Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Tomasz Owsiński 30.11.2013

Protesty po ataku na Majdanie. Bunt milicji na zachodzie kraju?

- Milicja na zachodniej Ukrainie odmawia wykonywania idących z góry rozkazów likwidacji miasteczek namiotowych, w których obywatele domagają się integracji z UE - twierdzą ukraińskie media.
Demonstranci w KijowieDemonstranci w KijowiePAP/EPA/SERGEY DOLZHENKO

Do buntu milicji miało dojść we Lwowie, Iwano-Frankiwsku i Tarnopolu, gdzie od minionego tygodnia trwają demonstracje przeciwko decyzji władz, które odmówiły podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE.

Ukraina: opozycja powołała sztab i szykuje się do strajku >>>

Mer Lwowa Andrij Sadowy otwarcie ostrzegł, że jeśli rządzący spróbują zaatakować studencki protest w jego mieście, na ulice wyjdą wszyscy jego mieszkańcy. W sobotę nad ranem milicja brutalnie rozpędziła uczestników demonstracji na Majdanie (placu) Niepodległości w Kijowie.

- Uprzedzam: jeśli ktokolwiek ma zamiar powtórzyć to we Lwowie, naprzeciwko stanie nie tylko kilka tysięcy studentów, którzy są teraz na lwowskim Euromajdanie. We Lwowie wyjdzie całe miasto - napisał Sadowy na Facebooku. Wpis cytuje agencja Interfax-Ukraina.

Według lwowskiego portalu Zaxid.net rada koordynacyjna Euromajdanu w tym mieście zbiera mężczyzn, którzy - jak czytamy - "wiedzą, czym jest walka". Ludzie ci mają być skierowani do Kijowa, gdzie w niedzielę opozycja organizuje wielki wiec antyrządowy.

Coraz więcej słów krytyki słychać pod adresem milicji ze strony przedstawicieli ukraińskich władz. Zaniepokojenie wyraził premier Mykoła Azarow, a także deputowani rządzącej Partii Regionów.

W jednym z portali społecznościowych premier napisał, że informacje, które posiada, nie pozwalają na wyciągnięcie ostatecznych wniosków, co do tego, kto odpowiada za „tę prowokację”. Dodał, że tego typu wydarzenia nie przynoszą władzy korzyści. Podkreślił też, że obywatele mają prawo do pokojowych manifestacji. Sprawą zajmuje się prokuratura.

(Hromadske.TV/x-news)

Tymczasem głównodowodzący kijowską milicją Walerij Koriak powiedział, że jest mu przykro z powodu tego, co wydarzyło się nad ranem i wyraził gotowość zrezygnowania ze stanowiska, jeśli taką decyzję podejmie MSW lub prokuratura.

Rzeczniczka praw człowieka Waleria Łutkowska, uznawana za osobę związaną z rządzącą Partią Regionów, w swoim oświadczeniu, zaznaczyła, że konstytucja gwarantuje Ukraińcom prawo do protestów. W przeciwieństwie do premiera Walerija Łutkowska wyraźnie wskazała winnych opierając się na powszechnie dostępnych nagraniach wideo. Jej zdaniem, odpowiada za to milicja, która zastosowała siłę w stosunku do pokojowych manifestantów.

Oburzenie wyraził też deputowany Partii Regionów Serhij Tihipko. I podkreślił, że odpowiedzialni za pobicie młodych ludzi muszą ponieść karę. Z kolei Inna Bohosłowska zrezygnowała z członkostwa w rządzącym ugrupowaniu i wyszła z jego klubu parlamentarnego.

Protesty na Ukrainie wybuchły 21 listopada, kiedy rząd ogłosił, że wstrzymuje przygotowania do podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE. Porozumienie miało być zawarte w piątek na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Wilnie. Zgromadzeni na Placu Niepodległości w Kijowie demonstranci mieli nadzieję, że oświadczenie rządu to blef, dzięki któremu władze chcą uzyskać od UE większą pomoc finansową.

W sobotę nad ranem na Majdan Niepodległości wkroczyli milicjanci Berkuta, którzy rozpędzili demonstrację, bijąc ludzi pałkami i rozpylając gaz łzawiący. Rannych zostało kilkadziesiąt osób, w tym dwóch obywateli polskich. W sobotę późnym popołudniem w Kijowie ponownie zebrały się tłumy, które protestują, domagając się tym razem zmiany władzy.

Zobacz galerię: dzień na zdjęciach>>>

to

''