Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Małgorzata Byrska 27.05.2015

Wyborczy rok cudów dla budżetu i budżetówki

Najważniejsze decyzje dotyczące budżetu 2016 roku należą do rządzącej koalicji. Ale jeśli po wyborach nastąpi zmiana rządu, to niewykluczone jest wprowadzenie do ustawy „cudownych” poprawek.
Posłuchaj
  • Obecnie partia rządząca będzie chciała zaspokoić postulaty związkowców, aby zebrać dodatkowy elektorat przed jesiennymi wyborami – uważa gość radiowej Jedynki Rafał Sadoch, ekonomista Plus Banku. (Krzysztof Rzyman, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Trzeba podnieść podatki dla najbogatszych, do 50 proc., ale dolna stawka powinna wynosić 15 proc. Podatki powinny być bardziej progresywne – uważa gość Polskiego Radia 24 Piotr Szumlewicz, ekspert z OPZZ. (Grażyna Raszkowska, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • To bardzo kosztowna propozycja, by płace w budżetówce w przyszłym roku wzrosły o 10.5 proc. a płaca minimalna o 7,4 proc. – ocenia ekspert Forum Obywatelskiego Rozwoju Aleksander Łaszek. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Zdaniem eksperta Forum Obywatelskiego Rozwoju Aleksandra Łaszka, zamiast odmrażania płac w sektorze publicznym, potrzebna jest głębsza reforma administracji. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Płace w budżetówce od 6 lat są zamrożone, jednak podwyżki o 10,5 proc., tak jak proponują związki zawodowe, są przesadzone – uważa Łukasz Kozłowski ekspert Pracodawców RP. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Podwyżki są fundamentem polityki zarządzania personelem i motywowania pracowników – uważa Piotr Palikowski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Zarządzania Kadrami. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
  • Bez odpowiednich rynkowych wynagrodzeń dla specjalistów i dyrektorów w urzędach, zdolni i wysoko wykwalifikowani pracownicy będą uciekać do sektora prywatnego – podkreśla Jan Pastwa, dyrektor Krajowej Szkoły Administracji Publicznej. (Karolina Mózgowiec, Naczelna Redakcja Gospodarcza Polskiego Radia)
Czytaj także

Zwiększenie kwoty wolnej od podatku oznaczałoby wyrwę w budżecie w wysokości ponad 20 mld zł. Zbyt szybki wzrost płacy minimalnej może doprowadzić do pogorszenia sytuacji na rynku pracy, zaś oczekiwana przez związki zawodowe podwyżka płac w budżetówce na poziomie 10,5 proc. byłaby trzykrotnie większa niż wzrost wynagrodzeń w firmach prywatnych.

Płaca minimalna, zdaniem związkowców, powinna w przyszłym roku wzrosnąć do 1880 zł. A budżetówka to m.in. szkolnictwo, szkolnictwo wyższe, pracownicy ZUS, urzędów skarbowych, samorządów, służby mundurowe, urzędnicy administracji.

Postulaty do spełnienia tylko w roku wyborczym

– Obawiam się trochę takiej licytacji, kto da więcej. W ustalaniu płacy minimalnej zawsze do tej pory licytował się rząd i pracodawcy ze związkowcami. Natomiast obecnie partia rządząca będzie chciała zaspokoić postulaty związkowców, aby zebrać dodatkowy elektorat przed  jesiennymi wyborami. Dlatego te propozycje związków mogą znaleźć uznanie w oczach rządzących. Ale będzie to bardziej decyzja polityczna niż gospodarcza – uważa gość radiowej Jedynki Rafał Sadoch, ekonomista Plus Banku.

Ponieważ ten wzrost byłby znacznie większy niż wynikałoby to z ustawy. W ubiegłym roku płaca minimalna wynosiła 1680 zł, związkowcy chcieli 1800 zł, a stanęło na 1750 zł. – W roku wyborczym ten kompromis może być przesunięty, bliżej postulatów związkowych – dodaje ekonomista.

Związki zawodowe przeciw pracodawcom

Związkowców oburzyła propozycja Pracodawców RP, żeby płaca minimalna wzrosła zaledwie o 32 zł w 2016 roku.

– Nasza propozycja to 1880 zł brutto. Obecnie wynosi ona 1750 zł. Zgodnie z międzynarodowymi rekomendacjami, np. Międzynarodowej Organizacji Pracy, płaca minimalna powinna wynosić 50 proc. średniego wynagrodzenia.(czyli ok. 2000 zł brutto) – przypomina gość Polskiego Radia 24 Piotr Szumlewicz, ekspert z OPZZ.

