Komuniści od początku próbowali zacierać ślady zbrodni jaką było strzelanie do niewinnych ludzi. W tym celu próbwano wypisywać fikcyjne akty zgonu, które miały świadczyć o tym, że wojsko nie strzelało do ludzi.
Fragment relacji Krystyny Zajczonko
"Trzeba było pomyśleć o pogrzebie. Znajoma załatwiła miejsce na cmentarzu w Sopocie, bo tam chciałyśmy z mamą, a ja poszłam do Urzędu Miejskiego po akt zgonu. Urzędniczka dała mi go, patrzę – a tam "zmarł 20 grudnia". Zdenerwowałam się, z tym, że ja nie pamiętam, którego byłam w Prezydium po akt zgonu, natomiast to, że napisano w nim datę śmierci 20 grudnia, pamiętam doskonale, powiedziałam, że ja tego nie wezmę, co to w ogóle znaczy i przy tej pani podarłam. Powiedziałam, że brat został zabity 17 grudnia i tak ma być. Urzędniczka gdzieś wyszła, zostawiła mnie samą w pokoju. Na oknie leżały dwie spore kupki papierków. Skojarzyło mi się, że to akty zgonu, podeszłam i zobaczyłam, że akty zgonu wystawione są na dni, które dopiero nastąpią. Wróciła urzędniczka i wystawiła nowy akt z dobrą datą. (…)"
(Źr. "Spotkania" nr 24, Lublin 1983)
O tych wstrząsających praktykach opowiadały dziesięć lat później, bo wcześniej nie było można, rodziny poległych Fragment konferencji prasowej z bliskimi ofiar zabitych w grudniu 1970 roku. Materiał zarejestrowany 17 grudnia 1980 roku. Autorzy: Andrzej Jeleński i Marek Kukuryka. Rodziny poległych opowiadają o próbach wymuszania przez władzę zmian aktów zgonów.