Do 2030 roku udział węgla w miksie energetycznym ma spaść do 60 proc. Na rok 2033 przewiduje się uruchomienie pierwszego bloku elektrowni jądrowej oraz zwiększenie udziału energii odnawialnej do 2030 do 27 proc., a do 2040 roku do 33 proc.
– Czekaliśmy dość długo na te propozycje, bo Polska nie ma polityki energetycznej od 2009 roku. Ustawa daje trzy lata na przygotowanie, czyli od 2012 roku czekaliśmy na nową propozycję, i w końcu jest. To ważny dokument, gdyż co prawda energetyka to jest tylko 2 proc. PKB, ale w gospodarstwach domowych 4 proc. budżetów przeznaczamy na energię. Niektórzy nawet 10 proc. – ci biedniejsi. Jest też duża grupa firm, które przeznaczają około 10 proc. budżetu na energię, a są też takie, które przeznaczają 40 proc. Dlatego po pierwsze patrzymy na energię z perspektywy kosztów. Druga perspektywą jest właśnie ochrona środowiska i klimatu – wylicza gość Jedynki Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Zbyt wolna dekarbonizacja
Przyzwyczailiśmy się do tej pory patrzeć na energetykę trochę z trwogą, jeśli chodzi o niską emisję, o smog. I to jest kwestia lokalna, ale zaczynamy coraz częściej właśnie odczuwać problemy tego typu.
– Natomiast rzeczywiście świat się dekarbonizuje, i do tej pory ten proces kojarzył się ze wzrostem kosztów. Pewien punkt został jednak przekroczony, i w tej chwili nawet "nawęglanie energetyki" i zwiększanie emisji byłoby dużym kosztem. Obecnie rząd próbuje na te wyzwania odpowiedzieć. Ale moim zdaniem ta propozycja nie odpowiada w pełni ani potrzebom konsumentów, ani nie odpowiada na potrzeby w zakresie ochrony środowiska - ocenia Grzegorz Wiśniewski.
I dodaje, że jeżeli mówimy o redukcji emisji, to niestety ten projekt przewiduje, iż my zredukujemy emisję w stosunku do roku 1990 o 30 proc., a Unia Europejska nakazuje redukcję o 43 proc.
– Jeżeli będziemy redukować za wolno, to oznacza, że będziemy musieli kupować uprawnienia do emisji w wysokości kilku miliardów euro rocznie. I to będą pieniądze zmarnowane. Bo gdyby one poszły na inwestycje, to mielibyśmy problem rozwiązany. A tutaj widać, że ta ścieżka dekarbonizacji zaczyna się dość późno i nie jest wystarczająco stroma, by nie było obaw, że jednak polska dekarbonizacja będzie przystawała do tego, co się dzieje w Unii Europejskiej, a prawdopodobnie również na świecie – tłumaczy gość radiowej Jedynki.
Za bardzo węglowy miks energetyczny
Czyli Polska będzie zmuszona szybciej zastępować węgiel innymi źródłami energii. Jaki miks energetyczny byłby najlepszy z punktu widzenia środowiska?
– Mamy problem z tym miksem, ponieważ nasza energetyka jest bardzo mało zdywersyfikowana. To jest 80 proc. węgla, znikome ilości gazu i trochę energetyki odnawialnej. Czyli przede wszystkim chodzi o to, aby w tym miksie były różne źródła, bo to jest bezpieczne, i one dobrze się uzupełniają. I na pewno powinniśmy szybciej rezygnować z elektrowni węglowych i elektrociepłowni – wyjaśnia Grzegorz Wiśniewski.
A niestety, w tym programie rządowym jest zapowiedziany plan budowy nowych elektrociepłowni węglowych, co jest sprzeczne z założeniami dokumentu. Tym bardziej, że Polsce zaczyna brakować węgla i to niesie za sobą koszty.
– Czyli na pewno powinien to być taki miks, który by zapewnił trzy czynniki: bezpieczeństwo energetyczne, ochronę środowiska, i niskie koszty powinien mieć mniej węgla, znacznie więcej OZE i gazu tyle, żeby zbilansować te dwie grupy technologii – podsumowuje gość radiowej Jedynki.
