Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Trójka
Paula Golonka 18.01.2011

Zagrożona węgierska wolność

Od nowego roku na Węgrzech obowiązuje prawo, które pozwala rządowi kontrolować niezależne media i wymierzać im wysokie kary finansowe za „niewyważone publikacje”. Mogą one sięgać nawet 700 tysięcy euro.

O karach decyduje Rada ds. Mediów złożona wyłącznie z członków rządzącej partii Fidesz. Przeciwko nowemu prawu protestuje Unia Europejska, a w Polsce m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Nie zgadzają się nią też sami Węgrzy.

Jak donosi z Budapesztu Ernest Zozuń, reporter Trójki, na ulicznych happeningach i koncertach można spotkać nie tylko dziennikarzy, ale też literatów, poetów, piosenkarzy i raperów. Na drzwiach parlamentu przybito nawet tzw. tezy wolnych mediów.

Jak stwierdził Zozuń, zapisy nowej ustawy są bardzo nieprecyzyjne, nie wiadomo co oznacza sformułowanie „niewyważone publikacje”. Przypomniał, że Rada może wstrzymać publikacje i nakazać dziennikarzowi ujawnienie wszelkich posiadanych przez niego dokumentów oraz źródeł informacji, jeśli zagraża to bezpieczeństwu narodowemu. Nie sprecyzowano jednak co oznacza to sformułowanie.

– W tym momencie zamyka się usta dziennikarzom jeszcze zanim oni cokolwiek zdążą wypowiedzieć. Nawet jeżeli tego nie wypowiedzą, to też można ich potem za to ukarać – mówił. Przypomniał, że w Polsce publikacje może wstrzymać tylko niezależny sąd.- W ustawie jest dużo niedopowiedzeń, które dają Radzie duże pole do nauczyć – stwierdził.

Jak zauważył Wiesław Gałązka, medioznawca, wolność słowa jest zawsze zagrożona. Ci, którzy wcześniej o nią walczyli, twierdzili, że należy ją poszerzać i pozwolić na krytykę władzy, kiedy sami przejmują władzę zmieniają zdanie, bo zaczyna im to przeszkadzać. - Próby ograniczenia wolności słowa zawsze istniały jeśli chodzi o władzę i istnieć będą – powiedział.

Z twierdzeniem, że nowa ustawa jest zagrożeniem dla wolności słowa na Węgrzech nie zgodził się Ákos Engelmayer, węgierski dziennikarz, historyk, dyplomata iu były ambasador tego kraju w Polsce. – Gdyby lewicowy rząd zrobił coś takiego, a przygotował coś takiego, to wszystko było w porządku. Zachodnio liberalna prasa nie reagowała na naruszenia wolności słowa w ciągu ośmiu lat rządów tzw. socjalistów – mówił.

Przypomniał, że poprzedni premier wydał ogólnik w jakich gazetach nie wolno zamieszczać reklam, a publiczna telewizja na początku lat 90. odmówiła emisji przemówienia ówczesnego premiera. Zauważył, że jedną z osób, która najgłośniej protestuje przeciwko nowej ustawie jest szefowa klubu socjalistów. Wcześniej, w latach osiemdziesiątych z ramienia Komunistycznej Partii Węgier odpowiadała za cenzurę.

Zdaniem Engelmayera, większość poprawek w ustawie medialnej powstała na skutek sugestii Unii Europejskiej. - Jestem przekonany, że 90 procent ludzi, którzy protestują przeciwko tej ustawie nie przeczytali jej – dodał. Zgodził się z twierdzeniem, że kary dla mediów za łamanie prawa są zbyt wysokie.

W programie wypowiadał się także Maciej Iłowiecki z Rady Etyki Mediów, Aleksander Smolar z Fundacji im. Stefana Batorego oraz Stefan Bratkowski z niezależnego portalu publicystycznego „Studio Opinii”.

Aby wysłuchać całej rozmowy "Zagrożona węgierska wolność", wystarczy kliknąć w ikonę dźwięku w boksie "Posłuchaj” w ramce po prawej stronie.

(miro)