Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Grażyna Raszkowska 27.01.2015

Jednolita płaca minimalna w UE to mrzonki

Przewoźnicy domagają się interwencji naszego rządu w sprawie płacy minimalnej w Niemczech. Od pierwszego stycznia 2015 r. obowiązuje tam bowiem ustawa, według której każdy pracujący w tym kraju musi dostawać co najmniej 8,5 euro za godzinę, a to dla naszych firm transportowych oznaczałoby całkowitą utratę konkurencyjności.
Jednolita płaca minimalna w UE to mrzonkifoto: Glow Images/East News
Posłuchaj
  • Problemem nie jest to, że Niemcy wprowadzili płacę minimalną, bo ma ją wiele krajów Unii Europejskiej, ale to, w jaki sposób zamierzają te przepisy interpretować – mówi dr Andrzej Torój z Zespołu Analiz Ekonomicznych EY, który był gościem radiowej Jedynki /Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
  • Międzynarodowa Organizacja Pracy ma wpisany postulat ogólnej, globalnej płacy minimalnej. W każdym kraju miałaby być ustalana w podobny sposób, np. na poziomie 60 proc. mediany płac - wyjaśnia Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych /Justyna Golonko, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
  • W tej chwili walczymy o przetrwanie – mówi Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce /Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
  • Jeżeli niemieckie władze nie wycofają się z tego pomysłu, to będzie oznaczało, że my polscy przewoźnicy będziemy z tego rynku wypadać – mówi Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce /Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
  • My jako branża rocznie dajemy naszemu państwu 3 mld euro, w postaci różnicy w bilansie płatniczym eksportowo-importowym – mówi Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce /Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
  • Na rynku niemieckim do tej pory nie było jednej płacy minimalnej, były przede wszystkim branżowe uzgodnienia – mówi Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych /Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
  • Najniższą stawkę płacy minimalnej można znaleźć w Bułgarii, tj. poniżej 200 euro miesięcznie – mówi Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych /Sylwia Zadrożna, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia/
Czytaj także

