Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Izabela Zabłocka 03.10.2014

Ukraina kupuje gaz w Norwegii. To krok do bezpieczeństwa energetycznego

Ukraińska spółka paliwowa Naftohaz podpisała z norweskim koncernem energetycznym Statoil kontrakt na dostawy gazu ziemnego. Surowiec płynie na Ukrainę od 1 października przez Słowację. Ukraina nazywa to przełomem w strategii dywersyfikacji.
Moskwa niejednokrotnie groziła Ukrainie odcięciem dostaw gazuMoskwa niejednokrotnie groziła Ukrainie odcięciem dostaw gazu PAP/EPA/KONSTANTIN GRISHIN

To pierwsze takie porozumienie między Naftohazem a Statoilem. Rozszerza grono dostawców gazu na Ukrainę i otwiera nowy rynek dla Statoil.
Jak powiedział prezes Naftohazu Andrij Kobolew komentując kontrakt, jest on przełomowy dla firmy. - Liczne interkonektory gazu, które powstały w Europie w ostatnich latach, pozwolą znacznie poprawić bezpieczeństwo energetyczne zarówno Unii Europejskiej, jak i Ukrainy - oznajmił Kobolew.

Interkonektor, czyli połączenie wzajemne, to infrastruktura umożliwiająca przesłanie energii elektrycznej lub gazu ziemnego pomiędzy państwami. Może ona łączyć zarówno sąsiadujące kraje, jak i przechodzić ponad granicami któregoś z nich, łącząc państwa nie będące sąsiadami. Dzięki takiemu systemowi, norweski gaz może dotrzeć na Ukrainę, mimo braku bezpośredniego połączenia pomiędzy tymi krajami.

To rewolucyjna umowa

Tak uważa główny doradca szefa zarządu Naftohazu Jurij Witrenkoył. - W bardzo krótkim czasie zdołaliśmy zrozumieć i zastosować standardowe unijne praktyki handlowe (...) i wbudować je w ramy ukraińskiego ustawodawstwa. Ten kontrakt jest symbolem naszej wiary w to, że Naftohaz może się zmienić. Jest też namacalnym dowodem naszego przywiązania do reform i umiejętności działania zgodnie z normami UE - powiedział przedstawiciel Naftohazu.

Od 1 października poprzez Słowację płynie od 12 do 15 milionów metrów sześciennych tego paliwa na dobę. To może być cios dla Moskwy, która używa dostaw gazu jako broni politycznej. Drugim problemem dla strategii gazowej Kremla może okazać się Bułgaria, która blokuje budowę Gazociągu Południowego.

Ostry wywiad prezydenta Bułgarii

Rosen Plewnelijew w rozmowie z niemieckim dziennikiem "Frankfurter Allgemeine Zeitung" przestrzegł przed rosyjskim Gazpromem. Według niego, koncern oczekuje, że po wyborach parlamentarnych, które odbędą się w niedzielę w Bułgarii, Sofia niezwłocznie wznowi prace przy budowie gazociągu South Stream, zamrożone pod naciskiem Komisji Europejskiej.

- Chcemy South Streamu, ale jako państwo członkowskie UE, Bułgaria nie dopuści do tego, by ten gazociąg był budowany wbrew prawu europejskiemu - powiedział Plewnelijew.
Liczący 3600 km Gazociąg Południowy, to wspólny projekt Gazpromu i włoskiej firmy ENI, mający zapewnić dostawy gazu z Rosji do Europy Środkowej i Południowej. Rura ma prowadzić z południa Rosji przez Morze Czarne do Bułgarii, a następnie do Serbii, na Węgry, do Austrii i Słowenii. South Stream ma być kolejnym - po Nord Streamie - rurociągiem omijającym Ukrainę.

Komisja Europejska zgłasza poważne zastrzeżenia do tego projektu. W grudniu 2013 roku zaleciła Bułgarii, Węgrom, Grecji, Słowenii, Chorwacji i Austrii renegocjację porozumień międzyrządowych z Rosją, bo w jej ocenie są sprzeczne z tzw. trzecim pakietem energetycznym UE. W opinii KE umowy te dają nadmierne prawa rosyjskiemu Gazpromowi.

Zdaniem bułgarskiego prezydenta Moskwa popełnia wielki błąd, nie doceniając Komisji Europejskiej. - Rosja musi się nauczyć, że w Europie jest silna Komisja Europejska i silna wola przestrzegania procedur państwowo-prawnych - oświadczył Plewnelijew.

"Rosja prowadzi XIX-wieczną politykę"

Tak ocenił bułgarski prezydent sytuację na Ukrainie i dążenia Moskwy do wywierania politycznych i gospodarczych wpływów na Bułgarię.

Plewnelijew ujawnił, że Gazprom chciał udzielać bułgarskiemu resortowi gospodarki wskazówek dotyczących formułowania pewnych ustaw w dziedzinie energetyki, aby South Stream mógł ominąć prawo europejskie. - Była odnośna korespondencja między Gazpromem a Bułgarskim Holdingiem Energetycznym, który wszystko przekazał dalej do resortu gospodarki, gdzie przygotowywano potem projekty ustaw - powiedział Plewnelijew.

Jego zdaniem, rosyjski prezydent Władimir Putin postrzega upadek muru berlińskiego i rozpad Związku Radzieckiego jako katastrofę. - Bierze się z tego interpretacja historii z gruntu przeciwna Europie i jej wartościom. (...) W świecie prezydenta Putina dzieje się tak, jak w XIX wieku, kiedy istniały wielkie mocarstwa i peryferie, które musiały się podporządkować - wyjaśnił bułgarski prezydent.

Rosja musi się nauczyć "mieć partnerów, a nie wasali i poddanych" - podsumował Plewnelijew.

IAR/PAP/iz

''