Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 01.11.2012

Krzyże polskich żołnierzy wystają spod nowych grobów

Na Białorusi nie można godnie chować AK-owców. Władze Białorusi nie pozwalają na ich ekshumację i przeniesienie na cmentarz. Niszczeją też dawniejsze groby – mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl ambasador RP na Białorusi Leszek Szerepka.
Muzeum Armii Krajowej w KrakowieMuzeum Armii Krajowej w KrakowiePAP/Jacek Bednarczyk
Posłuchaj
  • Leszek Szerepka, ambasador RP na Białorusi
  • Leszek Szerepka o cmentarzu z 1920 roku, na którym rozmieszczono nowe pochówki
Czytaj także

W wielu miejscach na Białorusi pochowani są Polacy. W przypadku żołnierzy Armii Krajowej, innych ofiar i uczestników wojny, groby znajdują się często poza cmentarzami, mogiły są w lasach, na polach. Ambasador Leszek Szerepka w rozmowie z portalem PolskieRadio.pl podkreślił, że administracja białoruska nie pozwala na godne uczczenie zabitych Polaków. - Na Białorusi są problemy z ekshumacją ofiar wojny. Chcielibyśmy pochować poległych w miejscach do tego przeznaczonych, ale brak jest zgody władz – konstatuje ambasador.

Władze Białorusi nie dbają i nie dbały przez lata o istniejące już cmentarze. Stąd czasami można spotkać się z niszczeniem starych grobów. - W Brasławiu była kiedyś kwatera polskich żołnierzy z 1920 roku. Teraz białe krzyże wystają spod świeżych pochówków – opowiada ambasador RP na Białorusi.

Głównym problemem według ambasadora jest fakt, że na Białorusi ekshumacjami zajmuje się specjalny batalion ministerstwa obrony i nie zawsze udaje się uzyskać na nie zgodę. Tymczasem to już ostatnie lata, w których można ocalić pamięć o poległych żołnierzach.

Szczególnie duży problem jest z godnym pochówkiem żołnierzy Armii Krajowej. Dyplomata tłumaczy, że władze białoruskie nie chcą respektować umowy polsko-białoruskiej o uczczeniu miejsc pamięci ofiar wojny. Jak mówi, część środowisk twierdzi, że to ”grupy bandyckie” lub grupy, "które reprezentowały interesy rządu, który nie był uznany”.

Do tej pory strona białoruska nie pomogła Polsce w odnalezieniu listy katyńskiej zabitych na terytorium Białorusi. Wręcz przeciwnie – białoruscy urzędnicy, na czele z szefem państwa Aleksandrem Łukaszenką twierdzą teraz, że "na Białorusi nie został rozstrzelany żaden Polak”, a lista katyńska dotycząca Białorusi według nich nie istnieje. Polski dyplomata w ostatnim czasie rozmawiał po raz kolejny na ten temat z szefem białoruskich archiwów Uładzimirem Adamuszką i znów usłyszał zaprzeczenie. Tymczasem co najmniej kilka tysięcy Polaków z listy katyńskiej z całą pewnością spoczywa na terenie Białorusi i zostało tutaj zabitych przez NKWD. Ambasador zauważa, że problemu nie uda się rozwiązać bez pełnego dostępu do archiwów białoruskich i bez ekshumacji.

Leszek Szerepka zaznacza, że konieczne jest m.in. zbadanie Kuropat i ekshumacja w tym miejscu. Dodaje, że w samej stolicy Białorusi, Mińsku jest mnóstwo miejsc, które prawdopodobnie były miejscem zbrodni stalinowskich, a teraz zostały po prostu zabudowane. To m.in. park Czeluskińców, bazar Komarowka, historycy białoruscy wskazują jeszcze na szereg innych miejsc.

Ambasador
Ambasador Leszek Szerepka

PolskieRadio.pl: Jak wygląda sytuacja z grobami żołnierzy Armii Krajowej na Białorusi?

Ambasador Polski na Białorusi Leszek Szerepka: Konsulat w Grodnie organizuje co roku akcję Ostra Brama. To objazd po miejscach pamięci związanych z Armii Krajowej. Biorą w nim też udział weterani AK.

Mamy duże problemy z ekshumacją ofiar wojny. Jest kilka miejsc, w których chcieliśmy doprowadzić do ekshumacji, by następnie pochować zmarłych w miejscach, które są do tego przeznaczone, to jest na cmentarzach. Zdarza się niestety, że żołnierze są pochowani na polu kukurydzy, a stoi tam tylko rozpadający się drewniany krzyż. Teraz jeszcze żyją ludzie, którzy pamiętają o grobach, jednak po latach nikt nie będzie już o nich wiedział.

Niestety, nie możemy przeprowadzić samodzielnie ekshumacji na Białorusi. W tym kraju jest specjalny batalion do spraw ekshumacyjnych ministerstwa obrony i do niego trzeba się zwracać z prośbą o przeprowadzenie ekshumacji. Nie zawsze jest to pozytywnie oceniane. Trzeba dodać, że na Białorusi nie wszystkie środowiska naukowe i historyczne patrzą na Armię Krajową jako na sojusznika w walce z faszystami niemieckimi. Niektórzy utrzymują, że są to ”grupy bandyckie” lub grupy, które reprezentowały interesy rządu, który nie był uznany. Nawet jeśli odwołujemy się do umowy zawartej między Polską a Białorusią o uczczeniu miejsc pamięci ofiar wojny, to często Białorusini mówią, że akurat AK-owcy do tej kategorii się nie zaliczają. Są problemy, żeby zmarłych ekshumować i pochować godnie na cmentarzach.

Cmentarzy leśnych, miejsc pochówku, jest około kilkuset?

Tak, jeśli jeszcze uwzględnimy cmentarze z 1920 roku, których też jest bardzo dużo na Białorusi. Nie wszystkie są w dobrym stanie. Ostatnio byłem na przykład w Brasławiu. Tam była kiedyś ważna kwatera z wojny 1920 roku. Stoi szereg białych krzyży, ale one wystają już z nowych pochówków. To znaczy, że nad miejsca, gdzie była kwatera wojskowa, nałożone są nowe groby. Zachowano tylko część krzyży. To robi dziwne wrażenie. Inne państwa, czy to Włosi, czy to Austriacy, z dużą dozą pietyzmu podchodzą do ofiar wojny, również pierwszej wojny światowej. A na wschodzie są różne problemy, nie można odpowiednio zadbać o groby. Tymczasem jest mnóstwo miejsc, o które należałoby się zatroszczyć i wykorzystać czas, który ucieka.

AK-owcy mówią, że mogliby nawet własnymi rękami budować pomniki, ale brakuje środków. Może trzeba zorganizować akcję z tym związaną.

Jeśli chodzi o proste projekty, na przykład związane z rekonstrukcją nagrobków, to nie jest problem. Problemy są z większymi obiektami, o których trzeba rozmawiać na poziomie międzypaństwowym. Pamiętna jest dyskusja między Radą Pamięci a Ukraińcami, w której chodziło o wielkość krzyży, napisy. Tu jest tak samo. Nie jest tak, że możemy wszystko zrobić samodzielnie.

Jeśli jest inicjatywa oddolna w drobniejszej sprawie, wychodząca z parafii, od księdza, ludzie chcą odnowić cmentarz i zwracają się do konsulatu, wtedy zwykle nie ma problemu z pieniędzmi. Środki na to są. Problem polega na tym, że nie zawsze taka inicjatywa się pojawia, nie zawsze ktoś jest zainteresowany i chce się zająć grobami. Problem jest też z większymi metropoliami, w które należałoby zainwestować i porozumieć się ze stroną białoruską, jak to ma wyglądać.

Jednym z najpoważniejszych problemów są Kuropaty i sprawa katyńskiej listy oficerów zabitych na terytorium Białorusi.

Nie tak dawno rozmawiałem z dyrektorem departamentu do spraw archiwów, panem (Uładzimirem) Adamuszko, z ministerstwa sprawiedliwości. Przekonywał mnie, że żadnej listy katyńskiej nie ma. Powtórzył, to co mówił wcześniej, że tak naprawdę, jeśli na terenie Białorusi są groby związane z listą katyńską, to są pochówki osób zmarłych podczas tranzytu przez terytorium białoruskie. Nie ulega wątpliwości, mamy problem z kilkoma tysiącami osób z listy katyńskiej, uważamy, że powinny być pochowane na terenie Białorusi. Tylko że bez pełnego dostępu do archiwów białoruskich, nie widzę szans, by ten problem rozwiązać.

Co do Kuropat: trzeba byłoby przeprowadzić tam ekshumację. Podają różne szacunki, od kilku tysięcy do dwustu pięćdziesięciu tysięcy osób. Specjaliści powinni przeprowadzić badania. Jednak władze białoruskie chyba nie są zainteresowane tym, żeby tego typu ekshumację przeprowadzić i dowiedzieć się, ile osób zostało tam zabitych.

To zresztą nie jest jedyne miejsce w Mińsku, które jest związane z represjami. Jest park Czeluskińców w centrum miasta, mówi się, że na jego terenie bardzo wiele osób zostało zabitych. Jest bazar Komarowka w Mińsku, niektórzy mówią, że i tam zabijano ludzi i chowano. Tych miejsc – nawet na terenie zabudowanym Mińska – jest bardzo dużo. Z tym, że nikt nie jest zainteresowany tym, żeby się badaniami zająć.

Co można zrobić?

Można zachęcać społeczności lokalne, żeby starały się dbać o istniejące nagrobki. To się udaje. Natomiast problemem są nowe projekty. Mówiłem o Brasławiu: to są przecież zaszłości, tu nie zapadła decyzja w ostatnim okresie, że tam będą nowe pochówki. Ludzie grzebani są w tym miejscu od, powiedzmy, 40 lat. Ludzie, których bliscy tam leżą, chcą tam chować kolejnych zmarłych. To rzecz trudna to rozwiązania, zapętlenie.

Dlaczego tak się dzieje na Białorusi? W Polsce są stowarzyszenia rodzin katyńskich, Polacy szukają bliskich, którzy zginęli, chcą wiedzieć, co się z nimi stało, gdzie są pochowani. Dlaczego na Białorusi nie powstają takie stowarzyszenia? Być może byłby to sojusznik w walce o prawdę historyczną i godne upamiętnienie tych, którzy zginęli.

Na Białorusi ciągle znajduje się osoby, które zginęły podczas II wojny światowej, zabite gdzieś w lesie. To ogromna skala problemu. Represje były bardzo duże, podczas wojny zginęło bardzo wiele osób. Spora część zabitych to Żydzi i Polacy, obecnie społeczności żydowskiej na Białorusi w ogóle nie ma. Społeczność polska też jest przemieszczona, osłabiona, nie zajmuje tego obszaru co wcześniej. Teraz jest to tak naprawdę Grodzieńszczyzna. W dodatku represje dokonane są przez system sowiecki, który upadł około 20 lat temu, wiele lat po prześladowaniach. Wiele osób starało się o tym nie pamiętać. Był system wrogów ludu. Jeżeli ktoś z rodziców został rozstrzelany, to jego dzieci były wrogami ludu i miały problemy, by funkcjonować. Starano się takie rzeczy wymazać z pamięci. To społeczeństwo zupełnie inaczej funkcjonuje niż my.

Tam nie było tak silnego kościoła. Kościół katolicki działał w podziemiu, a cerkiew pełniła inną rolę. Trzeba tych ludzi zrozumieć, to nie społeczeństwo, takie jak polskie, tam pamięć jest inaczej kultywowana. Niektórzy starają się o przeszłości zapomnieć. Tymi problemami zajmują się jednostki, więc trudno znaleźć na Białorusi partnera społecznego, który by nam pomógł.

Rozmawiała Agnieszka Kamińska