Przewoźnicy domagają się od szefowej resortu infrastruktury i rozwoju Marii Wasiak, aby interweniowała w sprawie płacy minimalnej w Niemczech. Rozmowy w tej sprawie mają odbyć się w czwartek (29.01) i w piątek (30.01) w Berlinie.
Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce, argumentuje, jak ważna dla polskiej gospodarki jest branża transportowa.
–  My jako branża naszemu państwu dajemy rocznie 3 mld euro w postaci różnicy w bilansie płatniczym eksportowo-importowym. Nasz 10 proc. udział w tworzeniu PKB też o czymś świadczy. Jest też milion zatrudnionych osób. To nie jest nasza filantropia, tylko my pracujemy na tych rynkach i zatrudniamy pracowników – mówi Jan Buczek.
Po co płaca minimalna
Płaca minimalna wzbudza obecnie wiele emocji. Dlaczego w ogóle wprowadza się minimalne wynagrodzenie?
–  To jest głównie narzędzie społeczne. Chodzi w nim o to, aby ci uczestnicy rynku pracy, których pozycja negocjacyjna, przetargowa jest najsłabsza, byli chronieni i by mogli zarabiać na poziomie, który jest umownie uznany w danym kraju za godny – tłumaczy dr Andrzej Torój z Zespołu Analiz Ekonomicznych EY, który był gościem radiowej Jedynki. Dodaje, że niezależnie od tego, że minimalne wynagrodzenie daje pewien pożytek społeczny, powoduje też konsekwencje w postaci tego, że pracodawca, który chciałby zatrudnić kogoś za mniej, nie może tego zrobić. Ma do wyboru albo zapłacić mu więcej albo nie zatrudniać go w ogóle.
– Część pracowników nie zostanie zatrudniona – mówi gość Jedynki.
Może więc rosnąć bezrobocie albo szara strefa, w którą istnieje niebezpieczeństwo, że uciekać będą pracodawcy.
Walka z konkurencją
Nasze firmy, w których koszty pracy są niższe niż w krajach Europy Zachodniej, mogą konkurować ceną z przedsiębiorstwami niemieckimi. Po objęciu również ich nowymi przepisami o płacy minimalnej będzie to utrudnione.
–  Problemem nie jest to, że Niemcy wprowadzili płacę minimalną, ma ją w końcu wiele krajów Unii Europejskiej. Tylko całe sedno tej dyskusji polega na tym, w jaki sposób oni zamierzają te przepisy interpretować. Chodzi o to, że płaca minimalna dotyczy jakiejkolwiek pracy wykonywanej na terytorium Niemiec, nawet jeżeli pracownik jest zatrudniony przez firmę zagraniczną, a jego pobyt w Niemczech jest sporadyczny – mówi gość Jedynki.
Dla porównania polska stawka, gdyby ją przeliczyć na euro i na godziny, wyniosłaby między 2 a 2,5 euro. I właśnie przykład Niemiec skłania do takiej refleksji, że płaca minimalna to też element walki z innymi firmami zagranicznymi. Tak jak w przypadku kierowców, ale także np. stewardess w samolocie, który wkracza w przestrzeń powietrzną Niemiec albo naukowca, który jedzie na konferencję po to, by dokonać prezentacji swojego naukowego dorobku.  
System w miarę dobrze funkcjonował
Na niemieckim rynku pracy nie było do tej pory jednej płacy minimalnej, były natomiast regionalne, a przede wszystkim branżowe uzgodnienia.
–  W różnych zawodach uzgadniali sobie związkowcy z rządem i pracodawcami, jakie stawki minimalne byłyby do przyjęcia. Ten system w miarę dobrze funkcjonował, ale z czasem okazywało się, że bywa on nadużywany, co więcej zauważono, że ci, którzy zarabiają najmniej nie są sobie w stanie poradzić na tym rynku pracy, jest ich najwięcej i mają najsłabsza kartę przetargową. Dlatego rząd niemiecki postanowił, w pewnym sensie dla dobra PKB, podwyższyć płacę minimalną i dla zrównania szans pomiędzy poszczególnymi landami wprowadził stawkę na poziomie 8,5 euro –  mówi Łukasz Komuda z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.  
To pewna gra
W samej Unii Europejskiej większość państw ma płace minimalne, które funkcjonują tam od dawna. Tak jest też w Polsce, minimalne wynagrodzenie od 1 stycznia wynosi 1750 zł brutto.
–   To jest pewna gra. Płaca minimalna jest ustalana pomiędzy stroną związków zawodowych, organizacji pracodawców a rządem – mówi dr Andrzej Torój.
Płaca minimalna w Niemczech, czyli te 8,5 euro za godzinę, przy 40-godzinnym tygodniu pracy, w 22 dniach w miesiącu, na pełen etat dawałoby, przy obecnym kursie euro, około 6 tys. zł – mówi przedstawiciel firmy EY – czyli trzykrotnie więcej niż u nas.