I dodaje, że w ostatnich latach płaca minimalna rośnie coraz wolniej. Przez ostatnie 4 lata podnosiła się o 114 zł, o 100 zł, o 80 zł, o 70 zł, a teraz proponowany jest wzrost o 32 zł.

– Chcemy odwrócić ten trend. Niepokojące jest także, że coraz więcej ludzi zarabia na granicy płacy minimalnej. Chcemy też wyeliminować umowy śmieciowe, na których właśnie są takie niskie wynagrodzenia. I jeszcze jedno rozwiązanie, które zgłaszamy, to minimalna płaca godzinowa, przynajmniej 12 zł za godzinę. Objęłaby ona tych pracowników, którzy nie mają etatów – wylicza ekspert OPZZ.

W ciągu ostatnich 4 lat, wg danych PIP, coraz szybciej rośnie liczba umów-zleceń, które powinny być etatami. Jest to już ok. 20 proc. umów. – Jesteśmy liderami w Unii, jeśli chodzi o umowy śmieciowe, o samozatrudnienie, o umowy terminowe, mamy darmowe staże, mamy też szarą strefę, czy wolontariat, który jest nadużywany – podkreśla gość Polskiego Radia 24.

Płaca minimalna – Polska liderem regionu

Gdy popatrzymy na inne kraje naszej części Europy, na Litwę, Łotwę, Estonię, Czechy, Słowację, czy nawet na Rumunię i Bułgarię, to płaca minimalna jest najwyższa w Polsce.

– Postulaty związkowe są takie, aby płaca minimalna wynosiła połowę przeciętnego wynagrodzenia, czyli ok. 2000 zł. Jednak gdy weźmiemy pod uwagę kraje, gdzie ta płaca była w tych granicach, np. we Francji, to kondycja rynku pracy jest tam zdecydowanie gorsza. Obecnie płaca minimalna jest poniżej tej średniej, i odnotowujemy poprawę na rynku pracy. W pierwszym kwartale, tzw. stopa bezrobocia według Badania Aktywności Ekonomicznej Ludności BAEL, wyniosła 8,6 proc. (w  badaniu BAEL do pracujących zalicza się osoby w wieku 15 lat i więcej, które w okresie badania wykonywały przez co najmniej 1 godz. pracę przynoszącą zarobek lub dochód – przyp. red.). Natomiast w ubiegłym roku było to 10,6 proc. Zatem odnotowujemy silną poprawę na rynku pracy – tłumaczy Robert Sadoch.

Rynkiem pracy rządzi minimalne wynagrodzenie

Natomiast gdy podniesiemy płacę minimalną, to jest duże prawdopodobieństwo, że ta poprawa zostanie wyhamowana. Płaca minimalna bowiem najmocniej uderza w osoby bezrobotne, młode i niewykwalifikowane. I o ile, np. w Warszawie, ta tegoroczna płaca minimalna może nie jest wygórowana, to jednak koszty pracodawcy wynoszą ok. 2100 zł, i dla przedsiębiorców z innych regionów, np. Polski Wschodniej, ta płaca już jest zbyt duża.

– Czyli podnosząc minimalne wynagrodzenie, obniżamy popyt pracodawców na pracę podwyższając płacę minimalną i wpędzamy pracowników w szarą strefę – dodaje gość Jedynki. I co warto podkreślić, różnie się to kształtuje – w różnych branżach. W gastronomii płaca minimalna stanowi już ok. 60–70 proc. przeciętnego wynagrodzenia.

Płace odmrożone, ale o ile?

Od 6 lat płace w sferze budżetowej były zamrożone. Ale to ma się zmienić niebawem, mówił o tym nawet minister finansów Mateusz Szczurek. Związkowcy proponują 10,5 proc. podwyżki. A co na ten temat sądzą przedsiębiorcy?

– Opowiadamy się jednak za tym, by Fundusz płac w państwowej sferze budżetowej wzrósł jedynie o wskaźnik inflacji, tzn. żeby realnie go nie podwyższać. Wynika to z tego, że zatrudnienie w sferze publicznej powinno zostać zracjonalizowane. Armia urzędników w Polsce jest obecnie sześciokrotnie liczniejsza od polskiego wojska. Należałoby ograniczyć ich liczebność, i jednocześnie dzięki temu, w ramach Funduszu płac, podnieść płacę tym, którzy by pozostali –  proponuje Łukasz Kozłowski z Pracodawców RP.

