Organizacja środowiskowa Milieudefensie wniosła w imieniu 17 tys. obywateli wraz z sześcioma innymi organizacjami ekologicznymi sprawę przeciwko Shell. Jeden ze światowych gigantów naftowych będzie zmuszony obniżyć do 2030 roku ilość emitowanych gazów cieplarnianych o 45 proc. względem 2019 roku.
Decyzja może mieć konsekwencje dla wszystkich firm wydobywających ropę i gaz oraz utorować drogę do dalszych procesów sądowych przeciwko branży.
– Wyrok z jednej strony uderza w kraje, które żyją z wydobycia ropy i gazu (m.in. w Norwegię). Z drugiej natomiast daje szanse na powstrzymanie rabunkowej gospodarki względem przyrody – przekonuje Pernille Hansen z Norweskiego Stowarzyszenia Ochrony Przyrody.
- To historyczne orzeczenie. Pokazuje, że norweski sąd, politycy i firmy nie nadążają z duchem czasu. To wyraźny sygnał, że firmy paliwowe i kraje uzależnione od zasobów kopalnych muszą natychmiast rozpocząć odejście od ropy i gazu – mówi Truls Gulowsen, lider Stowarzyszenia Ochrony Przyrody Norwegii.
Przedstawiciele koncernu petrochemicznego zapowiadają apelację i nie zamierzają godzić się na narzucone sądownie ograniczenia. Argumentują to brakiem możliwości zmiany technologii wydobycia oraz potencjalnym ograniczeniem liczby miejsc pracy w Norwegii, gdzie wydobywane i przerabiane jest paliwo.
– Kraj postrzegany jest jako nowoczesny i ekologiczny, ale warunki stworzone przez firmę w wielu miejscach mają niewiele wspólnego z ekologią – przekonują lokalni aktywiści.
Cała sprawa jest szeroko komentowana w mediach. Miłośnicy elektryfikacji nie kryją radości z decyzji europejskiego sądu. Jeżeli dojdzie do ograniczeń w wydobyciu paliw kopalnych, a ceny oleju, ropy i gazu pójdą w górę, to ludzie chcąc nie chcąc przesiądą się na odnawialne źródła energii – a tych w Norwegii przecież nie brakuje.
ŁS
CZYTAJ TAKŻE:
Żródło: https://www.nrk.no/klima/historisk-dom_-oljegigant-domt-til-a-kutte-egne-utslipp-1.15510184