Pomiędzy wysokością płac minimalnych w krajach UE są duże różnice.
–  Najniższą stawkę płacy minimalnej można znaleźć w Bułgarii, tj. poniżej 200 euro miesięcznie, czyli dwukrotnie mniej niż w Polsce. Po drugie stronie skali jest Luksemburg. Nie jest to chyba zaskoczenie, to najzamożniejsze państwo należące do UE. Tam płaca minimalna zbliża się do 2 tys. euro miesięcznie – mówi Łukasz Komuda.
Rozpiętość nie jest przypadkowa
Po pierwsze ważne jest, jakie są koszty życia w poszczególnych państwach. –  Jeżeli popatrzymy, ile kosztuje koszyk przeciętnego konsumenta w Polsce i w Niemczech, to w Polsce jest to 55 proc. tego, co w Niemczech – wyjaśnia dr Andrzej Torój.
Trzeba również porównywać wydajność pracy: w Polsce jest to 35 proc. wydajności niemieckiej, również w takiej branży jak transport lądowy.
Ale gdy porównamy Bułgarię i Danię, to wydajność pracy w bułgarskim transporcie lądowym stanowi zaledwie 10 proc. duńskiej.
Upłynie dużo czasu
Biorąc pod uwagę takie różnice, trudno wyobrazić sobie jednolitą stawkę minimalnego wynagrodzenia dla całej Unii Europejskiej. Głosy na te temat pojawiają się przy okazji dyskusji o płacy minimalnej w Niemczech.
–  Wprowadzenie jednej stawki w UE wydaje się bardzo ryzykowanym pomysłem. Możemy do tego dążyć, ale to raczej kwestia dekad – mówi gość Jedynki.
Dodaje, że jeżeli wyrównamy koszty życia i wydajność pracy, a to się dzieje w wieloletnich procesach nadganiania poziomu gospodarek zachodnioeuropejskich przez nasz region, wtedy miałoby to sens.
–  Gdybyśmy chcieli wprowadzić jakiś sztuczny sposób ustalenie płacy minimalnej na poziomie całej UE, byłaby to brutalna ingerencja – uważa rozmówca. Oznaczałoby to równanie w górę i byłby to duży szok dla funduszu płacy w Polsce.
Pracodawcy musieliby podwyższyć ceny swoich produktów, a tym samym tracilibyśmy swoją konkurencyjność. Inną drogą byłoby stłumienie wynagrodzeń wysokiej klasy specjalistów, co pogorszyłoby ich sytuację i skłaniało do emigracji.   
Mamy wspólny rynek
Są też jednak eksperci, którzy mówią, że  docelowo powinniśmy dążyć do ujednolicenia płacy minimalnej, bo mamy wspólny rynek. W Polsce są głosy, które mówią, że płaca minimalna powinna stanowić połowę  średniego wynagrodzenia.  
–  Mamy wspólny rynek i jego budowa, w tym strefa euro, zasadzała się na założeniu, że rynek produktów i usług jest regulowany w większości na poziomie europejskim, natomiast rynki pracy na poziomie krajowym. To ma swoje plusy i minusy –   mówi gość Jedynki.
Z pewnością wprowadzanie zmian w funkcjonowaniu płacy minimalnej nie może być zbyt gwałtowne, choćby z tego powodu, by nie wzrosło bezrobocie.
To nie byłoby zrównanie wynagrodzeń
Jak tłumaczy Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych, który był gościem Polskiego Radia 24, unijna płaca minimalna w praktyce nie polegałaby na zrównaniu wynagrodzenia.
–  Międzynarodowa Organizacja Pracy ma wpisany taki postulat ogólnej, globalnej płacy minimalnej. W każdym kraju miałaby być ona ustalana w podobny sposób np. na poziomie 60 proc. mediany płac. Mediana z reguły wynosi mniej niż średnia. W Polsce poniżej średniej zarabia 3/4 pracujących. To oznacza, że ten poziom wyrażony w złotówkach czy w euro w Niemczech i w Polsce byłby bardzo różny. Ta media, czy też średnia, będzie w Niemczech dużo wyższa – mówi Piotr Lewandowski.
Gość PR 24 dodaje, że nie ma możliwości wprowadzenia, wyrażonej w euro, płacy minimalnej w krajach Unii na tym samy poziomie.  
– Są bardzo silne argumenty przeciwko. Jesteśmy wspólnotą gospodarczą, ale bardzo zróżnicowaną zarówno pod kątem poziomu płac, jak i przede wszystkim pod kątem poziomu produktywności pracy – mówi Piotr Lewandowski.
Płacę minimalną po raz pierwszy zastosowano w 1824 roku w brytyjskich koloniach, na terenie dzisiejszej Australii i Nowej Zelandii po to, by walczyć z zaniżaniem wynagrodzeń. Pomaga rozwiązywać wiele problemów społecznych. W tym celu wprowadzono ją też w Niemczech.  
Ekonomiści mówią, że takie problemy, jak te dotyczące obecnie transportowców, będą się zdarzać coraz częściej, chociażby dlatego że coraz więcej krajów decyduje się ją wprowadzać.
Sylwia Zadrożna, Justyna Golonko, Grażyna Raszkowska

 

''