Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 02.08.2019

Działacz: protest w Moskwie trwał mimo masowych zatrzymań – to bardzo istotna zmiana

- Moskwianie nie byli już w stanie znieść takiej arogancji. Niezależni kandydaci, którym odmówiono rejestracji w lokalnych wyborach, łatwo wygraliby z prorządowymi. Wiele osób miało poczucie, że miarka się przebrała - mówi portalowi PolskieRadio24.pl Aleksiej Kozłow, obrońca praw człowieka, redaktor portalu article20.org. Jak mówił, najbliższe dni pokażą, czy protest społeczny przyniesie jakieś rezultaty w wymiarze politycznym. 

27 lipca tysiące osób protestowało w Moskwie w związku z odrzuceniem kandydatów opozycji w wyborach lokalnych. Odbędą się one 8 września. 

- Niezależni (opozycyjni) kandydaci w wyborach lokalnych są w Moskwie rozpoznawalni. Wiele osób składało na ich rzecz podpisy. Gdy odmówiono rejestracji tym ludziom – moskwian oburzyła skala arogancji władzy – mówi Aleksiej Kozłow, działacz, który zmuszony był wyemigrować z Rosji. Obecnie jest dziennikarzem portalu article20.org poświęconym prawom człowieka w Rosji, przede wszystkim prawu do zgromadzeń.  

P- olitycy niezależni w samorządach pracują na rzecz lokalnych społeczności, są aktywni w mediach niezależnych, w sieciach społecznościowych. Są znani, czego nie można powiedzieć o prorządowych kandydatach – dodał Aleksiej Kozłow.

Niezależni kandydaci opozycji pokazywali, że jest alternatywa dla tego, co się dzieje w Rosji. Czy jednak protest ten przyniesie zmiany polityczne?

Zdaniem działacza, odpowiedź przyniosą najbliższe dni. Protest, jak mówił, był w dużej mierze spontatniczny, wiele osób, które brały w nim udział nie miało sprecyzowanych żądań politycznych. Wiele zależy od przebiegu demonstracji 3 sierpnia i strategii opozycji.

Jedna Rosja z racji tego, że przynależność do partii nie przysparza popularności kandydatom, w wyborach wystawia ich formalnie jako niezależnych. Po wyborach będą jednak tworzyć prorządową frakcję - zaznaczają media niezależne. Wyborcy jednak wiedzą, którzy kandydaci są naprawdę niezależni.

Demonstracja w Moskwie. Fot. PAP/EPA/YURI KOCHETKOV Demonstracja w Moskwie. Fot. PAP/EPA/YURI KOCHETKOV

Więcej w rozmowie.

PolskieRadio24.pl: Teraz jest pan dysydentem, ale wcześniej pan sam brał udział w protestach tego rodzaju – jak zatem patrzy pan na to, co teraz dzieje się w stolicy Rosji, przed wyborami lokalnymi? Na demonstracji 27 lipca były tysiące osób, Rosgwardia i policja działały w wielu przypadkach bardzo brutalnie, ponad 1300 osób zatrzymano. Są represje wobec liderów opozycji.

Aleksiej Kozłow, obrońca praw człowieka, redaktor article20.org: Władze chcą utrwalić wizerunek Władimira Putina jako twardego władcy. Odmowa rejestracji niezależnych kandydatów w wyborach lokalnych świadczy o tym, że jest zapotrzebowanie na tzw. ”zaczystkę”, "oszyszczenie" pola politycznego, także na poziomie władz miejskich.

W parlamencie, czy to federalnym, czy w izbach regionalnych, praktycznie nie ma już niezależnych kandydatów. Zostali tylko we władzach miejskich. Zatem "na górze" zdecydowano się temu przeciwdziałać. 

Jaka zaś była przyczyna takiego brutalnego potraktowania demonstrantów?

Praktyka proponowania na wybory kandydatów niezależnych okazała się dla władz niekorzystna, okazało się, że nie tak łatwo jej się przeciwstawić. Jeśli niezależni kandydaci pracują, prezentują swój program, to z łatwością pokonują przedstawicieli Jednej Rosji, także tych ”utajonych”, bo wielu z nich otwarcie nie występuje pod szyldem tej partii.

Takich niezależnych kandydatów są dziesiątki, w Moskwie i w innych częściach Rosji. Z sukcesem wykorzystywali możliwość udziału w polityce na poziomie samorządów, by pokazywać alternatywny punkt widzenia. Występują w mediach, cytuje się ich w mediach społecznościowych. I ich się także w Moskwie wybiera, bo wiadomo, że potem pracują dla swojej społeczności, jak prawdziwi samorządowcy.

To władzom się nie podoba. Władze zamiast tego, by wystawić w wyborach godną ich konkurencję, zdecydowały się po prostu nie dopuścić tych, którzy mieli szanse, by zostali wybrani. 

Władze nie chcą widzieć niezależnych kandydatów nawet w kampanii, nie chcą, żeby opowiadali o swojej pracy. Władze wolałyby, żeby niezależnych kandydatów nie było W tym roku starają się ich zatrzymać na samym początku.

Reakcja policji i Rosgwardii była nieadekwatna. Służby stosowały te metody, których ich nauczono, ale w tym przypadku nie zadziałały.

Dlaczego ludzie zdecydowali się na protest? Jest wiele spraw, z powodu których teoretycznie mogliby protestować, ale przeważnie tego nie robią.

Tak jak mówiliśmy, niezależni kandydaci, którzy dawniej byli wybrani do samorządów,  pracowali bardzo aktywnie w alternatywnej przestrzeni medialnej, informacyjnych – w portalach społecznościowych, na kanale Telegram. W efekcie są o wiele lepiej znani niż samorządowi politycy z partii rządzącej w Moskwie.