OZE coraz tańsze, węgiel coraz droższy
Wielu ekspertów podkreśla, że przede wszystkim powinniśmy stawiać na wiatr na lądzie, na gaz, a dopiero na końcu na te rozwiązania węglowe. I to właśnie byłoby najlepsze rozwiązanie – i z myślą o klimacie, i też z myślą o konsumentach. Ponieważ ten miks z węglem jest po prostu jest bardzo drogi. Natomiast odnawialne źródła energii potaniały, a te węglowe rozwiązania ciągle są bardzo drogie, nawet coraz droższe.
– W tym projekcie dokumentu polityki energetycznej jest jeden z wykresów, który pokazuje wzrost tzw. kosztów krańcowych, czyli ile ta ostatnia megawatogodzina w systemie będzie kosztowała. I to jest wzrost do roku 2030 z około 200 złotych do 350 złotych. W związku z tym autor tego dokumentu, czyli Ministerstwo Energii, ma świadomość wzrostu kosztów. A to co jest potrzebne, to optymalizacja tej struktury paliwowej żebyśmy nie stali się krajem o najwyższych cenach energii w Europie – podkreśla Grzegorz Wiśniewski.
Ponieważ to będzie oznaczało, że ta propozycja wytwarzania energii, którą zawiera cytowany dokument, będzie o tyle nierealna, że wpłynie nam tańsza energia z OZE, z zagranicy. A ten dokument stanie się bardzo szybko nieaktualny.
– Mamy czas do połowy stycznia, aby konsultować ten projekt, i chociaż nie jest to dokument, który się łatwo czyta, nawet jeśli są w nim kolorowe wykresy. Jest to jednak punkt wyjścia do dyskusji, a nie gotowy dokument do przyjęcia. Ponieważ nie spełnia szeregu wymogów – zwraca uwagę ekspert z IEO.
A jak podkreśla Wojciech Jakóbik z portalu BiznesAlert.pl – na pewno warto rozwijać wiatrową energetykę morską, w przyszłości energetykę atomową, ale potrzebne są jasne deklaracje.
Czy nadal stać nas na górnictwo?
Zwłaszcza, że obecnie mamy stosunkowo wysokie ceny węgla, duży wzrost gospodarczy, a jednocześnie wydobycie węgla na Śląsku cały czas spada, podobnie spada zatrudnienie, a rośnie import węgla.
– W najnowszym raporcie WWF i BISE Europa pokazujemy, że trend spadku znaczenia górnictwa, zwłaszcza wydobycia węgla na potrzeby energetyczne jest nieunikniony i musimy sobie postawić pytanie, w jaki sposób dostosować się do tej nieuchronności – zwraca uwagę gość PR 24 Oskar Kulik, ekspert ds. Klimatu i Energii z WWF Polska.
W Niemczech właśnie w tym roku zamknięto ostatnią kopalnię węgla kamiennego, a Niemcy wciąż importują bardzo duże ilości węgla z zagranicy. Jednak w kraju to wydobycie stało się zupełnie nieopłacalne.
– Do każdej tony dopłacano tam setki euro, a na co nas po prostu nie stać. Również wyniki aukcji na rynku OZE i na rynku mocy sprzed 2 tygodni pokazały, że energetyka wiatrowa może śmiało konkurować ceną w systemie aukcyjnym, proponując ceny niższe niż istniejące. Podobnie przyszła, nowoczesna energetyka węglowa, taka jak instalacje w Opolu oraz w Jaworznie – dodaje Oskar Kulik.
Energia rozproszona jest bezpieczniejsza
Mówi się o tym, że ma być budowana elektrownia jądrowa, z której energia będzie tańsza w porównaniu do tej pochodzącej z węgla. Ale eksperci zastanawiają się, czy nie powinniśmy iść w stronę rozproszonych źródeł energii? Ponieważ sieci przesyłowe też stają się przestarzałe i niewydolne.
– Widać taką tendencję do centralizacji, do budowy centralnych elektrowni. Czy to węglowych, czy nawet w przypadku energetyki wiatrowej.
