 27 września, obrońca R. ma zadawać swemu klientowi pytania. Później sąd powinien odebrać wyjaśnienia od Beaty Ch.
Akt oskarżenia, trafił do sądu w czerwcu br. Prokuratura uznała, że 24 lutego 2010 r. Jarosław R. uderzył Szymona w brzuch, czego następstwem okazało się pęknięcie jelita cienkiego. Chłopczyk umierał przez trzy dni. Jego stan stopniowo pogarszał się. Wskutek rozwijającego się zapalenia otrzewnej gorączkował, wymiotował, miał objawy dolegliwości bólowych, biegunkę, nie przyjmował też pokarmu. W efekcie obrażeń i zakażenia organizmu doszło też do śródmiąższowego zapalenia płuc.
Beata Ch. mówiła w śledztwie, że 27 lutego Jarosław R. w jej obecności zadał nieposłusznemu i płaczącemu dziecku kolejny silny cios pięścią w brzuch, rozciął mu też wargę. Tego samego dnia Szymon zmarł. Zdaniem biegłych drugie uderzenie mogło przyczynić się do pogłębienia rozwijających się od trzech dni następstw wcześniejszego urazu.

Godzili się na śmierć dziecka
Prokuratura wskazała w akcie oskarżenia, że rodzice godzili się na śmierć dziecka, nie udzielając mu pomocy, pomimo konieczności natychmiastowego podjęcia leczenia. Próbowali ostatecznie reanimować Szymona, ale na pomoc było za późno. Jeszcze w dniu śmierci przewieźli zwłoki syna samochodem do Cieszyna, gdzie porzucili je w stawie. Do auta zabrali też pozostałą dwójkę wspólnych dzieci - dziewczynki: wówczas 4-letnią i niespełna roczną.
Po porzuceniu zwłok rodzice z dwójką dzieci wyjechali na kilka dni do innego miasta. Po powrocie ukrywali się we własnym mieszkaniu, informując bliskich, że są gdzie indziej. Dzieciom mówili, że Szymon jest u dziadka, a innym osobom opowiadali, że przebywa u jednej bądź drugiej rodziny. Oszustwo długo udawało się, bo obie rodziny nie utrzymywały ze sobą kontaktu. Nikt nie rozpoznał też publikowanego w mediach wizerunku dziecka. Żeby uniknąć ujawnienia zbrodni, gdy zaczęły napływać wezwania do szczepienia chłopca, rodzice przenieśli jego dokumentację do innej przychodni. Potem Beata Ch. przyprowadziła na szczepienie swego wnuka, bez wiedzy jego matki.
Rodzice Szymona w śledztwie nie przyznali się do zabójstwa. Wzajemnie obciążają się winą za śmierć syna. Przyznali natomiast, że składali fałszywe oświadczenia i wyłudzali pieniądze. Oboje zostali zbadani przez biegłych. Są w pełni poczytalni.
Podczas śledztwa prokuratorzy przesłuchali 196 osób, przed sądem będą chcieli przesłuchać 36 świadków.

ps