Podwyżka o 1000 zł brutto lub ogólnokrajowy strajk i groźba zakłócenia organizacji egzaminów ósmoklasisty, gimnazjalnego i maturalnego. Związek Nauczycielstwa Polskiego nie ustępuje ze swoich postulatów. Na 1 kwietnia zaplanowane są kolejne rozmowy między stroną rządową a związkami zawodowymi, które domagają się większych podwyżek wynagrodzeń dla nauczycieli.
– Ich roszczenia płacowe są częściowo uzasadnione, chociaż nie zgadzam się co do wysokości 1000 zł. Musimy szukać dróg do poprawy bytu nauczycieli, ale nie da się w trzy lata nadgonić Europy Zachodniej. Gdybyśmy zgodzili się na to, czego domagają się protestujący, to znaczna część nauczycieli dyplomowanych z tytułem zawodowym magistra zarabiałaby więcej od wykładowców akademickich ze stopniem profesora. Nie możemy też zaburzyć siatki płac dając dużą podwyżkę jednej branży. Otworzyłoby to roszczenia w szeregu innych obszarów sfery budżetowej. Z tego byśmy się nie podnieśli. Jako odpowiedzialny rząd nie możemy sobie na to pozwolić – wyjaśnił poseł.
Kamil Bortniczuk zaznaczył, że w ciągu trzech lat nauczyciele otrzymali podwyżkę w wysokości 16 proc. Parlamentarzysta przypomniał, że ostatnie podwyżki za czasów rządu PO-PSL miały miejsce w 2012 roku, później, aż do 2016 roku, zostały "zamrożone". Dodał, że jeżeli nie uda się dojść do porozumienia, to rząd jest przygotowany nawet na najgorszy scenariusz.
– Nie chcemy, by za strajk nauczycieli zapłacili najmłodsi Polacy. Powróciliśmy przecież do stopniowego podnoszenia pensji nauczycieli. Nie możemy ich jednak potraktować jako wyjątkowy element całego systemu budżetowego. Postanowiliśmy dzielić owoce wzrostu gospodarczego możliwie najszerzej, jednocześnie prowadząc rozsądną politykę w zakresie płac w sferze budżetowej – zaznaczył.
Z Kamilem Bortniczukiem rozmawiał Adrian Klarenbach.
Polskie Radio 24/db
-------------------------------------
Data emisji: 28.03.2019
Godzina emisji: 17.15