Import rosyjskiego skroplonego gazu ziemnego, zwykle transportowanego dużymi tankowcami, wzrósł o ponad 40 proc. między styczniem a październikiem tego roku w porównaniu z tym samym okresem w ubiegłym roku. Wskazuje to na trudności Europy w rezygnacji z gazu z Moskwy, pomimo prób Brukseli odchodzenia od rosyjskich węglowodorów. W tym okresie rosyjski LNG stanowił 16 proc. europejskiego importu morskiego.
"Chociaż łączna objętość (17,8 miliarda metrów sześciennych) stanowiła ułamek z 62,1 miliarda metrów sześciennych gazu przepływającego gazociągami w tym czasie, to jednak pozostawia Europę zależną od rosyjskich surowców energetycznych" - pisze "FT".
"Pewnego dnia Putin może się obudzić i powiedzieć: „przestaniemy wysyłać LNG do Europy”, zmuszając region do kupowania na jeszcze droższym rynku" - stwierdziła naukowiec z Center for Global Studia na Uniwersytecie Columbia Anne-Sophie Corbo.
Dodała, że Rosja mogłaby również skierować ładunki do krajów z niedoborem LNG, takich jak Bangladesz i Pakistan - po niskich cenach, aby uzyskać przewagę polityczną i wywrzeć presję na Europejczyków.
Ze względu na jego znaczenie dla bezpieczeństwa energetycznego niektórych krajów europejskich Bruksela nie zastosowała sankcji wobec rosyjskiego gazu. Z kolei Kreml to wykorzystał, stopniowo zmniejszając przepływ rurociągami po inwazji na Ukrainę, podnosząc ceny i pogłębiając kryzys kosztów życia na kontynencie.
IAR/PAP/dad