Odmienne jest stanowisko związków zawodowych. – Od 6 lat te płace są zamrożone i o około 17 proc. spadły realne dochody pracowników budżetówki, ze względu na inflację, czyli setki tysięcy ludzi miało obniżoną o 1/5 płacę. Realne dochody spadły. Dlatego związki zawodowe są oburzone, że państwo nie dba o swoich pracowników – uważa Piotr Szumlewicz, ekspert z OPZZ.

I dodaje, że nie tyle są zamrożone płace w budżetówce, co fundusz płac. To oznacza właśnie, że w momencie kiedy zwolni się iluś pracowników, to tym którzy zostali, można podwyższyć  pensję.

– Stąd jest nacisk, żeby ograniczać kadry urzędników, albo ciąć im dochody. To taka logika „zwijania państwa”. Lepiej chyba, żeby na poczcie pracowało np. 4 godnie opłacanych pracowników, niż gdy będzie 2, źle opłacanych. Bo źle opłacani pracownicy to złe usługi. A naszego państwa nie stać na to – podkreśla Piotr Szumlewicz .

Exodus z budżetówki

Jednak przerost zatrudnienia to jest tylko jedna strona medalu. Druga jest taka, że ci najlepsi pracownicy uciekają ze sfery budżetowej, ponieważ płace nie rosną.

– Często pracownicy budżetówki traktują swoje stanowiska jako swego rodzaju trampolinę do sektora prywatnego. A wzrost płac w sektorze prywatnym jest w granicach 3–4 proc. O ile więc te płace były zamrożone przez ostatnie lata, to w tym momencie powinniśmy je odmrozić. Ale to nie znaczy, że trzeba kompensować te procenty w okresie zamrożenia. Dlatego propozycja podwyżki 10,5 proc jest mocno przeszacowana. Musi tu też nastąpić pewna racjonalizacja, czyli np. zmniejszenie armii urzędników, a efektywność ich pracy powinna być podniesiona. I to mogłoby się przyczynić do podwyżek dla najlepszych pracowników – ocenia ekonomista Robert Sadoch.

Inny sposób: większa kwota wolna od podatku

Może więc warto też wprowadzić kwotę wolną od podatku, na poziomie 8 000 zł, jak zaproponował w czasie kampanii wyborczej prezydent-elekt Andrzej Duda, a projekt ustawy z tym rozwiązaniem ma trafić do Parlamentu w pierwszym roku jego urzędowania.

Robert Sadoch uważa, że to powinno być elementem szerszej reformy podatkowej. – Gdy zwiększymy kwotę wolną od podatku z 3 000 do 8 000 zł, to powstanie gigantyczna wyrwa w finansach publicznych. I czym ja zaspokoimy? – zauważa.

Natomiast po zmianach w systemie emerytalnym i obniżeniu wieku, ta wyrwa byłaby jego zdaniem kosmiczna, w perspektywie 2050 roku. – Szacunki wskazują, że podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 8000 zł, to będzie ponad 20 mld zł. Cofnięcie reformy emerytalnej do 2020 roku to koszt ok. 50 mld zł. Dotąd nie zostały podane jakiekolwiek źródła finansowania. Prawdopodobnie ta kwota wolna od podatku zostanie odmrożona, ale tak drastycznego wzrostu nie oczekiwałbym – prognozuje ekonomista.

O źródłach finansowania mówił w Polskim Radiu 24 Piotr Szumlewicz. – Uważamy, że trzeba podnieść podatki dla najbogatszych, do 50 proc., ale dolna stawka powinna wynosić 15 proc. Podatki powinny być bardziej progresywne. Czyli zwiększenie progresji, liczby progów podatkowych, można też trochę zwiększyć kwotę wolną od podatków – wylicza ekspert OPZZ.

Wiele zależy od wyniku jesiennych wyborów 

Większość decyzji gospodarczych rząd powinien podjąć przed październikowymi wyborami parlamentarnymi. Pytanie jednak, co zrobi ewentualny nowy rząd z tymi decyzjami.

– Jeśli zmieniłby się rząd na jesieni, to decyzje obecnie podjęte, mogłyby zostać cofnięte. I nawet w sytuacji, gdy obecna koalicja zdecydowałaby się na podwyżki dla sektora budżetowego, czy też na podwyżkę płacy minimalnej, to Prawo i Sprawiedliwość mogłoby dorzucić coś od siebie, gdyby doszło do władzy. Zatem z tego punktu widzenia sektor budżetowy znajduje się w dość uprzywilejowanej sytuacji w tym roku. Nawet jeśli obecna koalicja teraz podwyższy płace, to kolejny rząd będzie mógł zrobić to samo – podsumowuje Robert Sadoch.

Krzysztof Rzyman, Grażyna Raszkowska, Karolina Mózgowiec, Małgorzata Byrska