Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Jaremczak 19.10.2014

Niemcy a konflikt rosyjsko-ukraiński (analiza)

Zmiana polityki Berlina wobec działań rosyjskich na wschodzie i południu Ukrainy jest faktem. Jeszcze kilka miesięcy temu trzeba było wywoływać do tablicy polityków niemieckich i zmuszać ich do zdecydowanych reakcji wobec sytuacji w Donbasie, dziś to Angela Merkel najdobitniej dopomina się od Władimira Putina, by doprowadził do pokoju.

Komunikat, jaki wysyła rząd w Berlinie jest jasny i czytelny: dopóki na wschodzie Ukrainy będą ginąć ludzie, dopóty sankcje jakie na Rosję nałożyły państwa zachodnie, nie zostaną zniesione. - Pomimo zawartego rozejmu, sytuacja na Ukrainie jest nadal skrajnie trudna – mówiła tuż przed wyjazdem do Mediolanu na obrady szczytu Azja-Europa. Jak podała, tylko od 5 września, czyli od wejścia w życie zawieszenia broni na Ukrainie zginęło ponad 300 osób. - Nadal codziennie nadchodzą wiadomości o walkach i ofiarach - dodała szefowa niemieckiego rządu. I z całą mocą podkreśliła: - Decydujący wkład do deeskalacji sytuacji musi wnieść Rosja.

Jeszcze tego samego dnia szefowa niemieckiego rządu spotkała się z prezydentem Rosji.  Bo – co ważne – Berlin utrzymuje, że z Putinem rozmawiać trzeba. - Zabiegamy nadal o dialog z Rosją. Sankcje nie wykluczają dialogu – te słowa jak mantrę powtarza Merkel. Co chce osiągnąć? Przede wszystkim wycofanie wojsk rosyjskich z Ukrainy oraz zakończenie walk. Jak na razie zabiegi te sczezły na niczym. - Wciąż istnieją poważne rozbieżności dotyczące genezy wewnętrznego konfliktu na Ukrainie, a także w sprawie głębokich przyczyn tego, co obecnie się dzieje – zakomunikował rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow po spotkaniu przywódców Rosji i Niemiec w kuluarach szczytu w Mediolanie.

Ochłodzenie stosunków niemiecko-rosyjskich następowało krok po kroku. Jeszcze kilka miesięcy temu Merkel niezwykle ostrożnie wypowiadała się na temat konfliktu na Ukrainie. Na początku stycznia to Warszawa  przekonywała przywódców innych państw, by zainteresowali się tym co dzieje się u naszego wschodniego sąsiada. – Zgadzamy się, że Europa musi mówić w tej sprawie jednym głosem – zapewniała Merkel po spotkaniu z ówczesnym szefem polskiego rządu Donaldem Tuskiem.

To było w czasie, gdy na Majdanie Ukraińcy domagali się odsunięcia od władzy ekipy Wiktora Janukowycza oraz podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. To było jeszcze zanim na ulicach stolicy Ukrainy polała się krew. Tragiczny, w historii Ukrainy, luty 2014 zmusił liderów państw europejskich  do podjęcia bardziej zdecydowanych kroków. Same słowa wsparcia nie wystarczyły.

Z misją mediacyjną do Kijowa pojechali szefowie dyplomacji  Niemiec, Francji i Polski. Udało się wynegocjować porozumienie między liderami opozycji a Janukowyczem. Chwilę później sytuacja wymknęła się spod kontroli ówczesnego prezydenta Ukrainy, który wyjechał z kraju. Dla Moskwy, która go wspierała to musiał być cios. Tym bardziej, że jeszcze przez kilka tygodni Kreml oskarżał państwa zachodnie o niedotrzymanie porozumienia. Istnieje pogląd, że Putin poczuł się oszukany. Zgodził się na to, by Janukowycz negocjował  z opozycją, warunki umowy były dla niego do zaakceptowania a później opozycja – wspierana przez Zachód – nie dość, że porozumienie wyrzuciła do kosza, to jeszcze zmusiła ówczesnego prezydenta do rejterady.

Niemal od razu przystąpił do kontrataku. Na Krymie pojawiły się „zielone ludziki”. A Moskwa zaczęła oskarżać nową ekipę rządzącą Ukrainą o nacjonalizm, faszyzm i dążenie do zniszczenie mniejszości rosyjskiej mieszkającej w tym kraju.

- Władimir Putin żyje w innym świecie. Stracił kontakt z rzeczywistością – te słowa miały paść podczas telefonicznej rozmowy Angeli Merkel z prezydentem USA Barackiem Obamą. Doszło do niej, gdy było już wiadomo, że Rosja dąży do przejęcia kontroli nad Krymem.  Putin miał zapewniać niemiecką kanclerz, że kroki podjęte przez Rosję były "całkowicie adekwatne" w obliczu "nadzwyczajnej sytuacji" z uwagi na "niesłabnące zagrożenie ze strony ultranacjonalistycznych sił" dla obywateli Rosji na Ukrainie.

