Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 06.04.2014

Zamieszki na Ukrainie."Moskwa opłaca akcje separatystów"

Prorosyjscy demonstranci wdarli się do siedziby administracji obwodowej w Charkowie na wschodzie Ukrainy. Wcześniej do podobnych sytuacji doszło w Ługańsku i Doniecku. Władze w Kijowie twierdzą, że zamieszki sponsoruje Rosja.
Galeria Posłuchaj
  • Reakcja władz z Kijowa na zamieszki na wschodzie Ukrainy. Relacja Piotra Pogorzelskiego (IAR)
Czytaj także

Scenariusz zamieszek we wszystkich miastach wygląda bardzo podobnie. Najpierw dochodzi do prorosyjskich manifestacji. W Charkowie na Placu Wolności zebrało się ponad 2 tysiące osób.

Według agencji Unian około półtora tysiąca osób przeszło potem pod siedzibę administracji obwodowej. W stronę funkcjonariuszy chroniących budynek poleciały race i petardy.
W ciągu 10 minut kilkadziesiąt osób zdołało wtargnąć do budynku i przejąć nad nim kontrolę. Unian podaje, że separatyści zdjęli flagę ukraińską i zastąpili ją rosyjską.

Kryzys na Ukrainie: serwis specjalny >>>

Według "Ukraińskiej Prawdy" część milicjantów biła brawo, a kordon milicyjny wokół budynku ustępował bez oporu przed demonstrantami. AFP twierdzi wręcz, że milicja nie tylko ustąpiła przed separatystami, ale potem trzymała się około 50 metrów od budynku. Według gazety internetowej "Ukraińska prawda" separatyści wymieniali się informacjami, że "z milicją wszystko dogadane".
Tłum, który pozostał przed siedzibą administracji obwodowej, skandował: "Rosja!", "Berkut!", "Zuchy", "Milicja z narodem".
Wcześniej separatyści przejęli kontrolę nad siedzibą władz obwodowych w Doniecku i wtargnęli do budynku służb bezpieczeństwa w Ługańsku.

W Doniecku dwustu separatystów wtargnęło do administracji obwodowej. Nad budynkiem powiesili rosyjską flagę. Zostali zablokowani przez milicję. Przywieziono im jedzenie. Zapowiadają, że utworzą ludową radę obwodową. Przed budynkiem jest około 650 osób.
W pobliskim Ługańsku separatyści zajęli miejscową siedzibę Służby Bezpieczeństwa. Co najmniej dwie osoby zostały ranne. Wykorzystywano między innymi świece dymne.

"Chcemy Rosji i Stalina">>>

Są to pierwsze tak agresywne demonstracje od połowy marca. Sytuacja na Wschodzie uspokoiła się po zatrzymaniu prorosyjskich liderów. Według władz, w organizację manifestacji zaangażowani są obywatele Rosji. Moskwie zależy na destabilizacji sytuacji, aby storpedować organizację wyborów prezydenckich, które mają się odbyć 25 maja.
W związku z napiętą sytuacją na wschodzi i południu kraju, pełniący obowiązki prezydenta Ukrainy Ołeksandr Turczynow zrezygnował w wyjazdu na Litwę. W trybie pilnym zwołał spotkanie z szefami służb bezpieczeństwa.

Zdaniem ukraińskiego ministra spraw wewnętrznych Arsena Awakowa za akcjami separatystów stoją władze Rosji i obalony prezydent Ukrainy. - Putin i Janukowycz zarządzili i zapłacili za ostatnią falę separatystycznych niepokojów na wschodzie kraju: w Ługańsku, Doniecku i Charkowie. Ludzi zebrało się niewielu, ale są bardzo agresywni - podał Awakow na swoim profilu na Facebooku.
Minister zapewnił, że "sytuacja znajdzie się pod kontrolą bez rozlewu krwi. - To rozkaz dla funkcjonariuszy sił porządkowych, to prawda. Ale prawda jest też taka, że nikt nie będzie pokojowo tolerować bezprawia ze strony prowokatorów. Inicjatorów i podżegaczy spotka sprawiedliwość - napisał Awakow.
Dodał, że milicja nie będzie strzelać do ludzi, ponieważ "na garstkę opłaconych prowokatorów wśród protestujących jest wielu oszukanych".
Na stronie internetowej MSW zamieściło oficjalny komunikat, wzywający obywateli do przestrzegania prawa. Ostrzegło, że organizatorzy i uczestnicy masowych niepokojów, niezależnie od miejsca zamieszkania i obywatelstwa, zostaną pociągnięci do odpowiedzialności. Przypomniało, że zajmowanie budynków państwowych jest przestępstwem.

O możliwych rosyjskich prowokacjach władze w Kijowie mówią od dawna. Także światowi przywódcy spodziewają się, że po dokonaniu aneksji Krymu, Kreml będzie chciał doprowadzić do destabilizacji sytuacji na całej Ukrainie. Być może także w sąsiadującej z nią Mołdawii.

- Musimy znaleźć najmądrzejszą drogę postępowania w tym krytycznym momencie. Musimy unikać pretekstów do dalszych konfliktów i Polska bardzo się angażuje w to, żeby znaleźć rozwiązania nie siłowe, nie wojenne - ocenił premier Donald Tusk. Przypomniał, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z  planem wkrótce Unia Europejska podpisze z Mołdawią umowę stowarzyszeniową.

(źródło: TVN24/x-news)

Zdaniem premiera, najważniejsze w tej chwili jest zapobieżenie wojnie. - To zagrożenie na wschodzie od Polski widzimy przecież gołym okiem - powiedział Donald Tusk.

Ukraińcy nie chcą podziału, ale separatyści znów dają o sobie znać [relacja] >>>

Na Ukrainie zwiększa się liczba zwolenników dołączenia do Unii Europejskiej. O ile we wrześniu było to 42 procent, to w marcu już 52 procent. Jednocześnie zmniejsza się poparcie dla wejścia Ukrainy do Sojuszu Celnego Rosji, Białorusi i Kazachstanu. W tym samym okresie spadło z 37 do 27 procent.

Sondaż przynosi też odpowiedź na pytaniem, czy Ukraińcy chcą federalizacji. Zwolennicy państwa unitarnego przeważają liczebnie nad jego przeciwnikami nawet w obwodach na wschodzie i południu kraju. Na południu opowiada się za taką formą państwowości 44 proc. respondentów (za federacją 22 proc.), a na wschodzie 45 proc. (za federacją 26 proc.). W zachodnich i centralnych obwodach idea federalizacji ma bardzo niskie poparcie - odpowiednio 3 i 6 proc.

Zobacz galerię: Dzień na zdjęciach

IAR/PAP/asop

''