Tam również idziemy w kierunku wielogigawatowych farm na lądzie. I dochodzą jeszcze te 1,5 gigawatowe olbrzymy jądrowe. Wydaje mi się, że wchodzimy w taki okres, gdzie przede wszystkim elektrownie węglowe i jądrowe będą miały kłopoty z chłodzeniem, w okres niepewności klimatycznej i w okres międzynarodowej niepewności politycznej. I każdy, kto myśli o bezpieczeństwie energetycznym, a w tym dokumencie jest bardzo dużo na ten temat – mniej o kosztach, mniej o środowisku, dużo o bezpieczeństwie – to szukałby rozwiązania właśnie w rozproszeniu – uważa Grzegorz Wiśniewski.
Ale też w zapewnieniu firmom, które najwięcej płacą za energię, możliwości produkcji tej energii, jako autoproducenci. Oraz umożliwienie obywatelom tego, by mogli stać się prosumentami, co już dawno było zapowiadane.
– Ale na ten temat nie ma ani słowa w tym dokumencie – podkreśla gość Jedynki.
Szansa finansowania z funduszy unijnych
Warto przypomnieć, że na rozwój energetyki prosumenckiej są też fundusze unijne.
– To również wymaga refleksji z perspektywy Ministerstwa Rozwoju, ponieważ wchodzimy w etap programowania funduszy na okres 2020 – 2027. I jeżeli pójdziemy w kierunku centralnej elektrowni węglowej czy jądrowej, to znaczy, że nie będziemy mieli możliwości wydatkowania funduszy na wsparcie inwestycji – tłumaczy gość Jedynki Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
Bez jedności nie będzie sukcesu
Aby zatrzymać zmiany klimatyczne, musimy do 2030 roku ograniczyć emisję gazów cieplarnianych o 45 proc., tak wynika z raportu Międzyrządowej Agendy ds. Zmian Klimatu i jest to bardzo trudne zadanie dla wszystkich krajów.
Z kolei w Katowicach zostanie przedstawiona długoletnia strategia klimatyczna UE, która chce narzucić ambitne cele, czyli zero emisji CO2 do 2050 roku. Część ekspertów twierdzi, że jest to zupełnie nierealne.
– Modele pokazują, że istnieje możliwość osiągnięcia takiego celu zeroemisyjnej gospodarki. Oczywiście, wiele przed nami wyzwań, jednak mamy ponad 30 lat, by poradzić sobie z najtrudniejszymi wyzwaniami. A pokonywanie tych wyzwań będzie stopniowe. Na początku trzeba będzie poradzić sobie z redukcją emisji, co jest do osiągnięcia relatywnie najprościej – uważa Oskar Kulik z WWF Polska.
Zdaniem Wojciecha Jakóbika propozycja Komisji Europejskiej, aby do połowy wieku zrezygnować z węgla w miksie energetycznym jest bardzo ambitna.
– Ale będzie musiała jeszcze przetrwać negocjacje państw członkowskich w Radzie Unii Europejskiej. A rewolucji w energetyce mało kto chce w Europie – dodaje ekspert.
Mówimy tu m.in. o ograniczeniu węgla w gospodarce, o przekształceniach w transporcie, o elektryfikacji transportu napędzanego czystymi źródłami energii. Potem zaczynają się większe problemy związane z przemysłem, z procesami przemysłowymi, z emisją w rolnictwie.
– Jednak cel ten jest osiągalny i choć wciąż nie będzie wystarczający, do uchronienia świata przed wzrostem globalnych temperatur o 1,5 st. Celsjusza, co jest uznawane za dość bezpieczny poziom wzrostu tej temperatury – podkreśla Oskar Kulik.
Dlatego po COP24 oczekujemy jednomyślności, bo bez niej nie będzie żadnej decyzji.
– Rolą Polski na pewno jest stworzenie ram wspólnoty, porozumienia, które byłoby do przyjęcia dla wszystkich państw siedzących przy stole. To trudne zadanie, ale miejmy nadzieję, że się uda – dodaje ekspert z WWF Polska.
Naczelna Redakcja Gospodarcza, Sylwia Zadrożna, Elżbieta Szczerbak, Aleksandra Tycner, Małgorzata Byrska, md