Fakty zaprzeczały słowom. Mimo licznych gwarancji, deklaracji obietnic, że Moskwa jest zainteresowana ustabilizowaniem sytuacji, wojska rosyjskie krok po kroku dążyły do destabilizacji sytuacji. Milczeniem zbywano oskarżenia Zachodu oraz NATO o uzbrajanie prorosyjskich separatystów. Odpowiedź Moskwy zawsze jest taka sama: naszych wojsk nie ma na Ukrainie.

Kolejne próby rozwiązania problemu przy stole negocjacyjnym zawsze kończyły się tak samo. Ich scenariusz jest za każdym razem taki sam. Za przykład niech posłużą rozmowy szefów Niemiec, Rosji, Francji i Ukrainy, jakie odbyły się w sierpniu w Berlinie. Rozmowa szefów dyplomacji trwała blisko pięć godzin. Ukraiński minister Pawło Klimkin ocenił, że rozmowy były trudne i że potrzeba jeszcze wielu godzin spotkań.

O trudnych negocjacjach mówił też niemiecki minister Frank - Walter Steinmeier. Zapewniał, udało się jednak osiągnąć postęp w kilku punktach. W jakich? Brak szczegółów. Wszelkie wątpliwości rozwiał szef MSZ Rosji Siergiej Ławrow.  - W sprawie przerwania ognia i procesu politycznego na Ukrainie brak postępu - oświadczył .

Mimo fiaska, polscy dyplomacji uznali te rozmowy za istotną zmianę w polityce państw UE wobec Rosji. Ciężar negocjacji wziął na siebie Berlin, partner z którym Putin musi się liczyć.  - Niemcy wzięły na siebie odpowiedzialność za rozmowy z prezydentem Putinem, za co powinniśmy być kanclerz Niemiec wdzięczni, ale sukcesów na razie nie widać – komentował ówczesny szef MSZ Radosław Sikorski.

Dziś to Niemcy zdecydowanie opowiadają się przeciwko zniesieniu sankcji. Nie chcą złagodzenia polityki Brukseli wobec Rosji. Symboliczne jest, że w tym roku nie dojdzie do spotkania delegacji, jakie co roku odbywały się w ramach Dialogu Petersburskiego. Pozarządowe organizacje uznały, że aneksja Krymu oraz działania na wschodzie Ukrainy świadczą jednoznacznie, że Moskwa dopuściła się złamania praw międzynarodowych.

Jednocześnie odwołano niemiecko-rosyjskie konsultacje rządowe, które organizowane były przy okazji Dialogu Petersburskiego.

- Niemcy nie mają dzisiaj żadnych złudzeń co do Rosji. A w dodatku nie mają złudzeń, że przez okazywanie takiej powściągliwości w krytyce można wpłynąć na stanowisko Rosji – tak zmianę polityki Berlina wobec Kremla komentuje były ambasador Polski w Niemczech Janusz Reiter.

Na uwagę zasługuje fakt, że rząd Merkel utwardzając stanowisko wobec Rosji naraża się na krytykę we własnym kraju. Według Reitera, politykę rządu wobec Moskwy krytykują dziś dwa środowiska: część przedsiębiorców oraz postkomunistyczna lewica.  - Dzisiaj nadal część niemieckiego przemysłu psioczy na sankcje i chciałaby powrotu do "dobrych czasów". Ale polityka nie kieruje się tego typu argumentami - tłumaczył były ambasador.

Być może wynika to z faktu, że niemieccy politycy uświadomili sobie, że dotychczasowy dialog okazał się całkowitą klapą. Eksperci MSZ Niemiec w swoim raporcie nie zostawiają złudzeń: Rosja to państwo autorytarne.

Coraz częściej to z ust niemieckich polityków padają nawiązania do wydarzeń, jakie poprzedziły wybuch II wojny światowej. - Raczej nikt się nie spodziewał, jak cienka była warstwa politycznego lodu, po jakim się poruszaliśmy. I jak mylne przekonanie, że zachowanie stabilności i pokoju ostatecznie wzięło górę nad dążeniem do władzy. Przeżyliśmy szok, gdy skonfrontowano nas z faktem, że na obrzeżach Europy znowu trwa konflikt zbrojny. Konflikt zbrojny toczący się o nowe granice i nowy ład - mówił podczas uroczystości w Westerplatte prezydent Niemiec Joachim  Gauck.

Przekonywał, że znowu zagrożone są stabilność i pokój na naszym kontynencie. - Po upadku muru Unia Europejska, NATO i grupa dużych państw wysoko uprzemysłowionych zaczęły każde z osobna rozwijać szczególne stosunki z Rosją, integrując ten kraj w różnoraki sposób. Partnerstwo to zostało obecnie de facto wypowiedziane przez Rosję - ocenił.

WOJNA NA UKRAINIE - serwis specjalny >>>

PolskieRadio.pl/Agnieszka Jaremczak