I tym samym informacja o rażąco niesprawiedliwym odrzuceniu kandydatur tych polityków dotarła do wielu osób, także do tych, które złożyły dla nich swój podpis. Odmowa rejestracji kandydatów niezależnych stała się rzeczą szeroko dyskutowaną, wszyscy się o tym dowiedzieli. Władze nie miały szans przedstawić alternatywnej wersji wydarzeń, która byłaby możliwa do przyjęcia dla społeczeństwa.

Ludzie mówili, że składali podpisy na rzecz kandydatów - a tutaj proszę – wszystkich zablokowano.

To trochę tak jak w 2011 roku. Wybory zawsze fałszowano w Rosji, jednak w 2011 roku było to tak zauważalne i tak aroganckie, że spowodowało gwałtowną reakcję ludzi.

Obecna sytuacja w Moskwie przypomina 2011 rok. Ludzie są oburzeni brakiem zasad i arogancją władz, jeśli chodzi o odmowę rejestracji kandydatów.

CZYTAJ TAKŻE: PONAD 1300 OSÓB ZATRZYMANYCH W MOSKWIE >>>

Władze mogą jeszcze zmienić decyzję?

Władze nie oczekiwały tak dużej demonstracji. Była to największa demonstracja od 2012 roku. Byłaby jeszcze większa, gdyby władze wyraziły zgodę na jej zorganizowanie. Ludzie, którzy wychodzili na demonstrację 27 lipca, byli świadomi, że mogą być zatrzymani i większość z nich była na to gotowa.

Masowe zatrzymania świadczą o tym, iż władze zakładały na początku, że będzie to mało liczna demonstracja, którą łatwo uda im się stłumić, po czym niczego więcej nie trzeba się już spodziewać i będą mogły spać spokojnie.

Stało się na odwrót. Protest się odbył. Dowiedział się o nim cały świat. Nagłówki gazet na całym świecie o tym krzyczały. Informacja o rozpędzeniu informacji w Moskwie była na pierwszych stronach wielu zagranicznych mediów.

A zatem na arenie międzynarodowej pogorszył się wizerunek rosyjskich władz. Z drugiej strony okazało się, że władze nie mogą zrobić zbyt wiele. Nawet masowe zatrzymania nie wyciszyły protestów.

Wcześniej zatrzymania najczęściej kończyły protesty. Teraz tak się nie stało. To coś nowego.

ALEKSIEJ NAWALNY PODDANY DZIAŁANIU TOSKYNY: TWIERDZI JEGO LEKARZ >>>

Czy władze mogą jeszcze zmienić decyzję ws. rejestracji tych odrzuconych niezależnych kandydatów?

Władze odmówiły już rejestracji kandydatów, rozpędziły demonstrację. Więc teraz są w pułapce. Teraz raczej nie zmienią decyzji, bo byłby to dowód, że można do tego doprowadzić poprzez protesty. Można oczekiwać raczej wywierania presji na poszczególnych kandydatów. Część z nich trafiła już do aresztu i nie będą mogli uczestniczyć w demonstracji zaplanowanej na 3 sierpnia.

Władze będą starały się osłabić siłę protestu, zgadzając się na jego organizację i przenosząc go poza centrum.

Bardzo ważne jest, co stanie się w ciągu następnych dni – czy liderzy protestu będą zajmować takie same stanowisko jak przed protestem, czy protestujący nie podzielą się na różne grupy.

Czego możemy oczekiwać dalej?

To zależy od tego, co stanie się w najbliższych dniach.

Widzimy jednak, że władza chce neutralizować liderów protestu. Na przykład Aleksiej Nawalny znajduje się w areszcie. Mówi, że został poddany działaniu środka toksycznego. Ta sprawa powinna być zbadana, a tymczasem to się nie dzieje.

Władze tak bardzo boją się konkurencji?

Poszerzają zakres kontroli. Wszystko jest pod kontrolą, a tutaj proszę, jakieś niezależne życie.

W tym kontekście zastanawia badanie Lewady – 54 procent pytanych chciałoby, żeby Władimir Putin pozostał na czele władz Rosji po 2024 roku.

Socjologia i socjologia w Rosji – to dwie różne rzeczy. Socjologia rosyjska to specyficzna dziedzina. Nawet jeśli Lewada posługuje się profesjonalną metodologią, to respondenci mogą zachowywać się bardzo ostrożnie, wielu nie odpowiada otwarcie. Pytanie odczytują jako test poparcia dla Putina.

W regionach Putin ma zapewne poparcie około 40 procent. Ale nie jest to taka przytłaczająca większość, jaką stara się rysować Kreml.

Jednocześnie 38 procent respondentów Lewady opowiedziało się przeciwko dalszym rządom Putina po 2024 roku. Niezależni politycy w samorządach w tym kontekście byli groźni dla władz, bo starali się pokazać, że jest polityczna alternatywa.

Powiedziałbym, że protest 27 lipca był w pewien sposób egzystencjalny. Arogancja i hipokryzja władz doprowadziła do tego, że na ulicę wychodzą ludzie, którzy nie mają sprecyzowanych politycznych żądań.

Rozumieją, że mało można zrobić w obecnie sytuacji. To inna rzecz. Ale już po prostu nie mogą tego znieść – nie można tak kłamać, tak otwarcie fałszować wyborów.

Pojawia się tu oczywiście pytanie, czy te protesty przeobrażą się w postulaty polityczne i czy będzie możliwość egzekwowania tych postulatów. Bo zrozumiałe że w sytuacji niezarejestrowania kandydatów zadanie zmiany sytuacji politycznej w całości wydaje się nieco odległe. Zobaczymy jednak, jaki będzie rozwój wypadków, co przyniesie demonstracja 3 sierpnia.

***

Z Aleksiejem Kozłowem rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl