Po ulicach szwędają się grupki pijanych młodzieńców w niebieskich beretach. Dziś kąpią się w miejskich fontannach, to taka tradycja w dniu święta żołnierzy służących w lotnictwie(2.08), a konkretnie tych , którzy skaczą z samolotów. Piją piwo na ulicach tak jak i 5 lat temu, kiedy ostatni raz byłam tu latem, chociaż Łukaszenka zapowiadał walkę z tym jakże przykrym procederem. Można powiedzieć pozornie nic się nie zmieniło. Białoruski prezydent obiecywał też Białoruś mlekiem i miodem płynącą i wysokie zarobki. Obietnicy nie spełnił, to też nie nowość. To nie pierwsza i nie ostatnia niespełniona obietnica. Pozornie nic się nie zmieniło.
Jednak ceny rosną dosłownie z dnia na dzień, tak samo jak spada kurs rubla w stosunku do dolara. Żeby wymienić dolary czy euro po naprawdę uczciwym kursie trzeba to zrobić nielegalnie przez znajomą osobę, czyli na tak zwanym czarnym rynku. To jest już pewna nowość. Z pozoru wszystko wygląda normalnie, ludzie nie chodzą obdarci w restauracjach jako taki ruch, wziąwszy pod uwagę, że sierpień to miesiąc wzmożonych wyjazdów Białorusinów na daczę. Ludzie pytani wprost o kryzys przez osobę z zewnątrz, której nie znają (czyli mnie), twierdzą, że nic się nie zmieniło. Pytam się taksówkarza o kryzys, a przecież to grupa zawodowa, która w wyniku podwyżki cen paliw została bardzo pokrzywdzona. Odpowiada, że go nie odczuwa, że tak jak wcześniej może kupić wszystko , to co chce. Dziwi to opozycjonistów, którzy mówią mi, że taksówkarze strasznie narzekają i większość z nich charakteryzuje mocno antyłukaszenkowska postawa. Jeden z liderów opozycji mówi mi, „…Nie znają pani i nie chcieli powiedzieć jak jest naprawdę ze strachu...” To całkiem racjonalna opinia. Kiedy rozmawia się z tymi, którzy już nabiorą zaufania, którym zostaje się przedstawionym przez innego Białorusina, zaczynają się zwierzać, że z dnia na dzień jest gorzej, rośnie bezrobocie, a w sklepach nie można nic kupić, a duża część towarów dotychczas powszechnie dostępnych staje się luksusowa. Coś wisi w powietrzu. Atmosfera niepewności o jutro. Ludzie nie narzekają już na Łukaszenkę i jego świtę. Polityka przestała ich obchodzić o ile kiedykolwiek obchodziła. Jak sami mówią nie o politykę tu chodzi. Boją się o swoją przyszłość.
Powstaje jednak pytanie, który strach jest większy. Czy ten przed pałkami OMON-u, czy przed niepewnością jutra. Czy to taki strach, który spowoduje, że ludzie na jesieni masowo wyjdą na ulicę jak planuje białoruska opozycja? Czy jednak ten strach jest tylko pozorny, tak jak pozornie na Białorusi wygląda wszystko jak dawniej.
Joanna Kędzierska, Mińsk, 02.08.2011
Blog na podstronie portalu polskieradio.pl, Raport Białoruś